Najlepsze zawsze zostawiam na koniec. Też to macie? Ten rok był naprawdę łaskawy i obfity. Było dużo podróży, więc w zestawieniu znów ramię w ramię stoją restauracje polskie i zagraniczne, gwiazdkowe i te mniej znane – każda z nich wyjątkowa w swojej kategorii. Było dużo wrażeń, radości i wspaniałych doświadczeń, za co bardzo dziękujemy szalonym szefom kuchni, nieustraszonym kucharzom i wszystkim, dzięki którym ten rok miał tyle smaków.
Absolutny odlot. Michał Bryś jest szalonym kucharzem – nie śpi, nie czesze się, on po prostu oddycha swoją kuchnią. Bawi się jedzeniem z ułańską fantazją, ale też znakomicie komponuje smaki. Zaskakuje formą, lecz mimo pozornego natłoku wrażeń, nie gubi się istota i ten najważniejszy smak, który jest myślą przewodnią dania. A to już wyższa szkoła jazdy. Do tego najlepszy serwis w mieście.
Za wspaniałą atmosferę, za znakomite smaki, za genialny dobór win, za traktowanie gości tak, jakby mieli być ostatnimi w życiu, za elastyczność, za bezbłędny serwis… Za wszystko. Giovanni Grasso, Igor Macchia i ich ekipa zwykły wieczór zmieniają w niezwykłą przygodę. Każdy aspekt wizyty w restauracji, który może mieć znaczenie z perspektywy gościa, jest tam dopieszczony i na wysoki połysk.
Kolejna perełka. Co nie jest zaskakujące, bo mamy tu wyłącznie perełki. Kuchnia Witka Iwańskiego ma dwie cechy charakterystyczne: tendencję do dążenia do smaków słodkich, i tu nie mam pretensji, bo wszystkie bronią się brawurowo, a poza tym to typowe dla Mazowsza, ale co ważniejsze jest niezwykle równa. Każde danie jest zwyczajnie znakomite. W innym kraju i innej rzeczywistości Michelin zabrałby głos, a gwiazdki posypałyby się w tym zestawieniu jak brokat w Sylwestra.
Bardzo dopracowane dania, wręcz dopieszczone. Każdy ze smaków, które pojawiają się na talerzu, ma swoje uzasadnienie, jest częścią większej układanki. Znakomita kuchnia na bardzo wysokim poziomie, a przy tym przyjemne wnętrze, które nie rozprasza nadmiarem wrażeń i pozwala skupić się na zawartości talerza. Martin Gimenez Castro pokazuje bardzo szeroki wachlarz umiejętności i udowadnia, że jest wybitnie uzdolnionym kucharzem.
Z dużą przyjemnością patrzę, jak Przemek Błaszczyk, razem ze swoim zespołem, wchodzi na coraz wyższe tony i stawia sobie coraz bardziej skomplikowane zadania. Nie jadłam niczego od nich, co nie byłoby przynajmniej na poziomie tłustej piątki. Kuchnia w Mañanie stawia na sezonowość, wspiera polskich producentów. To taki rodzaj jedzenia, które wprawia w niezwykle dobry humor, a smak chce się utrzymać na języku jak najdłużej. Królestwo umami, po prostu.
Nie mogło go tu zabraknąć. Tu jadamy najczęściej i tu czujemy się jak w domu. Tu możecie spróbować niespotykanych w menus polskich restauracji, rozkosznie delikatnych i tłuściutkich konfitowanych kaczych języków z pistacjami. Tu zjecie jagnięcinę kamieniecką, kiełbasę z żubra, gęś z Ostrzeszowa, schabowego ze złotnickiej niezmiennie okolonego uczciwym tłuszczykiem grubym na dwa palce czy stek z rostbefu sezonowanego 28 dni. Tu za sprawą Zbyszka Kmiecia na talerz trafiają składniki najlepsze z najlepszych, umiejętnie przygotowane przez utalentowanego Sebastiana Olmę.
Fantastyczna kuchnia Agaty Wojdy a.k.a. Królowej Gęsiny. Kuchnia z jednej strony bardzo dojrzała, wyważona i z dużą wprawą łącząca smaki, a z drugiej pełna uczucia, tkliwości i tego szczególnego rodzaju prostoty płynącej z serca. Kobieca, ale jednocześnie konkretna. Dlatego powiem konkretnie: znakomita.
Mazurska perełka, w której Patrycja Wąsiakowska pokazuje na co ją stać. Kuchnia szczera, szalenie smaczna, oparta na lokalnych, dobrych produktach, której jednocześnie nie brakuje fantazji, odwagi i kreatywności. Rzeczpospolita Babska w natarciu. Przepadam i za ich smakami, i za klimatem miejsca. A ich móżdżek jagnięcy to absolutny odjazd.
Tu bazą i punktem wyjścia są maksymalnie świeże, lokalne, jakościowe produkty. Michel Devillers, szef kuchni, sam kupuje ryby w pobliskim porcie, dba aby owoce i warzywa były sezonowe i pochodzące od okolicznych rolników. Jest w tym gotowaniu duża troska, jest serce, są też świetne smaki. No i widok na nicejski port – bezcenny.
Genialne owoce morza, podane prosto, po domowemu, szalenie świeże i smaczne. Dużo w tym gotowaniu serdeczności, ale też umiejętności kucharza. Do tego szczypta serca, bezbłędnie świeże produkty i od przeszło dekady w sezonie trzeba tam robić rezerwację. Pri Mari jest domowe, ciepłe i zwyczajnie wspaniałe.
Fantastyczna, subtelna kuchnia. Dużo w niej delikatności, choć męska ręka za tym stoi. Kreatywna i bardzo smaczna. Miejsce zasługujące na dużą uwagę, dające się lubić, zaskakujące, cudownie nieformalne i przyjazne.
Sushi szalone. Uwielbiam. Tu jest prawdziwy rock and roll – jest zabawa smakami, kompozycjami, jest bardzo luźna interpretacja klasycznych rolek. I jest to interpretacja bardzo udana.
Knossos to nasza kreteńska bajka. Kiedy myślę o tym wyjeździe, najpierw do głowy przychodzą mi mule w Knossos. Bodaj najdelikatniejsze, jakie jadłam. Tu gotuje babcia. Taka prawdziwa, grubo po osiemdziesiątce. I wszystko jasne.
Konkretne, ładnie wyeksponowane, czyste smaki. Kolejne miejsce, które troszczy się o jakość produktów. Karmią wielce udatnie, warto zwrócić uwagę nie tylko na mięso, ale również na dania z ryb.
Za winklem dwóch panów zręcznie otwiera ostrygi, podczas gdy lud żądny ich delikatnego mięsa siorbie, chłepce i oblizuje się z rozpustnym zadowoleniem. Tak może wyglądać ostatni posiłek w życiu.
Najlepsze gnocchi w Rzymie, autentyczna lokalna kuchnia, ale też odważne, niebanalne i – co najważniejsze – udane połączenia smaków. Szaleństwo kontrolowane, warte odnotowania.
Słyną ze swoich śledzi na milion sposobów, ale zjecie tu też znakomite raki czy dziczyznę. Kilkanaście lat doświadczenia i niesłabnące zaangażowanie. To nie zdarza się codziennie.
Impreza, która w jeden z czerwcowych weekendów bierze we władanie piękny Sandomierz. Może to urok sandomierskiej starówki, a może to Maybelline, ale Czas Dobrego Sera był najfajniejszą, najbardziej uroczą i przy tym pozbawioną prawie zupełnie przypadkowych wystawców imprezą, na jakiej w ubiegłym roku byliśmy. Gruczno też jest wspaniałe, ale Gruczno to już potężne przedsięwzięcie, o którym pewnie słyszeliście. A czy słyszeliście o Sandomierzu? Do zobaczenia w czerwcu!
Znam takich, którzy na Salone del Gusto czekają bardziej, niż dzieci na Świętego Mikołaja. Rzeczywiście jest na co czekać. Potężne przedsięwzięcie i tak przytłaczająca ilość wystawców, że nie wiadomo od czego zacząć. Slow Food po prostu wie, jak się bawić.