Wchodzisz, siadasz przy barze i zdajesz się na Sushi Mastera. A później jesteś zachwycony. Próbujesz rozpracować kolejne smaczki, które ci podsuwa, pytasz co trafiło na talerz, a on uśmiecha się pod nosem i podsuwa ci jeszcze jeden smakołyk. A później jeszcze jeden. A ty jesteś zachwycony. To jest scenariusz optymalny i absolutnie wykonalny. Wiem z autopsji.
Najpierw z Sakabą poznawaliśmy się zdalnie. Raz czy dwa zamówiliśmy sushi do domu i było bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Smaczne, w dobrych proporcjach ryby do ryżu (tu nikt nie próbuje robić klienta w balona zapychając rolki do nieprzytomności ryżem i dokładając homeopatyczną ilość ryby, o nie), świeże. Aż wreszcie dotarliśmy na miejsce i oniemieliśmy.
W uliczce, w którą strach skręcić po zmroku, w Falenicy… Mam was! Myśleliście, że to będzie coś w Śródmieściu, co? Nie będzie. Tak więc w Falenicy, w parterowym, prostym budynku znajduje się ten oto przybytek rozkoszy. Nie jest to okolica sprzyjająca suszarniom, choć kilku śmiałków się wyrwało przed szereg i lokale zioną pustkami. A w Sakabie pełno. A to ci…
Oczywiście można wybrać coś z menu, które w całości znajdziecie na ich stronie. Wręcz należy, na przykład absolutnie genialną zupę tom yum (19 zł) – okrągłą, orzeźwiającą, lekko pikantną, z doskonale chrupkimi krewetkami. Przyznam się: próbowałam ją odtworzyć w domu i za pierwszym razem byłam dość blisko, choć to jeszcze nie to. Ale spokojnie, rozgryzę ten przepis i się nim z wami podzielę. Takie cuda nie mogą być trzymane w ukryciu!
Zupy w tym miejscu się naprawdę bronią i warto ich próbować. Są dobre składniki, pełne, wielowątkowe smaki, jest charakter.
Grzechem byłoby pominięcie kalmarów w cieście (30 zł) tak idealnie miękkich i smacznych, jak tylko możesz sobie wyobrazić, do tego pyszna, chrupiąca panierka. Zazwyczaj przekonywanie ludzi do owoców morza zaczyna się od krewetek lub takich właśnie panierowanych kalmarzych krążków usmażonych na głębokim tłuszczu. Jeśli znacie kogoś, kogo chcielibyście zachęcić do jedzenia tych, tfu, robaków, to lepszego dania niż poniższe do tego celu nie ma. Dzieciaki też powinny być zadowolone.
Ale i tak najrozsądniej będzie oddać się w ręce Sushi Mastera. Serio.
Tatar z krewetek podany w pomarańczy też powstał na naszych oczach, a nie potrafię wymienić wszystkich składników. W ogóle byłam bardzo niegrzeczna i nie zadałam sobie trudu zapamiętania czegokolwiek, poza smakami. Ten akurat był w idealnym balansie między słodyczą a słonością.
Na deser klasyczny creme brulee podany z ciepłym sosem wiśniowym. Właściwie nie mieliśmy już na niego miejsca, ale kelner jakoś tak namawiał, my już dawno złożyliśmy broń, więc wylądował przed nami. Ja wiem czemu kelner namawiał: bo wiedział, że to jest naprawdę dobry deser. I moja opinia w tym obszarze pokrywa się z opinią kelnera.
A teraz żarty na bok. Obsługa bardzo przyjemna, gaworzenie z kucharzami przy barze jeszcze milsze i jedzenie na bardzo wysokim poziomie. A to wszystko w Falenicy.
Teraz, moi drodzy krawaciarze z lewej strony Wisły, wsiądziecie w swoje firmowe samochody i poczujecie jak w waszych żyłach buzuje adrenalina. Kiedy już przeprawicie się na dziką stronę rzeki i – zapewne nie bez przygód – w kwadrans dotrzecie na linię otwocką, gdzie dziadowie mitycznego plemienia Warszawiaków, udawali się onegdaj na letnisko, otworzą się przed wami bramy raju. Do tego sprzedam wam tajemnicę poliszynela – w Sakabie jadła BE-YON-CE.
Spoko, nie musicie mi dziekować, ale jak będziecie wrzucali na Insta samojebkę z Sakaby, to oznaczcie na niej KK. Tylko żeby ładny dzióbek był!
Powoli kończymy. Mam jeszcze dużo zdjęć, ale ileż można, tak? Zatem ostatnie na zaostrzenie apetytu.
W Sakabie jest na tyle dobrze, że wróciliśmy na kolejny popas w mniej niż 24 godziny od ostatniej wizyty. Bo jedzenie jest, proszę Państwa, JAKIEŚ. Ma charakter, ma smak, czasem zaskakuje. To jest współczesna wersja poczciwych rolek, gdzie klasyczne zestawienia z ułańską fantazją przełamują niesztampowe dodatki. I zaprawdę powiadam wam, cholernie to wszystko do siebie pasuje. Pięć świnek tylko dlatego, że nie ma sześciu.
Magda
Info
ul. Patriotów 77, Warszawa-Falenica
7 Responses
Do szczęścia brakuje podglądu bieżącej sytuacji pod blatem baru, tzn widoku uwijających się metodycznie, i z wdziękiem, dłoni sushi mastera, wyświetlanego na telebimie. Bo o dostęp do baru trudno 🙁
Moje ulubione, aż zgłodniałem 🙂
Byliśmy. Wszystko bardzo smaczne.. ale jest jedno ale.
Jeden sushimaster na taką ilość gości to zdecydowanie za mało.Przy takim pospiechu trudno o precyzję wykonania. Maki rozpadały się, były nieco niedopracowane.
Tak się cieszę, że doceniony został nasz falenicki cud-miód 🙂
A próbowaliście makaronu udon z warzywami i kurczakiem? Ja zawsze zamiast kurczaka biorę surimi albo krewetki albo rybkę…. ( tak tak, takie zmiany nie sprawiają im kłopotu, można pomarudzić 🙂 ) zawsze przepyszne i zawsze – mimo najedzenia – mam do końca dnia ochotę, żeby jeszcze kawałeczek, jeszcze odrobinkę…. I każdy, kto ma małe dzieci zna koszmar, kiedy w każdym zakątku świata, w najlepszej restauracji one zawsze chcą nuggetsy i frytki. więc drodzy rodzice – nie obawiajcie się ich w sakabie! wasze dzieci otrzymają delikatne drobiowe mięsko w chrupiącej tempurze zamiast mielonej papki w bułkowej panierze.
zapraszamy do naszej zapyziałej falonki, bo mamy tu też piękne spacerowe leśne trasy i kilka fajnych miejsc.
Wróciliśmy po niedużej przerwie. I niestety już nie było tak dobrze :(. Tatar z lososia i tuńczyka wypadł naprawdę kiepsko. sushi było w miarę ok, ale nie sądzę, żebyśmy tu zawitali po raz trzeci.