Kto w tym roku wybiera się na narty? Większość? Doskonale. Wiem, że część z was to zapaleńcy, którzy nie zmarnują nawet dwóch godzin, a ze stoku ściąga się ich niemal siłą. Mnie monotonia dobija, więc zawsze szukam czegoś więcej. I jest takie miejsce, gdzie o “coś więcej” jest całkiem łatwo.
Madonna di Campiglio to miejsce, które lubimy szczególnie i polecam zatrzymać się właśnie tam, ze względu na duży wybór knajp, restauracji i barów. Ostatecznie wieczorami COŚ robić trzeba.
Alpy są piękne, wiadomo. Rewelacyjnie przygotowane trasy to podstawa, też wiadomo. Każdy znajdzie odpowiednie dla swoich umiejętności, bo jest w czym wybierać. To są wszystko oczywistości nie tak znowu odkrywcze dla Polaków. Jeździmy w Alpy od dawna i robimy to masowo, wystarczy spojrzeć na rejestracje. Ale możecie nie wiedzieć jednej rzeczy – tam da się zaliczyć zimę i wiosnę tego samego dnia. I nie, nie mam na myśli tarasów knajp zlokalizowanych wysoko w górach. Opalanie fajna rzecz, ale zwiedzanie w przyjemnej temperaturze jeszcze fajniejsza, zwłaszcza kiedy między jednym, a drugim słonecznym dniem, trafi się taki z notoryczną zadymką i zerową widocznością. Wtedy trzeba się ewakuować.
Jak się uprzecie i dysponujecie samochodem, możecie zwiedzić Padwę, Weronę czy Mediolan, ale dzisiaj będzie kilka słów o moim ulubionym miejscu na całodzienny spacer ze smacznym obiadem w tle. Otóż do Sirmione zabrała mnie po raz pierwszy włoska przyjaciółka, później wracałam przy każdej okazji. Cudownie zlokalizowane miasteczko, położone nad Lago di Garda, z uroczymi uliczkami, kamieniczkami i górującymi nad tym wszystkim zamkowymi basztami.
Ponieważ wszędzie, gdzie można w miarę bez przeszkód dotrzeć samochodem, docieramy samochodem. Zwłaszcza, że często jeżdżą z nami psy (teraz, niestety, już tylko jeden). Warto zostawić trochę miejsca w bagażniku. Jeśli czytujecie nasz blog, musicie lubić dobre jedzenie, nie inaczej. A skoro tak, to pewnie kuchenne gadżety też, bo niektóre zboczenia występują stadnie. A w Sirmione są przynajmniej dwa sklepy z tak fikuśną i odjechaną zastawą stołową, że nie da się z nich wyjść z pustymi rękami. Nawet nie muszę nic więcej pisać, zorientujecie się natychmiast, wiem to.
Właściwie w którą stronę nie pójdziecie, prędzej czy później dotrzecie do jeziora. Nie sposób się tak do końca zgubić, choć najmilej jest próbować. W marcu temperatury już oscylują w okolicach 20 stopni, więc to prawdziwie rozkoszna odmiana po górskich mrozach. Kiedyś swoją willę miała tam Maria Callas, są też pozostałości rzymskich budowli. Krótko mówiąc: nie ma nudy.
Tak dla odmiany nie polecę wam żadnej knajpy w Sirmione, bo nazwy jedynej godnej polecenia zwyczajnie nie pamiętam. Natomiast w Madonnie spokojnie możecie udać się do Le Roi, którą polecają również miejscowi – świetne makarony, świetna pizza. A do niej mają swoją ostrą oliwę tak dobrą, że nadal na myśl o niej cieknie mi ślinka. Udało nam się kupić litr, ale normalnie nie jest na sprzedaż (żal, żal i smutek). Generalnie bardzo dobre jedzenie.
“Le roi” to po francusku “król”. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam, przecież nie jedliśmy wszędzie, ale tutaj jest naprawdę zacnie i zawodu nie będzie. I można z psem. W ogóle wszędzie można z psem, łącznie z sytuacjami, kiedy w kolejce do gondoli traktowano mnie jak matkę z małym dzieckiem. Regularnie ktoś z obsługi wyciągał mnie z kolejki i pomagał zapakować się do wagonika razem z Polą, podczas kiedy reszta karnie czekała w ogonku. Raj dla psiarzy i ich podopiecznych.
Tak oto, bez samolotu, można doświadczyć dwóch pór roku w jeden dzień – za dnia pospacerować w lnianej koszuli, panamie i przyjemnym ciepełku, a wieczorem znów zrobić orła na śniegu. Czego wam w tym roku serdecznie życzę.
Magda
Info
Le Roi
VIA CIMA TOSA 40, MADONNA DI CAMPIGLIO, 38086 PINZOLO (TN)