Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

kultowe miejsca w warszawie

Warszawa: 16 kultowych miejsc, o których nie przeczytasz w przewodnikach

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Nie jest łatwo wybrać kultowe miejsca, ale jak się człowiek zastanowi i przyjmie jakieś sensowne ramy, to okazuje się, że kolejne punkty pojawiają się same. Wykluczyliśmy więc wszytko, co nowe, czyli miejsca pokroju Szarloty ze Zbawixa, ale także wszystko, co już nie działa, jak np. budki z zapiekankami pod Pałacem. Z puli wyłowiliśmy zatem tylko te miejsca, które istnieją od dekady lub dłużej i nadal funkcjonują. Mimo to wybór wciąż jest subiektywny, więc spokojnie możecie dopisywać swoich ulubieńców. Kolejność losowa. Na zdrowie i smacznego!

1. Pawilony

No, jak mogłabym o nich nie wspomnieć? Tam się rodziły przyjaźnie, miłości oraz potężne bóle głowy odczuwane dopiero dnia następnego. Nigdy tego miejsca nie lubiłam, a od czasu, kiedy widziałam tam nieprzytomną dziewczynę leżącą w rynsztoku (rynsztok to miejsce, w którym spotyka się ulica z chodnikiem), podczas gdy cała reszta imprezujących po prostu przechodziła nad nią zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy jeszcze oddycha – przestałam tam w ogóle chodzić. Ale Pawilony są kultowe i nie można im tego odmówić.

Gdzie?
ul. Nowy Świat 22/28, Warszawa

2. Murzynek

Taka dziupla na Starym Mieście, która sprzedaje warszawski specjał uliczny, czyli bułki z pieczarkami. Pieczarki są czarne i dają zgagę, ale w niczym to Murzynkowi nie przeszkadza. Wciąż ustawia się po nie kolejka o odporniejszych żołądkach, niż mój.

Gdzie?
ul. Nowomiejska 1/3, Warszawa

3. Lotos

Proste, że musiał się tu znaleźć. Każdemu, kto powie, że Lotos nie jest kultowy, osobiście strzelę z liścia. Czy coś tam. A tak bardziej serio – Lotos to meduza i lorneta, tatar, nieustająco te same bufetowe i cały repertuar klasyków w menu. Nadal lubię tam pójść i pooddychać czarem PRL-u.

Gdzie?
ul. Belwederska 2, Warszawa

4. Mozaika

Jak Lotos, to i Mozaika, nie ma siły. Teraz jest trochę inna, przeszła lifting, dostała nowe menu i w związku z tym ma dwa – stare i nowe. Nowi właściciele uszanowali kultowość tego miejsca pozostawiając stary neon i tę samą ekipę w kuchni. Tak więc obok nowego szefa kuchni pracują te same panie, które dziesięć czy dwadzieścia lat temu robiły tu mielone. I nadal je robią.

Gdzie?
ul. Puławska 53, Warszawa

5. Hala Mirowska

Najbardziej fancy bazar w mieście. Uwielbiają ją wszelkiej maści foodies (tfu, jakie brzydkie słowo), wręcz wypada na niej bywać. Pieszczotliwie nazywana “Mirunią”. Rzeczywiście Mirunia jest fajna, bo można tu dostać absolutnie wszystko, łącznie z jajami po dwie dychy za sztukę. Nie żartuję. Kury podobno słuchają Mozarta i są karmione zgodnie z fazami księżyca. Nie wiem co to znaczy i jak wpływa na smak jajek, czy może smakują truflami, albo kawiorem, ale na razie jeszcze nie porwałam się na to, aby sprawdzić, bo ilekroć się nad tym zastanawiam, to zdrowy rozsądek zadaje mi bardzo proste pytanie: “Poebao?”.

Gdzie?
pl. Mirowski 1, Warszawa

6. Bazar Szembeka

Nieco mniej podniecający, niż Mirunia, choć będący jej odpowiednikiem po niewłaściwej stronie Wisły. Nie tak modny, ale spokojnie można tu sobie wydreptać i swój ulubiony mięsny i panią z dobrym chlebem, i z dobrymi jajkami, czy serami. Szembek jest be, bo na Pradze, a jak powszechnie wiadomo jest ta strona Wisły, na której grasują krokodyle i aby się wypuścić tak daleko potrzebne są kanapki na drogę.

Gdzie?
ul. Zamieniecka 80, Warszawa

7. Rurki na Wiatraku

Skoro już jesteśmy po niewłaściwej stronie Wisły… Absolutnie kultowe i jedne z najlepszych w mieście – rurki z kremem. Wiele razy zdarzyło mi się jechać specjalnie do nich, żeby jeszcze w drodze do samochodu pożreć dwie i kolejne dwie zanim dotarłam do pierwszego lepszego mostu. Jak już pisałam – wyprawa to niebezpieczna, daleka i wymagająca prowiantu.

Gdzie?
ul. Grochowska 210/212 (przy rondzie Wiatraczna), Warszawa

8. Cukiernia Irena

Przeskakujemy do nieco bardziej reprezentacyjnej części niewłaściwej strony Wisły, czyli na Saską Kępę. Nie wszystko od Ireny mi bardzo pasuje, ale lubię pączki i doceniam, że od lat ich wyroby zawsze smakują jednakowo. W tej wąskiej uliczce zaparkowanie graniczy z cudem i mimo, że nie jest to powszechnie lubiana Francuska – zawsze jest tu pełno.

Gdzie?
ul. Zakopiańska 20, Warszawa

9. Frytki z Francuskiej

Bezwzględnie najbardziej kultowe miejsce z frytkami z okienka. Renesans ma taką opinię przez zasiedzenie, bo nie są to najlepsze frytki wszech czasów, ale są niezłe. To te na głównym zdjęciu. Jakość spada im tylko na przełomie wiosny i lata, kiedy nie ma już dobrych ziemniaków, a nowe jeszcze nie urosły. Ciekawostką jest, że dostaniecie tu np. merguezy – jagnięce kiełbaski, czy cykorię pod beszamelem – rzeczy, którymi miejszkając we Francji zajadałam się z dużą przyjemnością. Poza tym jest pizza na grubym na kawałki i pieczone kurczaki. Też z okienka.

Gdzie?
ul. Francuska 33, Warszawa

10. Lody z Józefowa

Pozostańmy jeszcze chwilę po niewłaściwej stronie. Ba! Zaszalejmy i wypuśćmy się w totalną dzicz. Józefów (czytać głosem Krystyny Czubówny) to podwarszawska miejscowość zasiedlona przez człekokształtne z gatunku homo sapiens. Jedzą, piją i żyją w tych niesprzyjających warunkach, niektórzy nawet od dzieciństwa. Ja tych lodów nie lubię, a Jacek mówi, że jak był dzieckiem, to wycieczka na lody do Józefowa była atrakcją. Coś tam się pozmieniało w składzie, bo przyznaje też, że kiedyś były lepsze. Ale kolejki nadal są. Ostatecznie to kultowe lody z Józefowa!

Gdzie?
ul. J. Piłsudskiego 106, Józefów

11. Langosze przy Hali Banacha

To wcale nie jest tak, że węgierskie langosze dla Polaków odkrywają jakieś lotne brygady pod jakże kreatywnymi nazwami typu “Jesz Langosz”. Oto budka przytulona do Hali Banacha serwuje je już z dwadzieścia lat i na brak klientów nie narzeka. Są zawsze takie same – tłuste, grube i nieprzytomnie kaloryczne. I za to je lubię. Bo nie wszystko w życiu musi być w przedziałek czesane oraz fit.

Gdzie?
od strony ul. Grójeckiej, przy skrzyżowaniu z ul. Bitwy Warszawskiej

12. Pączki z Górczewskiej

Chyba wszyscy je znają i raczej odradzam wybieranie się po nie w Tłusty Czwartek, bo bankowo macie stania na dwie godziny. Nie sprzedają nic innego, a ponoć sam Piłsudski posyłał po nie aż z Sulejówka. Sulejówek (czytać głosem Krystyny Czubówny) to podwarszawska miejscowość zasiedlona przez człekokształtne z gatunku homo sapiens. Jedzą, piją i żyją w tych niesprzyjających warunkach, niektórzy nawet od dzieciństwa.

Gdzie?
ul. Górczewska 15, Warszawa

13. Samira

Teraz już w innej lokalizacji, ale kiedyś to był głęboki off. W dziwnym budynku wydzierżawionym od MPO, którego to szambiarki w niekończącym się korowodzie zwoziły to, co Warszawiakom było już zbędne, więc siedząc przy stoliku na dworze można było obserwować tę gównianą paradę. Co ciekawe – nigdy tam nie śmierdziało. Pierwsza Samira usadowiła się więc za Biblioteką Narodową, w miejscu, do którego dotrzeć można było jedynie wertepiastą wąską drogą, która nigdy nie doczekała się asfaltu. Samira była pierwszą libańską restauracją w Warszawie, do tego z delikatesami, wcale nieźle zaopatrzonymi. Wiele razy wychodziłam od nich z torbami pełnymi skarbów: z dobrą herbatą, świetną fetą, jeszcze lepszymi oliwkami czy ociekającą miodem baklavą. A teraz mi jakoś tak cholernie nie po drodze.

Gdzie?
ul. Powsińska 64A, Warszawa

14. Rusałka

Mleczak, w którym czas się zatrzymał. Dosłownie. Panie w fartuszkach, boazeria, jadłospis na tablicy, a w nim bułka z masłem i jajko na śniadanie, zupa mleczna, poczciwa grochówka, makaron ze śmietaną i cukrem, naleśniki, leniwe, kompot, kakao i wszystko, czego możecie oczekiwać od mleczaka, w którym czas się zatrzymał. A wszystko to za kilka złotych. Jeśli szukacie teleportacji to Rusałka jest jednym z najlepszych miejsc do tego celu.

Gdzie?
ul. Floriańska 14, Warszawa

15. Pizzeria na Barskiej

Jedna z pierwszych pizzerii w Warszawie. Działa przy piekarni, placki są niezmiennie takie same, oczywiście grube ciasto no i obowiązkowa sałatka z lekko ukiszonej kapusty. Działają od roku 1991. Całkiem nieźle, jak na biznes gastronomiczny. Jacek wspomina, że regularnie jadali tam na studiach za każdym razem, kiedy trafiło im się okienko.

Gdzie?
ul. Barska 37, Warszawa

16. Bar Bambino

Jeszcze jeden bar mleczny. Menu nieco bardziej skomplikowane, niż w Rusałce, bo dostaniecie tu na przykład ozorki w sosie chrzanowym czy zupę owocową. Wnętrze jest odnowione, więc mniej tu czuć ducha PRL-u. Jak to w mleczaku – spotkacie tu pełny przekrój społeczeństwa.

Gdzie?
ul. Krucza 21, Warszawa

Znacie więcej kultowych miejsc? Piszcie śmiało!

Magda

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

37 Responses

  1. Skoro można wypuścić się poza Warszawę i nie grozi to trwałym uszczerbkiem na zdrowiu to w Konstancinie wypada odwiedzić Cukiernię Buchman. Kultowa ponad miarę, bo założona w 1937 roku. Ciasta i ciasteczka może i nic nie urywają, wystrój też niekoniecznie zaprasza na leniwe niedzielne popołudnie, ale za to lody mają najprawdziwsze. Kupuje się je na żetony od raczej niewzruszonego wizytą pana, po czym żeton daje pani w fartuszku i wymienia na gałki. Nie kombinują zbytnio ze smakami, stara dobra czekolada, śmietanka, wanilia i kilka innych podstaw, a to wszystko bez żadnych oszczędności na śmietanie. Najlepiej!

    1. Pożerałam tam lody czekoladowe, eklerki i kruche babeczki odkąd wyrosły mi zęby. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że nic dupy nie urywa, wszystko jest idealne i podejrzewam, że od 30 lat nic się nie zmieniło (może oprócz wstrętnego “euroremontu” w latach 90 ale przynajmniej powiększyli lokal ze 3 razy). Pan za kasą ten sam co w czasach, kiedy przywozili mnie w wózeczku❤

      1. Jakoś do ich ciast i ciasteczek przekonać się w pełni nie mogę, może po prostu nie mój gust. Pan za kasą jak najbardziej ma swój urok 🙂 ale te lody…. – czekoladowe to moje ulubione tam! 🙂

  2. Ja bym dodała jeszcze Jasia i Małgosię na Jana Pawła II. Co prawda też mocno zliftingowane, ale ma w sobie takie “coś” i menu też jest raczej tradycyjne: pomidorowa (co prawda krem, ale zawsze), tatar, schabowy. Do zjedzenia miejsce zdecydowanie nie najgorsze, zwłaszcza dla głodomorów, bo zupa+drugie albo przystawka+drugie absolutnie przerosło moje i-tak-spore możliwości.

  3. Wielokrotnie mijałam tego Murzynka ale nie wiedziałam o tych bułkach, muszę iść!. Za to Renesans na Francuskiej ma genialnego tego kurczaka.Frytek tam nie lubię.
    Koło Ireny pracuję i niestety zdarzało nam się w pracy przytruć nieświeżymi pączkami, więc polecam zwracać uwagę. Lepsze tam Florentynki.
    Po pączki z Górczewskiej się kiedyś wybrałam (nie w Tłusty Czwartek) i srodze zawiodłam. Pączek przeciętny jak dla mnie.Ale fakt, tam kolejki jak za komuny.
    Do kultowych miejsc dodałabym bazar na Wolumenie na Bielanach, też dawniej okryty nieco złą sławą, dziś świetne miejsce gdzie znajdziemy owoce i warzywa od tzw “chłopa” oczywiście w dni targowe,godziny niedostępne ludziom pracy 😉 Mi udaje się tam dotrzeć jedynie na urlopie ale zawsze jestem zachwycona.I taniej niż pod Mirowską.
    I ten Józefów! Moje dzieciństwo <3

    1. skoro mamy takie odlegle miejsca jak praga ;)) to dorzuce do paczkowej wyliczanki mala cukiernie na warszawskich wlochach – o jakze swojsko brzmiacej nazwie – trzesniewscy italia ;)) Obrońców Pokoju 11a
      paczki sa rarytasem! spokojnie stawiam w szranki z gorczewska 🙂
      warkocz jagodowy rowniez zamyka gre!

      wolumen, mozna powiedziec, ze absolutny must be tego zestawienia, jednak bielany to nie takie odlegle krainy jak praga 😉

  4. o jak mi się miło zrobiło, bo większość tych miejsc znam jeszcze z dzieciństwa lub z lat durnych i chmurnych. Do Samiry (jeszcze w starym miejscu) chodziłam na pierwsze randki w wersji bardziej luksusowej niż McDonald. Na bułki z pieczarkami też z chłopakami chodziłam. Pączki, rurki z kremem, zakupy pod Halą Mirowską to kiedyś było normalne, a nie trendy.
    Zabrakło mi jeszcze w tym zestawieniu cukierni Zosicz na Żelaznej i Misianki ze Skaryszewskiego 🙂

  5. Jako napływowy homo sapiens józefoviensis nieustannie zastanawiam się nad fenomenem kolejek do lodów Babci Heli, bo poza smakiem legendy naprawdę nie wyróżniają się na tle okolicznych cukierni niczym.

    1. Nie wyróżniają się, nawet bym powiedział, że w Otwockiej Sosence są lepsze. Ale u mnie jakoś tak się przyjęły, że na każdym spotkaniu rodzinnym te lody było były nieodłącznym gościem 🙂

  6. na Twoje teksty czeka się jak na przuyjaciela z butelką dobrego wina. Serio 🙂 I każdy z nich jest lepszy od poprzedniego. Nie wiem jak to jest technicznie możliwe, ale takie są fakty. Tylko u ciebie na blogu kulinarnm przeczytać “można było obserwować tę gównianą paradę. Co ciekawe – nigdy tam nie śmierdziało”. Coś pięknego i nie do podrobienia 🙂
    I tylko troche zazdrosny jestem że to nie mi przypadło w udziale tak zacnie pisać. Niekoniecznie o paradzie, bardziej tak w sensie ogólnym 🙂

  7. Chciałbym wyrazić swoje oburzenie brakiem Baru Gocławskiego na ul. Grochowskiej i wspominki o ich najlepszych dostępnych w Warszawie flakach. Niegorszy jest też schaboszczak czy pierogi, natomiast flaki owe są legendarne. A sam lokal to wehikuł czasu.

  8. Mieszkam niedaleko Pizzerii na Barskiej i juz e podstawówce tam się chodziło na jedzenie. Pizza jedyna w swoim rodzaju, nie można jej porównać do żadnej innej, ale sałatki nigdy tam nie widziałam. To jakieś dobro dla wybrańców 😉 xD

  9. Lody z Józefowa smakują jak każde inne, to już na pewno nie to samo. NIE KUPUJCIE TAM CIAST – kupiłam je w sobotę rano, czyli teoretycznie “chodliwy” dzień – smakowały jakby przeleżały przynajmniej z tydzień… a za dwa małe opakowania zapłaciłam ponad 70 zł…
    SAMIRA to było jedno z ulubionych miejsc w którym zawsze umawiałam się na obiad z przyjacielem. Również zawsze wychodziliśmy z torbami pełnymi przysmaków. Żeby tradycji stało się zadość pomimo zmiany adresu nadal jadaliśmy w Samirze, ale bardzo krótko… Za pierwszym razem sałatki nie wyglądały zbyt świeżo, następnym dostaliśmy zepsutą zupę, na prawdę zepsutą. Tak śmierdziała, że nie wiem jak w ogóle mieli odwagę nam ją podać…

  10. Rurki boskie, pamiętam jak sie lecialo do domu ze śmietaną w słoiku 🙂 Jak pączki, to tylko na Miedzyborskiej vis a vis liceum Wyspianskiego. A po makowiec i torty do Kowalskiego na Grochowskiej. Praga płd slodyczem stoi 🙂

  11. W dziecinstwie mieszkalam w domu przy ul. Pulawskiej 53, gdzie znajduje sie “Mozaika”. Znam to miejsce od poczecia. “Lotos” tez znam od poczecia. Choc od wielu lat nie mieszam we Warszawie, cieszy ze miejsca mlodosci nadal istnieja i w pewien sposob sa kultowe, to wspaniale. W porownaniu z pozniejszych czasow studiow w Berlinie Zachodnim ostalo sie tylko jedno miejsce Terzo Mondo na Grollmanstr. 28, otwarte z kuchnia dzialajaca do drugiej w nocy!!!

Dodaj komentarz