Kuchnia regionalna, tradycyjna to zwykle również kuchnia niezbyt bogata, choć nie zawsze. Na pewno jest serdeczna i uczciwa. Niektóre z tych smaków już znałam, inne odkryłam dopiero teraz. Ujęło mnie, że tylu podkarpackich szefów kuchni nawiązuje do kuchni regionu, choć każdy robi to na swój sposób. Czasem jest to dekonstrukcja piernika, który może i wygląda na talerzu nowocześnie, ale smakuje jak wspomnienie dzieciństwa. A innym razem jest to tak obłędna dziczyzna, że człowiek jedząc ma w oczach łzy wzruszenia. Podkarpackie jest bogate w znakomite smaki. Wystarczy tylko wiedzieć czego i gdzie szukać.
Ja w ogóle uważam, że z regionalnych tradycji kulinarnych powinniśmy być dumni i z wypiętą piersią prezentować je światu. Bo tak właśnie robi świat. Nikt, kogo zainteresowania kulinarne wychodzą poza schabowego i kebaba nie szuka polędwiczki wieprzowej w sosie grzybowym. My, jawni hedoniści i kryptopasibrzuszki, szukamy czegoś więcej. Jakiejś prawdy o miejscu. Prawdy, którą można znaleźć na talerzu. No i może odrobiny rozpasania.
Podkarpackie to region, który porywa nie tylko naturą i widokami. Bieszczady love, wiadomo. Bywam tu ostatnio rzadziej, ale wciąż na tyle regularnie, by wyraźnie widzieć zmiany zarówno w infrastrukturze, jak i w gastronomii. I gdzie kiedyś było ściernisko – dziś jest San Francisco. A ja wiem co mówię. Bo jestem stąd. Co jest o tyle spoko, że jak powszechnie wiadomo najładniejsze dziewczyny są z Podkarpacia. Uśmiecham się teraz do Was szelmowsko. Pewnie dlatego, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiecie i mam sporo asów w rękawie. A teraz chodźcie jeść.
Proziaki
Jeśli chodzi o smaki jest to dla mnie jedno z najsilniejszych wspomnień związanych z dzieciństwem. Proziaki to takie podkarpackie pankejki na sodzie, tradycyjnie pieczone na blasze i jedzone z wiejskim masłem i solą. Oczywiście najlepiej jeszcze na ciepło. Ta prosta rzecz to jest taki festiwal przyjemności, że zwariować można. Człowiek w tym glutenie i masełku ma się ochotę tarzać. To była dla mnie duża przyjemność, bo nie jadłam proziaków od wielu lat. Te ze zdjęcia oczywiście nie wytrzymały konkurencji z babcinymi, ale umówmy się – z babcinym czymkolwiek nic nie wytrzymuje konkurencji. Tak jest skonstruowany świat.
Gdzie zjeść?
Karczma Pod Semaforem, Bachórz 16A
Cuda Wianki, Rynek 5, Przemyśl
Fuczki
Fuczki, tak dla odmiany, odkryłam dopiero kilka lat temu w Bieszczadach. Może dlatego, że kulinarnie Bieszczady odżyły dopiero kilka lat temu. Wcześniej była tam pustynia i same żmije zygzakowate. Fuczki to placki (a może właściwie bardziej kotlety?) z ziemniaków i kiszonej kapusty. Bożenko, jakie to jest dobre! Miejcie je na uwadze przejeżdżając przez Ustrzyki Górne, bo właśnie tam można je dostać. Knajpa nazywa się Bieszczadzka Legenda i pełną recenzję popełniłamtutaj.
Gdzie zjeść?
Bieszczadzka Legenda, Ustrzyki Górne 1A
Pierogi lasowiackie
Niby takie biedne regionalne danie, bo farsz to tylko ziemniaki, a nie ziemniaki z twarogiem, ale za to prawilne pierogi lasowiackie solidnie okraszone są skwareczkami i boczusiem. To od razu zmienia postać rzeczy, prawda? Na zdjęciu wariacja z ostrą papryką z karczmy Jorgula w Nowej Dębie. Kuchnię w tym miejscu uważam za umiarkowaną w kierunku pomijalnej, ale koniecznie zjedzcie tu pieczone jabłko. I wcale nie zamierzam Wam pisać dlaczego. Poza tym, że jest cudowne.
Gdzie zjeść?
Karczma Jorgula, ul. Bieszczadzka 2, Nowa Dęba
Dziczyzna
Połączcie kropki: podkarpackie – Bieszczady – lasy. I nagle wiele rzeczy staje się jasnych. Dziczyzna jest najzdrowszym z mięs, z automatu jest eko, bio i wszystko, co chcecie i jeśli mam wybór, to zawsze przedłożę sarenkę nad świnkę. W tym regionie dziczyzna trzyma się szalenie mocno z oczywistych względów. Na zdjęciu widzicie cudownie kruchutką pieczeń z jelenia podaną z sosem porzeczkowym i zapieczoną w cieście francuskim, nota bene także typową dla regionu, kaszą gryczaną. Płakałam jak jadłam, bo za szybko mi się porcja kończyła. Dziczyznę spotkacie tu w menus wielu miejsc, ale szczególnie polecam Wam restaurację uroczego Zamku w Dubiecku.
Gdzie zjeść?
Zamek Dubiecko, ul. Zamkowa 1, Dubiecko
Wilcza Jama, Smolnik 23, 38-713 Lutowiska, recenzja tutaj
Żurek po rzeszowsku
Powiedzmy, że do dobrego żurku mam słabość. A że w domu raczej podawano żurek z kategorii “kozak”, to jestem dość wymagająca. Charakterystyczny dla tego regionu żurek jest właściwie zupą postną, podawaną z grzybami i czasem puree ziemniaczanym, choć częstsza jest wersja bez tego ostatniego dodatku. Dobry żurek robi się przede wszystkim na zakwasie, ma być diablo kwaśny, gęsty i treściwy. Swój ideał, choć nie postny, bo z boczkiem, znalazłam pod poniższym adresem.
Gdzie zjeść?
Oranżeria, al. J. Piłsudskiego 44, Rzeszów (restauracja w Hotelu Rzeszów)
Gomółki
To jest spora ciekawostka. Gomółki to tak naprawdę kawałki suszonego twarogu, które tradycyjnie występowały w trzech wersjach: bez dodatków, z kminkiem lub słodką papryką. Te niewielkie paluszki z kminkiem, które widzicie powyżej, to współczesna interpretacja tradycyjnej podkarpackiej przekąski fenomenalnie przełamana delikatnym jabłkiem i rodzynkami. Są tu właściwie wszystkie smaki i żaden nie ginie, a więc można przyjąć, że szef kuchni naprawdę ma pojęcie o gotowaniu, a nie tylko ładną zastawę. I tę knajpę polecam Wam tak w ogóle, nie tylko z powodu regionalnej wkładki.
Gdzie zjeść?
Radość, Rynek 24, Rzeszów
Flaki po rzeszowsku
To jest ciekawe. Nie są klarowne, ale to wciąż bardziej bulion. Natomiast w smaku bardzo przypominają rumuńską ciorba de burta – też flaki, ale podbite śmietaną. Te też dają to specyficzne wrażenie kremowości, które nie wiadomo właściwie skąd pochodzi. Bardzo fajna sprawa, podobno ich unikatowość polega na specjalnym doborze przypraw.
Gdzie zjeść?
Szynk Rzeszowski, Rynek 5, Rzeszów
Piernik podkarpacki
Jak wygląda piernik wiedzą wszyscy, ale jeśli chcecie spróbować go w cudownie prawdziwej, aromatycznej wersji, to nie bójcie się tej dekonstrukcji. Znajdziecie tu jeszcze konfiturę różaną i sos korzenny, a więc bardzo mocne nawiązania do regionalnych połączeń smakowych. Tylko wygląd trochę inny, niż u babci.
Gdzie zjeść?
Radość, Rynek 24, Rzeszów
Strudel
Wbrew pozorom strudel to nie jest taka prosta sprawa. To nie tylko kwestia cienkiego ciasta, ale również odpowiedniej odmiany jabłek ciętych tak, jak na zdjęciu. Ta odmiana to szara reneta, a strudel doskonały znajdziecie w cukierni Słodkie Podarunki. Oprócz idealnie rozpieczonych jabłek (idealnie to znaczy tak, aby już były delikatne, ale jeszcze zachowały swoją strukturę) we wnętrzu kryją się jeszcze rodzynki i migdały. Ten strudel to jest prawdziwa gwiazda wśród strudli. Obiecuję, że nie pożałujecie.
Gdzie zjeść?
Słodkie Podarunki a.k.a. Niebieskie Migdały, ul. Kościuszki 5, Rzeszów
Rosolisy
Rosolisy to likiery. Są trzy, są produkowane w Łańcucie i dostaniecie je tylko, jeśli przyjedziecie w podkarpackie. Dwa są bardziej damskie: różany i kawowy, a jeden nieco bardziej męski, czyli ziołowy. Kawowy rzeczywiście smakuje kawą, różany różą, a ziołowy jest bardzo udanym bliźniakiem Jagermeistera. Taki idealny zimowy Jager z podkarpackiego. I masz to w domu?
Niestety dziczyzna nie jest z automatu eko. Są hodowle “dzikich” zwierząt. U nas już do tego doszło, a w US to jest tak popularne, że są nawet różne wytyczne “food safety” dla przygotowywania potraw z “dzikiej dziczyzny” i “hodowlanej dziczyzny” 🙁
Jako góral nizinny z Podkarpacia to gomółek o dziwo nie kojarzę a na fuczki babcia mówiła po prostu placki kapuściane i zawsze znalazły się w nich prawdziwki lub podpinki. A z rosolisów brakuje na liście alaszu – likieru kminkowego zbawiennego na trawienie o bardzo intrygującym smaku.
To nie probowala Pani jeszcze najlepszych proziakow na Podkarpaciu w Siedlisku Janczar w Pstragowej oraz Szarlotki Babci Ani, zwyciezcyni II Podkarpackiego Festwalu Szarlotki 🙂 Polecam! http://www.siedliskojanczar.pl/
7 Responses
Niestety dziczyzna nie jest z automatu eko. Są hodowle “dzikich” zwierząt. U nas już do tego doszło, a w US to jest tak popularne, że są nawet różne wytyczne “food safety” dla przygotowywania potraw z “dzikiej dziczyzny” i “hodowlanej dziczyzny” 🙁
Jako góral nizinny z Podkarpacia to gomółek o dziwo nie kojarzę a na fuczki babcia mówiła po prostu placki kapuściane i zawsze znalazły się w nich prawdziwki lub podpinki. A z rosolisów brakuje na liście alaszu – likieru kminkowego zbawiennego na trawienie o bardzo intrygującym smaku.
zaiste tak jest urządzony świat 🙂
Pyszne dania, a te z ziemniakami jak zwykle najlepsze 🙂
Rosolis kawowy to majstersztyk sam w sobie
Nie jadłem, ale jest jeszcze coś takiego jak bandurzak 🙂 pozdrawiam
To nie probowala Pani jeszcze najlepszych proziakow na Podkarpaciu w Siedlisku Janczar w Pstragowej oraz Szarlotki Babci Ani, zwyciezcyni II Podkarpackiego Festwalu Szarlotki 🙂 Polecam!
http://www.siedliskojanczar.pl/