Z Wilczą Jamą kolegujemy się nie od dziś. Kiedy w ubiegłym roku stacjonowałam w Bieszczadach grubo ponad tydzień i pisałam teksty dla HBO, moim zdaniem jedne z najlepszych, jakie powstały na blogu, Wilcza Jama karmiła mnie prawie codziennie. Mniej lub bardziej specjalnie przyjeżdżałam tu aż ze Smereka koło Wetliny. Tylko po to, żeby zjeść gulasz z dzika czy prawdziwy, doskonały bigos.
Właściciel jest myśliwym i wnętrze nie pozostawia wątpliwości. Mają też stawy, w których hodują pstrągi, jednak tych nie polecam. Moje kubki smakowe mówią: ciągną mułem. No, sorry – ciągną. Ale za to wszystko, co z lasu, jest tu absolutnie godne polecenia i rekomendacji. A do tego mają zabójczą powtarzalność, co wcale nie jest takie łatwe.
Tym razem zaciągnęłam tu moją serdeczną przyjaciółkę, którą poznałam właśnie w Bieszczadach …naście lat temu. W swym nieskończonym miłosierdziu nie napiszę ile dokładnie. A do tego jej legitymującego się ponadprzeciętnym poczuciem humoru oraz apetytem narzeczonego – prawdziwego, rudego Irlandczyka. (Uwaga, prywata: Ania, Denis – miss you already!). Ania nie jest wegetarianką, ale gardzi mięsem, więc to nie był do końca jej raj, za to ja i Denis byliśmy więcej, niż ukontentowani.
Na pierwszy rzut poszedł pasztet z dzika z żurawiną i sosem tatarskim z rydzów (13 zł), dokładnie taki, jak go zapamiętałam. Lekko suchy, ale sosy doskonale niwelowały to wrażenie. Znakomicie doprawiony i zwyczajnie smaczny. Ujęło nas też carpaccio z polędwicy z sarny (20 zł) podane z kaparami i fenomenalnym pesto z czosnku niedźwiedziego. Trochę się o nie biliśmy.
No i genialny rosół z bażanta (10 zł/mała porcja), który podejrzewam o moc leczenia wszystkich przeziębień w trybie natychmiastowym. Esencjonalny, z rozkosznymi okami tłuszczyku, miękkimi, soczystymi kawałkami mięsa i domowym makaronem. Sztos, hit, rosołowy ideał.
Na główne wjechała pieczeń z dzika ze śliwkami, czerwonym winem i żurawiną (35 zł). Danie lekko słodkie, zdecydowanie dla amatorów dziczyzny. To mięso ma specyficzny smak, a śliwki w moim odczuciu go tylko podbijały. Bardzo smaczne, delikatne mięso. Jeśli lubicie, to nie będzie zawodu.
A na dobicie pieczeń z sarny w sosie estragonowym (40 zł) w menu widniejąca w towarzystwie kopytek, ale poprosiłam o kaszę gryczaną. Nie muszę pisać o gargantuicznych rozmiarach porcji, bo to widać na zdjęciach. Fenomenalnie przygotowane mięso. Ponownie – super delikatne, soczyste i rozpływające się w ustach. Nie mam żadnych uwag, chcę więcej.
Nie jem zbyt dużo mięsa, ale w Wilczej Jamie zawsze tłumaczę sobie, że dziczyzna jest najzdrowszym mięsem, więc smacznego, Madziu. Warto, chłopcy i dziewczęta. Bardzo warto zatrzymać się tu na obiad lub przyjechać specjalnie. Obiecuję zabawę i uciech sto. Tylko nie jedzcie pstrąga. Za dziczyznę mają pięć prosiątek.
Magda
Jedna odpowiedź
Poleca Pani jakieś miejsca w Bieszczadach, gdzie można zjeść baraninę/ jagnięcinę?