Na początku musimy sobie wyjaśnić jedną kwestię – coś takiego jak “kuchnia izraelska” właściwie nie istnieje. No, chyba że będziemy ją rozpatrywać pod kątem koszerności. Ale nie będziemy, bo przecież jemy wszystko. A tu wszystko smakuje jak niebo!
Tel Awiw jest absolutnie porywającym miastem i pisałam Wam o tym już wcześniej, przy okazji przewodnika po najciekawszych miejscach. Nie dziwię się też, że ludzie pielgrzymują tu, by żreć. Bez opamiętania, do oporu. Tutejsza kuchnia, jak każda inna, bazuje na składnikach dostępnych w tym konkretnym regionie, ale spotkacie tu mnóstwo restauracji serwujących dania z całego świata. Jak zwykle mocno trzyma się włoskie, ale chyba nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie włoskie nie trzyma się mocno. Włoskie tak po prostu ma. Tylko, że nie przyjechałam tu na pizzę, w tym celu lata temu pojechałam do Neapolu.
Uważam, że to wspaniałe jak wszelkie intensywne, bliskowschodnie smaki płynnie się tu mieszają. Wierzcie mi – warto tu przyjechać dla samego jedzenia. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem lub napiszę coś podobnego, ale pod względem jedzenia Izrael w moim otłuszczonym serduszku z ziemniaka zdetronizował Włochy. Sorry not sorry.
Jest to też absolutny raj dla wegan i wegetarian. Mnogość opcji powala i wcale nie dlatego, że jest tu tak dużo wegańskich knajp (choć jest), tylko dlatego, że ta kuchnia w dużym stopniu jest wege, tak po prostu, bez specjalnego szufladkowania.
Mało kto wie, że w Izraelu produkuje się naprawdę wspaniałe wina i to właśnie te miejscowe warto zamawiać w restauracjach. Jednym z najlepszych rejonów do uprawy winorośli są tu Wzgórza Golan. Warto pić na miejscu, warto przywieźć do domu. Nie pytajcie ile ważyła moja walizka, ale jest mi bardzo miło, że pani na lotnisku uśmiechnęła się porozumiewawczo i nie skasowała mnie za nadbagaż.
Warto przywieźć też chałwę i tahinę, bo o hummusie napisałam Wam osobny wpis. Wszystkie powiązane posty podlinkuję na końcu, również ten z przepisem na shakshukę od Króla Shakhuki.
Z dań, które na pewno trafią na Wasz stół warto wymienić hummus (oczywiście!), który dostaniecie prawie wszędzie. Miejsca z hummusem nazywają się hummusiya i te lepsze zamykają się już wczesnym popołudniem, kiedy przygotowana rano pasta się skończy. Warto mieć na uwadze, że w dobrych miejscówkach hummus podawany jest z surową cebulą, którą pięknie nabiera się pastę. Spotkacie hummus z najróżniejszymi dodatkami, także z mięsem, ale najciekawsze było połączenie z… shakshuką (miejsce, które polecam to Shlomo and Doron na Carmel Market).
A skoro jesteśmy przy shakshuce, to każdy ma tu swoje ulubione miejsce i to o nim będzie mówił, że jest najlepsze w mieście. Zdecydowanie największą sławą cieszy się Dr Shakshuka, ale na pewno warto próbować w różnych miejscach. Nawet shakshuka ze śniadaniowego bufetu w hotelu była bardzo smaczna.
Jedyną potrawą uznawaną za izraelską jest sabich, to on zdobi zdjęcie główne (najlepszy w knajpce, która podaje tylko to i nazywa się – a jakże – Sabich przy ulicy Tchernikovski pod numerem 2). Sabich, inaczej “morning pita bread”, to pita pełna warzyw, sosu z tahiny i jajka. A jeśli poprosimy bez jajka, to będziemy mieli sabich wegański jak cholera. To raczej fast food, ale sycący i pyszny.
Kolejną rzeczą wartą spróbowania jest malabi, coś w rodzaju panna cotty podawanej z różnymi dodatkami. Doskonale smakuje z kawą z kardamonem. Na pewno podejdzie Wam też tutejsza shawarma (polecam dwa miejsca: Express i Hath Hen). No i dobrze znane z Bałkanów i Turcji burki – tu “burekas”, czyli ciasto filo wypełnione różnego rodzaju nadzieniem – serem, szpinakiem, i tak dalej. To taka śniadaniowa rzecz. Jadam to namiętnie jak tylko mam okazję i Wam też serdecznie polecam spróbować.
Tutejsza kuchnia to feeria smaków, miliony maleńkich miseczek i talerzyków, których parada przed posiłkiem właściwym czasem zdaje się nie kończyć. To genialne pasty, gdzie w głównej roli występują bakłażan, cicieciorka i tahina w nieskończenie wielu kombinacjach, to kolory i intensywne smaki. Obawiam się, że przepadłam. Ale mam książki kulinarne (no, chyba nie myśleliście, że ta walizka tyle ważyła z powodu wina?!), mam zapał i mam ochotę tak jeść. To cudowna kuchnia na upał, jest taka przyjemna, prosta i bezpretensjonalna.
Adresy, które warto wbić w nawigację:
– Cafe Levinsky 41 – małe okienko, w którym dostaniecie kawę i przede wszystkim wodę sodową z najróżniejszymi dodatkami. Wszystkie soki robią sami, to samo syropy i inne fermenty. Miejsce absolutnie niepowtarzalne.
– Urban Shaman – totalnei wegańska knajpa, o dziwo – totalnie smaczna. Naprawdę, to miejsce jest bardzo dobre. Do tego na dole mają salę do jogi, a wszystkie produkty, z których korzystają mają certyfikat bio.
– Dr Shakshuka – jedno z najpopularniejszych miejsc na shakshukę w Tel Awiwie. Warto spróbować,a później porównywać z innymi.
– Sabich – fast food, jedyna prawdziwie izraelska potrawa. Warto spróbować właśnie tutaj, bo jest fantastyczna.
– Shlomo and Doron na Carmel Market – nieskończenie wiele fantastycznych wariacji na temat hummusu!
– Manta Ray – restauracja na plaży, raczej trzeba zrobić rezerwację. Wspaniałemu widokowi bez problemu dorównuje równie doskonałe jedzenie.
– Uzeria – bardzo kobieca kuchnia grecka, ale z twistem. Doskonała selekcja ouzo i przednie wina.
– Yulia – przyjemna knajpa w porcie (tym nowym). Bardzo współczesna, dość droga, ale warto. Tu jadłam najlepsze malabi.
– Cafe Kaymak – trochę hipsterska miejscówka na Levinsky Market. Fajnie jednak wpaść tu na niezłą kawę i siedząc na wysokim stołku, wprost na chodniku, obserwować toczące się życie.
– Benny the Fisherman – genialne mezze i świetnie przygotowane ryby. Prosto, bez ozdobników.
– Otello – na świetne lody, czynne również późno wieczorem. Prawdopodobnie będzie kolejka, ale warto poczekać.