Mieliśmy zajrzeć do Pantai na otwarcie. Ładnie zapraszali, koncept ciekawy i właściwie nawet potwierdziliśmy. A później życie przytrzymało nas za uzdy. Ale to nawet lepiej. Dzięki temu powstała ta oto recenzja.
Wpadliśmy do Pantai na bardzo późny niedzielny obiad. Albo wczesną kolację, zależy gdzie ucho przyłożyć. Pantai w kompleksie Plażowa pasuje nawet nazwą, bo w malezyjskim znaczy „plaża“. No i duży props za identyfikację. Miła odmiana po tych wszystkich nieśmiertelnych kółkach.
To miejsce ma same plusy i jeden potężny minus. Wygrywa lokalizacją, bliskością plaży, architekturą, dopieszczonym wnętrzem, ale tym, co aż kłuje, jest nieznośny hałas. Dwa mosty i dwupasmówka nie biorą jeńców. Gdyby nie to, myślę, że można by było fantastycznie wypocząć w Pantai.
Bez zbędnej zwłoki decydujemy się na pak choi, tofu i orzechy nerkowca (18 zł), czyli dość lekką przystawkę, która właściwie przechodzi bez echa, ale za to na dłużej zatrzymujemy się przy zupach. Jacek wybiera malezyjską laksę w wersji wegetariańskiej (20 zł), a ja chłodnik ogórkowy z awokado (16 zł).
Laksa jest hitem. Nie przepadam za zbyt ostrymi potrawami, ale tę zupę jem, mimo ostrości, która trochę przekracza poziom, jaki mi odpowiada. Jem i nie mogę przestać. Po kilku łyżkach mam łzy w oczach, ale jem dalej. Laksę mają bombową. Ach, błogosławione umami – mlaszczę, oblizuję żółte od kurkumy usta, popijam herbatą i jem mimo wszystko. Przyjemność wygrywa z ostrością. Wyobrażam sobie, że tak może wyglądać seks ludzi, którzy lubią się wiązać i chłostać pejczem po gołych dupskach. Niby nieprzyjemnie, ale przyjemnie.
Chłodnik ogórkowy to kompletna antyteza laksy. Kremowy, łagodny, niemal słodki, z przebijającymi się gdzieniegdzie, ledwie wyczuwalnymi kawałeczkami chili, kłującego język jak małe, zaskakujące szpileczki. Chłodnik jest bardzo subtelny w smaku i choć w pierwszym odruchu mam ochotę go dosolić – odpuszczam. To jednak świetny balans smaków i nie ma sensu przeginać w którąkolwiek ze stron. Znakomita sprawa na upały.
Nie zachwyca bakłażan z bazylią, szczypiorkiem i orzeszkami (22 zł) z dwóch powodów – gdybym nie zamówiła przystawki i zupy, po takim daniu głównym wyszłabym głodna. Trudno o kilku kawałkach bakłażana mówić, że to danie główne. Miękkiego, rozgotowanego bakłażana bez jakiegoś wyraźnego kontrapunktu. Dziecko by powiedziało, że to danie to ślimak. I miałoby rację. To ten drugi powód. Generalnie nie było bardzo źle, ale też kompletnie nie porwało. To danie jest po prostu nudne.
Kaczka w tempurze podana z sosem śliwkowym, warzywami i naleśnikami z pary (48 zł) też wypadła gdzieś w środku skali. Przede wszystkim była przeciągnięta, a przez to niezbyt soczysta. Tempura też jest dyskusyjna, bo zdecydowanie zabrakło tu tej chrupiącej zwiewności. Dla mnie to po prostu pierś kacza w panierce. Wrażenie psuły nieco suche, letnie naleśniki, w które powinniśmy zawijać mięso i warzywa. Zdecydowanie lepiej wchodziło nam mięso solo, ewentualnie z samymi warzywami i sosem. Swoją drogą kaczka jest naprawdę niezłym miernikiem umiejętności kucharza i warto o tym pamiętać.
Nie jest źle, ale muszą jeszcze dopieścić kuchnię. Podejrzewam ich o nadużywanie glutaminianu, ale tylko podejrzewam, bo nikogo nie złapałam za rękę. Jeśli to robicie – przestańcie. Trochę daję im fory, bo są jeszcze w powijakach. Nie chciałabym, żeby skończyli jako drink bar, choć mają taki potencjał. Cały czas mam w pamięci ich zupy, które są zwyczajnie znakomite i z dziką rozkoszą jeszcze wiele razy zapłaczę nad laksą. I będę jeść dalej.
ok. w pantai byłam na otwarciu. satay – super. Sałatka z wołowiną była bardzo poprawna, a kaczka … no właśnie. kaczka była przeciągnięta jak w waszym przypadku, tempura tak wysmażona, że nie mogłam przegryźć. jedynie smaki były dobre, czułam, że gdyby to poprawić, to byłoby naprawdę dobrze. mają dobry ryż. jak na takie ceny, to mogliby popracować nad kuchnią. (skoro w dniu otwarcia zapłaciliśmy 80 zł, to normalnie byłoby to 160. a gdybym za tę kaczkę miała tyle zapłacić i nie byc zadowoloną, to byłoby kiepsko.) 🙂 i mają fajne prosecco!
Jedna odpowiedź
ok. w pantai byłam na otwarciu. satay – super. Sałatka z wołowiną była bardzo poprawna, a kaczka … no właśnie. kaczka była przeciągnięta jak w waszym przypadku, tempura tak wysmażona, że nie mogłam przegryźć. jedynie smaki były dobre, czułam, że gdyby to poprawić, to byłoby naprawdę dobrze. mają dobry ryż. jak na takie ceny, to mogliby popracować nad kuchnią. (skoro w dniu otwarcia zapłaciliśmy 80 zł, to normalnie byłoby to 160. a gdybym za tę kaczkę miała tyle zapłacić i nie byc zadowoloną, to byłoby kiepsko.) 🙂 i mają fajne prosecco!