Na Marywilską pojechaliśmy po kokosy. Przepadam za wodą kokosową i fakt, że z Wietnamu wróciliśmy tydzień temu wcale nie oznacza, że przestanę ją pić. A skoro pojechaliśmy po kokosy, to nic nie stało na przeszkodzie, by sprawdzić kondycję miejscowych barów.
Czego tam nie ma, pani kochana?! Są pierogi, są burgery, są schabowe i dewolaje, są stejki i szejki. Ale jest też kilka wietnamskich barów. Wypadło na Nam Saigon, bęc. Nie ma sensu rozpisywać się o wystroju, albo raczej “wystroju”. Bar to bar.
Zamówiliśmy sajgonki z krabem i wieprzowiną (9 zł), które są absolutnie godne polecenia, bo i chrupiące i smaczne, i nadziane uczciwą ilością bardzo smacznego farszu, i dobrze doprawione, i zgagi nie było. Niestety daleko w tyle została zupa pho z wołowiną (11 zł) – ot, rozwodniony bulion bez jakiegoś szczególnego wyrazu, ale za to z posklejaną kulą makaronu. Pałeczkami tego nie razbieriosz. Ani w ogóle, bo po co? Nie dają tu do zupy ani szpinaku wodnego, ani bazylii, ani posiekanego chili. W sumie za te pieniądze się nie spodziewam, ale jednak bardzo brakuje tych dodatków, bo dzięki nim nawet z mizernej zupy da się wycisnąć cokolwiek.
Za to zupełnie przyzwoita była zupa won-ton (12 zł) z pływającymi w niej pierożkami o bodaj najcieńszym i najdelikatniejszym cieście, jakiego przyszło nam próbować. To już wyższa szkoła jazdy i rodzaj artyzmu. Za pierożki szacunek. Mogłabym się przyczepić do jajka, które niczym w szkolnej stołówce miało zieloną obwódkę wokół żółtka, a więc gotowało się o wiele za długo, ale tego nie zrobię. Ta zupa jest naprawdę przyzwoita.
No i hit tego obiadu, czyli kaczka w sosie tamaryndowym (17 zł). Na zdjęciu wygląda raczej przeciętnie, a może nawet ponuro, bo przyzwyczajeni jesteśmy do różowego środka, ale zapewniam, że była cudownie delikatna, rozpływała się w ustach i oboje byliśmy nią zachwyceni. Pod mięsem trochę warzyw – jedne al dente, inne kompletnie rozgotowane, ale hej! – to tylko bar. Kaczka była super.
Nie twierdzę, że kiedy przyjadę po nową dostawę kokosów, pierwsze kroki skieruję do Nam Saigon. Jest tam też kilka innych barów i pewnie każdy z nich skrywa kilka petard i kilka min. Wiem jednak, że w swojej kategorii i przy tych cenach wymaganie cudów byłoby nieodrzeczne. Idźcie tam na sajgonki, kaczkę i może zupę won-ton. Będziecie zadowoleni.
Magda
Info
Nam Saigon
ul. Marywilska 44, Warszawa
Hala C, box nr 207
3 Responses
Przepraszam, czy tam można kupić świeże kokosy?
Obok masz dwa sklepy wietnamskie, w tym samym budynku, pamietam, że raczej ciężko tam czegoś NIE KUPIĆ 😉