Totomato jest proste w obsłudze, niedrogie, miłe dla oka i jak każdy restauracyjny przedszkolak musi jeszcze okrzepnąć. Witryna jest raczej z tych nieudanych i zupełnie nie oddaje tego, co zastajemy w środku. Właściwie gdybym nie wiedziała, że tu karmią i nie przywiodła mnie w to miejsce ciekawość, to raczej bym nie weszła.
Knajpa jest na piętrze i najpierw trzeba przejść przez delikatesy. Do nich jeszcze wrócimy, ale dopiero po obiedzie. W sobotę w Totomato spotykamy się z przyjaciółmi. Nie ma pełnego obłożenia, ale nie narzekają na brak klientów. Wnętrze jest proste, jasne i pomyśleli o rodzinach z dziećmi, przygotowując dla tych ostatnich spory kącik zabaw.
Codziennie dostępne są dwa zestawy – mięsny i wegetariański, oba w cenie 35 zł i codziennie są to inne pomysły szefa kuchni. Dziewczęta idą w opcję wege, chłopcy wybierają wersję mięsną. Tak oto najpierw na nasz stół trafia “krem z serem od krowy rasy Jersey” – pikantna zupa o ziemistym posmaku. Dość enigmatycznie opisana, na tyle enigmatycznie, że nie wiadomo z czego jest ten krem. Celuję w groszek i szpinak, ale na dobrą sprawę można tam było wmiksować wszystko. Nie ma wow, jest zupa.
Chłopcy dostają przystawki piękne, lecz bez smaku. Wołowina z burakiem, jabłkiem i yerba mate to bardzo fajny koncept, zwłaszcza że każdy ze składników dania jest naprawdę dobrze przygotowany. Mięso jest miękkie, burak al dente, ale wszyscy zgadzamy się, że brakuje tu czegoś, co zepnie to danie w całość i nada mu smak. Dochodzimy do wniosku, że dobrym pomysłem byłby sos demi-glace. Kiedy później rozmawiamy o tym z kucharzami okazuje się, że sos jest na stanie, przygotowany specjalnie do tego dania, podrasowany trawą żubrową, tylko… zapomnieli go dodać. Dwa razy. Gdyby nie to przeoczenie, ta przystawka byłaby naprawdę smaczna.
Natomiast tym, nad czym wszyscy mlaszczemy z zachwytem jest rozpadający się na płatki, przyrumieniony na maśle dorsz z cytrynowym purée i szpinakiem. Pierwszorzędne danie. Uduszony szpinak już na talerzu podlany jest sosem serowym na bazie sera z przerostem niebieskiej pleśni, a pomysł z cytrynowym purée to strzał w dziesiątkę. Rzecz zdecydowanie warta zapamiętania i powtórzenia w domu. Ryby lubią cytrynę, to nic odkrywczego, ale przemycenie jej smaku w ziemniakach jest ujmującym pomysłem.
Porcje są niewielkie, więc z radością witamy desery. Radość jednak okazuje się być przedwczesną. Panowie dostają serek z gryką, miodem, bakaliami i czekoladą. Nudna, śniadaniowa mieszanka. Czasem jem takie rzeczy w okolicach porannej kawy i jest to zwykle śniadanie z cyklu “Nie chce mi się, więc zjem cokolwiek i dodam do tego miodu”. Wydawało mi się, że ceramika robiona na specjalne zamówienie zobowiązuje do nieco większej kreatywności.
Z kolei moja przyjaciółka jest zmuszona poprawić deserem z nasionami chia (10 zł). Też biedaczka się dzisiaj nie przejadła. Nasiona zalane są jogurtem truskawkowym, który smakuje umiarkowanie naturalnie, do tego trochę niepalonej kaszy gryczanej, nieśmiertelna miechunka i to z grubsza tyle.
Magda
Info
www fb
ul. Piękna 28/34, Warszawa
Szef: Marcin Piotrowski