Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Totomato – poniekąd z polotem /Warszawa

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Totomato jest proste w obsłudze, niedrogie, miłe dla oka i jak każdy restauracyjny przedszkolak musi jeszcze okrzepnąć. Witryna jest raczej z tych nieudanych i zupełnie nie oddaje tego, co zastajemy w środku. Właściwie gdybym nie wiedziała, że tu karmią i nie przywiodła mnie w to miejsce ciekawość, to raczej bym nie weszła.

Knajpa jest na piętrze i najpierw trzeba przejść przez delikatesy. Do nich jeszcze wrócimy, ale dopiero po obiedzie. W sobotę w Totomato spotykamy się z przyjaciółmi. Nie ma pełnego obłożenia, ale nie narzekają na brak klientów. Wnętrze jest proste, jasne i pomyśleli o rodzinach z dziećmi, przygotowując dla tych ostatnich spory kącik zabaw.

Codziennie dostępne są dwa zestawy – mięsny i wegetariański, oba w cenie 35 zł i codziennie są to inne pomysły szefa kuchni. Dziewczęta idą w opcję wege, chłopcy wybierają wersję mięsną. Tak oto najpierw na nasz stół trafia “krem z serem od krowy rasy Jersey” – pikantna zupa o ziemistym posmaku. Dość enigmatycznie opisana, na tyle enigmatycznie, że nie wiadomo z czego jest ten krem. Celuję w groszek i szpinak, ale na dobrą sprawę można tam było wmiksować wszystko. Nie ma wow, jest zupa.

Chłopcy dostają przystawki piękne, lecz bez smaku. Wołowina z burakiem, jabłkiem i yerba mate to bardzo fajny koncept, zwłaszcza że każdy ze składników dania jest naprawdę dobrze przygotowany. Mięso jest miękkie, burak al dente, ale wszyscy zgadzamy się, że brakuje tu czegoś, co zepnie to danie w całość i nada mu smak. Dochodzimy do wniosku, że dobrym pomysłem byłby sos demi-glace. Kiedy później rozmawiamy o tym z kucharzami okazuje się, że sos jest na stanie, przygotowany specjalnie do tego dania, podrasowany trawą żubrową, tylko… zapomnieli go dodać. Dwa razy. Gdyby nie to przeoczenie, ta przystawka byłaby naprawdę smaczna.

IMG_8307-001totomatoWow wydarza się dopiero przy daniu głównym. Wersja wege nie porywa – konopia z groszkiem i pesto migdałowym jest absolutnie jadalna, purée z groszku ma przyjemny smak, jest też trochę mdło i gdybym miała tak jeść codziennie, tobym była bardzo smutnym człowiekiem. Trochę jednak wieje nudą, a wrzucony na głęboki tłuszcz groszek jest suchy, zostały z niego tylko twarde łupinki, które wchodzą między zęby. Uczciwie mówię to kucharzowi, ale ten butnie odpowiada, że on tu jest szefem kuchni i będzie tak robił dalej. Dobrze, niechaj sobie robi.

IMG_8333-001Zauważyliście już, że prawie wszystko jest przyozdobione w podobny sposób? Rzeczywiście widowiskowe są te kolorowe liście. Ale wrażenie robią tylko raz.

Natomiast tym, nad czym wszyscy mlaszczemy z zachwytem jest rozpadający się na płatki, przyrumieniony na maśle dorsz z cytrynowym purée i szpinakiem. Pierwszorzędne danie. Uduszony szpinak już na talerzu podlany jest sosem serowym na bazie sera z przerostem niebieskiej pleśni, a pomysł z cytrynowym purée to strzał w dziesiątkę. Rzecz zdecydowanie warta zapamiętania i powtórzenia w domu. Ryby lubią cytrynę, to nic odkrywczego, ale przemycenie jej smaku w ziemniakach jest ujmującym pomysłem.

IMG_8345-001Część talerzy zrobiono dla nich na specjalne zamówienie i rzeczywiście są ciekawe. Te szare plamy na powyższym zdjęciu to plamy na ceramice, nie element dania.

Porcje są niewielkie, więc z radością witamy desery. Radość jednak okazuje się być przedwczesną. Panowie dostają serek z gryką, miodem, bakaliami i czekoladą. Nudna, śniadaniowa mieszanka. Czasem jem takie rzeczy w okolicach porannej kawy i jest to zwykle śniadanie z cyklu “Nie chce mi się, więc zjem cokolwiek i dodam do tego miodu”. Wydawało mi się, że ceramika robiona na specjalne zamówienie zobowiązuje do nieco większej kreatywności.

IMG_8335-001Wraz z moją towarzyszką cieszymy się jeszcze mniej, kiedy odkrywamy, że brzmiący dumnie “torcik malinowo-orkiszowy” to sucha babeczka polana jogurtem. Ja rozumiem, że pewne rzeczy można sobie w kuchni ułatwiać, ale naprawdę liczyłam na sos waniliowy. Próbuję raz i mówię: “Pas”. Zacytuję tu moją przyjaciółkę, która trafiła w punkt: “Modelowy przykład zdrowej opcji deserowej, która smakuje jak tektura.”

IMG_8340-001Jestem głodna. Siedzę tam od przeszło godziny i nadal jestem głodna. Zamawiam więc dorsza – najjaśniejszą gwiazdę tego posiłku. Znowu jest znakomity, tyle tylko, że zapomnieli dodać sosu serowego. Ile razy można zapomnieć o sosie? Nie robię scen, proszę tylko, by dołożyli go na mój lekko już rozgrzebany talerz.

Z kolei moja przyjaciółka jest zmuszona poprawić deserem z nasionami chia (10 zł). Też biedaczka się dzisiaj nie przejadła. Nasiona zalane są jogurtem truskawkowym, który smakuje umiarkowanie naturalnie, do tego trochę niepalonej kaszy gryczanej, nieśmiertelna miechunka i to z grubsza tyle.

IMG_8341-001Jest pomysł, są chęci, ale na razie nie złowili mnie na haczyk znakomitych smaków. Najpierw myślałam, że na zachętę dam im bezpieczną czwórkę, ale przespałam się z tym i doszłam do wniosku, że bliższe prawdy będą trzy. Jest jednak w tym miejscu potencjał, jest pomysł i wiem, że wrócę. Ale jeszcze nie teraz. Dostaną swój kredyt w postaci kilku miesięcy. Niech się poukładają, okrzepną i spotkamy się za jakiś czas.

tt3Warto do nich zajrzeć z jednego ważnego powodu – na parterze mają naprawdę przyzwoicie zaopatrzone delikatesy i wszystkie te ekologiczne, certyfikowane produkty są w bardzo dobrych cenach. Zwykle to kilka złotych mniej, niż w innych podobnych sklepach. W zasadzie na większej torbie zakupów uzbiera się dość oszczędności, by pójść na górę i za 35 zł sprawdzić, czy dopieścili aspekt smakowy potraw. Bo wizualnie jest cacy.

pigs3

Magda

Info

www fb
ul. Piękna 28/34, Warszawa

Szef: Marcin Piotrowski

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz