Pod tą jakże przewrotną nazwą, po cichu, po wielkiemu cichu, otworzyło się bistro, które uosabia wszystko to, co w bistronomii – trendzie szturmem polską gastronomię biorącym – najlepsze. Na pokładzie, jakie to zaskakujące, nie ma ani jednego dyletanta. Za to mamy tu świetny wybór biodynamicznych win, są też polskie etykiety, a tę z numerem “5” lubię szczególnie, mamy wnętrze stanowiące 100% bistra w bistrze i mocną ekipę w kuchni, pod przewodnictwem Rafała Hreczaniuka. Mówię Wam – to będzie przebój tej wiosny.
Widzę w tym miejscu wiele mocnych stron. Otóż wpisuje się modelowo w coś, co chodzi dziś po głowie wielu polskim szefom kuchni. Albo przynajmniej tym, którzy ogarniają bazę, bo i tak jesteśmy kilka lat w tyle za resztą świata, więc przewidywanie trendów gastronomicznych w Polsce sprowadza się de facto do sprawdzania, co było modne dwa czy trzy lata temu na świecie. Bistronomia weźmie szturmem Polskę, bo wszyscy już mają dość kuchennych nieogarów, którzy dzierżąc w dłoni syfon, jakby to order z cebuli był, pianą z pajęczyny infuzowaną kamieniem próbują przykryć na talerzu swoje bardzo skromne umiejętności. Nie mówię, że prawdziwy fine dining zniknie, nic z tych rzeczy. Ale fine dining nie jest na co dzień. A bistro tak.
Trochę się już nauczyliśmy wychodzić do knajp, trochę nam się molekuły przejadły, trochę się znamy na produktach. Tak naprawdę chcemy prostych rzeczy: współczesnej, ale jednocześnie uczciwej kuchni, która dobrze wygląda i jest w rozsądnej cenie. Chcemy miłego wnętrza i przyjemnej obsługi. Chcemy czuć się luźno, napić przyzwoitego wina i zjeść kolację z przyjaciółmi. Oto więc Dyletanci są przyjemnym, stylowym bistrem, w którym chcesz się zasiedzieć, mają kuchnię na bardzo dobrym poziomie, miłą obsługę i więcej, niż uczciwe ceny. Do tego maczają w tym projekcie paluszki właściciele Wino Blisko, a Rafał ma za sobą pracę z Wojtkiem Amaro czy w Chapter One* w Dublinie, w którym też zdarzyło mi się jeść. No, jak z “Kuriera” wycięci!
Wpadam więc z kumpelką na obiad a.k.a. lunch. Choć drzwi dla gości otworzyli zaledwie kilka dni temu, nic nikomu przy tym nie mówiąc, to już kilka stolików jest zajętych. Jedzą. Dobry znak. Dość szybko na nasz stół trafia pieczywo i masło z sepią i anchois, które smakuje morzem. Ale tak naprawdę pierwszym przebojem jest lekka, delikatna jak chmurka panna cotta z czosnku niedźwiedziego, która samoistnie znika w ustach zostawiając jednak długi, przyjemny posmak. Towarzyszą jej ciepłe warzywa, ale to jednak panna cotta przyjęła całe światło reflektorów na siebie.
Dalej lekko kwaskowy krem ze szczawiu z rozpadającym się na włókna dorszem i kleksem kwaśnej śmietany. Moje polskie serce najpierw obruszyło się na brak jajka, ale zaraz później spróbowałam i – o tak – dorsz i szczaw to bardzo zgrabny duet.
Spaghetti z grzybami, kawałkami słonecznika bulwiastego i kruszonymi orzeszkami ziemnymi to talerz obfity, szczery i pełen umami. Oraz masła. Choć “masło” i “umami” to w moim słowniku synonimy. Cudownie okrągły smak przełamany orzechowym posmakiem topinambura. Makaron ugotowano idealnie al dente, więc stawia miły opór zębom, a razem z kilkoma pozostałymi dodatkami tworzy danie może niezbyt złożone, ale warte grzechu.
Miejsca na pudle trudno też odmówić delikatnej, mięciutkiej jak marzenie, uduszonej w czerwonym winie łopatce wołowej. A później obsmażonej. Założę się, że na maśle. Do tego prosty mus/puree z selera, ziemniaki dauphine i cebulka. Może demi glace trochę dominował, ale za to mięso w punkt.
Mój deser składający się z czekolady, karmelizowanego banana i kwaśnej śmietany był dobry, dość wytrawny i nie do końca leżał mi w nim trochę mdły banan, ale za to parfait z marakui podkręcone imbirem to już było coś. Jest tu wszystko, co w orzeźwiającym, lekkim deserze być powinno: nieco słodyczy, odpowiednia kwasowość, pikantna nuta i łagodząca to wszystko, spajająca w całość delikatna piana jogurtowa. Chcę to jeść codziennie od czerwca do końca sierpnia. Dziękuję i pozdrawiam.
Bardzo mi się tu podoba. Mam nadzieję, że niebawem w okolicy otworzą się przynajmniej dwie nowe, równie dobre knajpy i będziemy mieli kolejne bardzo przyjemne zagłębie knajpiane. A taki układ, jak powszechnie wiadomo, służy wszystkim zainteresowanym stronom. Ach, zapomniałabym – za to wszystko, co widzicie na zdjęciach powyżej plus dwie butelki wody, zapłaciłyśmy okrągłe 74 złote polskie. Bistronomia rządzi!
Magda
Info
fb
ul. Rozbrat 44A, Warszawa
Szef kuchni: Rafał Hreczaniuk
Podobne wpisy
Nolita, czyli Grochowina gotuje jak szatan /Warszawa
L’enfant Terrible – smakowite kontrowersje /Warszawa
40 najlepszych knajp na każdą okazję i każdą kieszeń
Kieliszki na Próżnej – jedno z najciekawszych otwarć tego roku /Warszawa
Senses – tutaj smak gra pierwsze skrzypce /Warszawa
THAISTY – będzie najlepsze tajskie w Warszawie? Hell yeah!