ul. Wołoska 74, Warszawa
Są miejsca, co do których jestem absolutnie zgodna z opiniami zamieszczanymi tu i tam przez internautów czy blogerów. Są też miejsca, które wprawiają mnie w osłupienie w zestawieniu z peanami na ich cześć, które przeczytałam wcześniej. Po kilku(dziesięciu?) rozczarowaniach wiem jedno – jedynym, czemu mogę ufać, są moje własne kubki smakowe.
Ale zacznijmy od początku. Mamma Marietta to malutki lokalik z kilkoma stolikami w środku, kilkoma przed i dwoma w podwórzu, w bliskim sąsiedztwie śmietnika. Nam przypadło w udziale miejsce koło śmietnika i być może z tego powodu kelnerka prawie sie nami nie interesowała. Ale to detal. Zazwyczaj takie kwestie nie mają dla mnie żadnego znaczenia, bo coś pysznego da się ugotować nawet na kuchence turystycznej i zjeść siedząc po turecku na trawie. Zaczynam jednak zwracać na nie uwagę w momencie, kiedy oderwanie się od talerza nie stanowi wyzwania. Cóż… Miałam o nich nie pisać, bo nie poczułam kompletnie nic, serce nie drgnęło, zero chemii, ale skoro pojawili się wśród pięciu lokali nominowanych do tytułu Knajpy Roku 2013, to chyba jednak wejdę z tym doborem w polemikę, bo przyznam, że w przynajmniej trzech przypadkach na pięć go zwyczajnie nie rozumiem. Ale rok temu też nie rozumiałam z jakiego powodu wygrało Nabo, więc zaczynam się przyzwyczajać.
Jesteśmy Pizzowymi Potworami i tego dnia zaordynowaliśmy pizzę właśnie, choć aby do końca sprawiedliwości stało się zadość, wrócę tam na owoce morza, więc spodziewajcie się drugiej recenzji. Tymczasem pomówimy o plackach i deserach.
Na początek Quattro formaggi (20 zł.), czyli gruby placek z chrupiącymi brzegami i ciastowatym środkiem, dość obojętny w smaku, a przez to rozczarowujący. Nie było w nim nic, dzięki czemu moja kulinarna pamięć rozpoczęłaby proces katalogowania w folderze o nazwie “Kocham”. Ot, pizza jakich wiele. Szkoda, bo szłam do nich z pozytywnym nastawieniem i dużymi oczekiwaniami. Wręcz myślałam, że to będzie pewniak.
Tak jak napisałam wyżej – wrócę do Mammy, aby sprawiedliwości stało się zadość. Być może po zjedzeniu ich owoców morza będę musiała wejść pod stół i odszczekać. Trudno, jeśli będzie trzeba zrobię to, bo nie uważam, żebym miała monopol na nieomylność. Tymczasem trzy świnki i ani połowy więcej, bo fakt, że kuchni szefuje Włoch, to w Warszawie żaden ekstraordynaryjny przypadek, więc nie jest to coś, czym będę się egzaltowała. Bo mnie, proszę Państwa, kręci jedzenie, a nie czyjaś metryka. Bardzo dobre jedzenie.
Magda
Jedna odpowiedź
Zamowilismy dokładnie te same pizze i odnieśliśmy podobne wrażenie.