Po raz pierwszy nie jestem przygotowana do wyjazdu. Bo po raz pierwszy nie muszę. Naszymi przewodnikami jest trójka Ormian: Diana i Pavel, których możecie znać z Kaukaskiego Grilla i Vahag, którego poznaliśmy dopiero po przyjeździe i wcale nie mam pewności, czy dobrze zapisałam jego imię. Spędzimy w tej części świata sporo czasu.
Vahag jest naszym kierowcą, ale też pełnoprawnym przewodnikiem. Zna Armenię jak własną kieszeń i jest pomysłodawcą wielu pit stopów. A do tego jest równym gościem. W skład naszej wesołej ekipy wchodzi też Kuba Lorek – cydrownik i ancymon. Skład mamy zatem pierwszorzędny. Wymyśliłam ten wyjazd jeszcze jesienią. Siedzieliśmy w Koziarni przy ognisku i proszę – jesteśmy tutaj w tym samym towarzystwie.
O Armenii wiem niewiele ponad podstawowe informacje. Po raz pierwszy nie muszę nic wiedzieć, bo powiedzą i pokażą mi znacznie więcej, niż przeczytałabym w jakimkolwiek przewodniku. I ta perspektywa jest najlepszym, co mnie ostatnio spotkało. Jestem czystą kartą, nie mam oczekiwań (poza rakami, które zjadam szybciej, niż przypuszczałam), mam czas, otwartość w sercu i dziecięcą radość z tego, co mnie spotyka.
Coś mi mówi, że to będzie podróż pełna przygód. Perspektywa przeszło dwóch tygodni i tacy przewodnicy pozwalają mi mieć nadzieję, że odpocznę, ale i poznam tę część świata to zupełnie nie turystycznej strony. W sobotę lądujemy w Erywaniu, który wita nas żarem lejącym się z nieba. Erywań za dnia nie chwyta za serce, ale Erywań nocą, to zupełnie inne miasto. Z masą roześmianych ludzi, podświetlonymi fontannami, rzeźbami, niezliczoną ilością kawiarni i barów ukrytych między drzewami w okolicach Opery. Erywań nocą porywa.
Kiedy będziecie podróżowali po Armenii, zwróćcie uwagę, że kościoły nie kapią złotem, niewiele w nich zdobień, jak już, to są to modlitwy. A przypominam, że jest to najstarszy chrześcijański kraj na świecie. Vahag wiezie nas nad jezioro Sevan, gdzie robimy mnóstwo przyjemnych rzeczy i łapiemy oddech od erywańskiego upału. Głównie jemy i pijemy, same świetne rzeczy trafiają na nasz stół – kebab z raków, dziki pstrąg pieczony na szpadzie, lokalne sery, zioła i warzywa. Jest obłędnie smacznie. Później bierzemy na łódkę raki i wypływamy na środek jeziora, a po powrocie wsiadam na skuter wodny, dociskam mu do oporu i opływam część jeziora wzdłuż brzegów. Jezu, jakie mam dzisiaj zakwasy od skakania po falach!
Kiedy będziecie jeździć po Armenii, zwróćcie uwagę na czarne fragmenty skał. To onyks, który w wielu miejscach możecie pozbierać przy drodze. Taki suwenir. Armenia wydobywa najwięcej onyksu i łatwo go tutaj spotkać.
Nie wiem jaki jest plan, bo ten zmienia się dynamicznie. Bardzo mi to odpowiada. Dziś na przykład wstałam przed wszystkimi, nie po to, żeby wypić rosół, ale po to, żeby napisać ten post. Zaraz się pakujemy i jeepami jedziemy wysoko w góry. Czekają nas gorące źródła i samodzielne gotowanie. A jutro Karabach. I tyle póki co wiem, więc zaglądajcie na instagram i facebooka, żeby być na bieżąco.
Świetne, czekam na kolejne części z niecierpliwością! My jeszcze nie byliśmy w Armenii, a tamta część świata nas baaaardzo ciągnie, więc chętnie przeczytam. A a propos podróżowania bez przygotowania, to ostatnio przez brak czasu na przygotowanie do wyjazdu – i do Słowenii, i na Maltę pojechałam kompletnie zielona. Wilk wziął na siebie część merytoryczną i – okazało się, byłam zachwycona tym stanem rzeczy. Tak jak piszesz – taka dziecięca radość, beztroska, nie wiesz co dziś zobaczysz, jeszcze o tym nie czytałaś i masz “dziewicze” odczucia i oceny miejsc. Myślę, że bliższodalszym czasie w ogóle wybierzemy się gdzieś oboje kompletnie w ciemno i ahoj przygodo! Bardzo odświeżająca sprawa 😉
8 Responses
Super sprawa!!! Udanej wyprawy! Czekam na wpisy!
Dzięki wielkie, staramy się pisać na bieżąco i póki co się udaje, ale nie wiem, czy dotrwam w takim morderczym tempie do końca wyjazdu.
wspaniałości 🙂 czekam na kolejne relacje i fotki na insta.
Robimy co możemy 🙂
Świetne, czekam na kolejne części z niecierpliwością! My jeszcze nie byliśmy w Armenii, a tamta część świata nas baaaardzo ciągnie, więc chętnie przeczytam. A a propos podróżowania bez przygotowania, to ostatnio przez brak czasu na przygotowanie do wyjazdu – i do Słowenii, i na Maltę pojechałam kompletnie zielona. Wilk wziął na siebie część merytoryczną i – okazało się, byłam zachwycona tym stanem rzeczy. Tak jak piszesz – taka dziecięca radość, beztroska, nie wiesz co dziś zobaczysz, jeszcze o tym nie czytałaś i masz “dziewicze” odczucia i oceny miejsc. Myślę, że bliższodalszym czasie w ogóle wybierzemy się gdzieś oboje kompletnie w ciemno i ahoj przygodo! Bardzo odświeżająca sprawa 😉
Dokładnie tak, już prawie zapomniałam jak to jest. A jest CU DOW NIE! 🙂
genialne sa te fotki, zwiastujące genialne smaki. I tylko sam nie wiem co lepsze – zdjęcia czy te potrawy. Stawiam że jedno i drugie na równi 🙂
Jedzenie w Armenii to jest przewypas!