Do Naturel docieram na długie miesiące po otwarciu. Koleżanka zanęciła doskonałym tatarem, a jak wiecie tatarka nie odmawiam. Spotykamy się więc w Wilanowie na sobotni obiad i całkiem nieźle trafiam, bo szefa kuchni nie ma na miejscu. To doskonała okazja, aby sprawdzić, jak restauracja sobie radzi bez jego czujnego oka.
Po tylu miesiącach działalności wszystko powinno już śmigać, jak złoto. I rzeczywiście. Obsługa jest szybka i nienaganna, a przy tym sympatyczna, a jedzenie… No cóż, zamiłowanie Marcina Jabłońskiego do ciekłego azotu znam już z innych miejsc, więc nie jestem zaskoczona, że w którymś momencie musi się zadymić. Jego kuchnia jest charakterystyczna jak odciski linii papilarnych. To zawsze dobrej jakości warzywa, świetne lody i sorbety, trochę nieoczywistych smaków, ale w tym wszystkim jest też pewien rodzaj prostoty, a smaki są czyste i rozpoznawalne. To po prostu dobry kucharz jest.
Na początek obie zamawiamy tatara (35 zł) z kiszoną solą, oliwą sosnową, konfitowanym żółtkiem i musztardowcem. W opisie jest może nie do końca klasycznym tatarem, ale w smaku odnajdziecie znajome nuty. Podoba mi się, że mięso nie jest zasiekane na śmierć, podoba mi się, że nie wymaga żadnych dodatkowych przypraw, że niczego mu nie brakuje, że jest dziełem skończonym. Ale mówię to ja – miłośnik soli, więc nie sugerujcie się zbyt mocno. To jest bardzo, bardzo dobry tatar i duża przyjemność. Obie zmiatamy swoje porcje w mgnieniu oka. A ja… no cóż. A ja wracam na niego kilka dni później. Ten tatar jest wyborny!
Na danie główne wybieram skrzydło raji (50 zł) głównie dlatego, że ciężko ją spotkać w menus innych restauracji. W sumie jak często widzicie płaszczkę w knajpie? No właśnie. Przygotowana jest w punkt – wąskie paseczki mięsa są soczyste i idealnie doprawione. Towarzyszy jej słodkawe puree z groszku, bób w palonym maśle, młode ziemniaki, które choć cudnie opieczone, to słodkawe. To już nie wina kuchni, a samego ziemniaka. Po prostu ich nie zjadam i tyle. Do tego mam jeszcze kompot perilla, który nie wiem czym jest, więc pytam. Perilla to inaczej pachnotka zwyczajna, która po wygotowaniu dała fioletowy, kwaskowy płyn. Podlewam nim lekko rybę i to jest strzał w dziesiątkę. Dokładnie tego smaku brakowało na talerzu, aby mieć komplet i dzieło skończone. Raja mnie ujmuje.
Przy drugiej wizycie decyduję się na sandacza (45 zł) z nowej karty i jest to jedyny niższy przelot, spośród wszystkich dań, jakich tu spróbowałam. Poprawić da się jednak szybko i łatwo, więc nie obawiam się – na pewno to zrobią. Tymczasem mój sandacz jest nieco przeciągnięty, a przez to dość suchy. Brakuje mu też przypraw, podobnie jak kurkom i kaszy bulgur. Takie zastrzeżenia mam do tego dania, ale odpuszczam lekką ręką. To tylko jedno potknięcie pośród wielu perfekcyjnie wykonanych piruetów.
Na deser wjeżdżają domowe lody (19 zł), na które decyduję się głównie dlatego, że jako amuse bouche dostajemy sorbet z werbeny, który rzuca mnie na kolana. Po prostu chcę więcej tych łakoci. Z kilku dostępnych smaków decyduję się na bazylię, śmietankę i poziomki (tak naprawdę zamiast poziomek dają mi maliny, ale są pyszne, więc nie robię afery). Bazylia jest świetna, malina rozkoszna, ale ciężkie, tłuste, pozostawiające długie wspomnienie na języku lody śmietankowe to jest czysta boskość.
Całkiem fajnie robi się w tym Wilanowie, jest tu coraz więcej naprawdę dobrze karmiących knajp, jest gdzie pójść i na pizzę, i na coś bardziej wymyślnego. A Jabłoński, jak to Jabłoński – niezależnie od adresu gotuje na bardzo dobrym poziomie. I – jak widać – jego zespół też.
Magda
Info
ul. Franciszka Klimczaka 1, 02-797 Warszawa
Szef kuchni: Marcin Jabłoński
2 Responses
Kiszona sol i oliwa sosnowa…prosze o wytlumaczenie co to jest? Musztardowiec to arrugula czy cos innego?
Nie sól, a sola – taka ryba, choć nazwa może być myląca. 🙂