Al. Wojska Polskiego, róg Śmiałej, Warszawa-Żoliborz
Wczoraj po raz pierwszy udało nam się dotrzeć na Targ Śniadaniowy, bowiem jest to pierwszy weekend od, hm, dwóch miesięcy, który spędzamy w Warszawie. Być może to błąd, bo okazuje się, że letnia Warszawa ma wiele do zaoferowania.
Przyznam, że w kwestii zakupów od lat pozostajemy wierni np. Panu Ziółko, lecz mimo to nigdy z targu nie wychodzimy z pustymi rękami. Wczoraj zaopatrzyliśmy się w genialny miód z płatkami róży, wiejski chleb, tapenadę z czarnych oliwek od Mysz i Ślimaków, czy wspaniałe jagodzianki od Sweet Concept. Do kompletu nabyliśmy drogą kupna również wędzone sieje i sielawy, trochę świetnej wiejskiej kiełbasy oraz szereg innych frykasów.
Popiliśmy to wszystko koktajlem owocowym i już o czternastej byliśmy gotowi, by wyruszyć w świat.
Fakt, na Targ mamy kawałek, ale jesteśmy z tych, którzy dla dobrego jedzenia przejeżdżają setki kilometrów (tak, czasem to robimy dla jednej kolacji), więc czymże jest przejechanie Wisły? Dzięki takim inicjatywom rośnie świadomość dotycząca tego, co przyswajamy paszczą i świetnie, bowiem różnica między supermarketowym, przetworzonym produktem jedzeniopodobnym, a naturalnym pożywieniem wytworzonym tradycyjnymi metodami nie jest subtelna, jest kolosalna. Jeśli więc ten czy inny targ przyczyni się choć trochę do otwarcia przeciętnemu Kowalskiemu oczu, to chwała mu za to.
Wybierzcie się którejś soboty na zielony Żoliborz, obiecuję że każdy znajdzie coś dla siebie. Zabierzcie koc, bo przy stolikach trudno o wolne miejsce, dobry humor i pusty żołądek.
Magda