Tu musicie być szybsi od myśli bolszewickiej, bowiem kuchnię Lunch Baru wzięli we władanie miłośnicy hiszpańskich frykasów i potrwa ten cud tylko do 21-go lipca. Tymczasem będziemy mogli spotkać ich na Targu Śniadaniowym (sławne jajecznice, mhm, to oni), ponadto szukają czegoś swojego, więc być może niebawem wymoszczą sobie własne gastronomiczne gniazdko.
Bar jest barem i o tym dziś nie będziemy dyskutować w ogóle. Dziś pomówimy o tym, że kalmary nas ominęły, bo zjawiliśmy się za późno, o tym, że miałam w dłoniach małże, które serwują (dobre) i o tym, że zjedliśmy potrawy przygotowane przez ludzi, którzy mają całkiem niezłe pojęcie o kuchni, dobrych składnikach i smaku.
Pomówimy o hummusie podanym z prawdziwym chorizo, bo warto o nim mówić, a jeszcze bardziej warto wybrać się na Płocką i po prostu go spróbować. Pyszna sprawa.
Wspomnimy o bardzo dobrych pierogach, które są zawsze, niezależnie od tego, kto akurat włada kuchnią. Dobre, domowe ruskie ze skwarkami i duszoną cebulką.
W szczególnym zaś skupieniu pochylimy się nad zapiekankami. Ta po lewej to wersja z chorizo, cukinią i bursztynem. Bardzo dobra, ale… Ale ta po prawej, z grillowanymi bakłażanami, pomidorem, serem taleggio i konfiturą pomarańczową była wyśmienita. Oto odpowiedź na pytanie jak z przaśnej polskiej zapiekanki uczynić rzecz wybitną. W zasadzie wystarczy pociąć ją na małe kawałeczki i sprzedawać w cenie 25 zł za porcję na wielkim talerzu w którejś z bardzo modnych restauracji. A tu za dwunastaka otrzymujecie obfitą porcję tejże wspaniałości, sięgającą jeszcze kawałek poza talerz. Fast foodowa ambrozja.
Wszystko, co powyżej, plus herbata i dwa piwa, kosztowało nas całe 62 zł.
Mam takie spostrzeżenie, że największe szczęście dopisuje nam wtedy, kiedy miejsce wybieramy spontanicznie. Kilka dni wcześniej, czy kilkanaście później nie spotkalibyśmy tej ekipy. A tak mamy oto kolejny trop, za którym będziemy podążać.
Piełne pięć świnek, lecz ważnych tylko do 21-go lipca 2013. Bo co dalej, tego nie wie nikt.