ul. Pierkunowo 36, Giżycko
Do Strandy dobiliśmy już grubo po zmroku. Sama przystań jest przyjemna, czysta, wyposażona w nowoczesne łazienki z prysznicami. To dość istotne informacje dla żeglarzy spragnionych odrobiny luksusu w postaci umycia pachy lubo innych części ciała.
Przysiedliśmy na piwo, ewentualnie pięć, a że burczało nam w brzuchach, to patrząc jak kot ze Shreka wybłagaliśmy coś na ciepło, bo kuchnia już się zamykała. Zgodnie chcieliśmy zupy, bo przecież nic tak nie rozgrzewa i nie trzeba ich specjalnie przygotowywać, a tym samym kłopotać kucharek.
I tak mamy kolejno żurek. Smutny, smutny żurek, z najpodlejszą kiełbasą i kawałkiem takiegoż jajka. Wodnisty, bez smaku, bardzo, bardzo kiepski. Już się nigdy nie spotkamy.
Gulaszowa, równie smaczna jak powyższy żurek. Niby ostra, ale jednak nie. Półprzezroczysty płyn będący czymś między bulionem warzywnym, a pomidorową z homeopatyczną ilością pomidora, pardon, keczupu.
Ale za to rybna, no, proszę Państwa, rybna zaskoczyła nas wszystkich, ponieważ była naprawdę dobra. Trochę na tajską modłę zrobiona z mlekiem kokosowym i trawą cytrynową, z lokalnymi rybami – zaskakująca. Może nie przewspaniała, ale całkiem niezła, zwłaszcza w zestawieniu z pozostałymi dwiema.
Tak więc miały być dwie, ale za rybną dodaję kolejną i tym sposobem robią się trzy świnki. Rachunek się nie zachował, ale jest raczej niedrogo.
Magda