Wymyśliłam sobie, że seszelskie wpisy będą dla Was czymś w rodzaju przewodnika łamanego przez pamiętnik. Gdy skończę ten cykl na koniec dostaniecie jeszcze ostatni wpis ze wszystkimi szczegółowymi informacjami jak taki wyjazd zorganizować, ile kosztował, etc. Ale przed nami jeszcze danie główne i deser. Wierzcie mi, końcóweczka będzie najlepsza. Choć i to co poniżej jest cudne. W końcu na obiad mamy jedną z najpiękniejszych plaż na kuli ziemskiej!
Tu zaczynają się na serio te wszystkie plaże z granitowymi głazami wynurzającymi się z oceanu. Dokładnie te, które tak pięknie prezentują się w folderach biur podróży. W tym odcinku będzie też plaża uznawana za jedną z najpiękniejszych na świecie. Pojawia się chyba we wszystkich tego typu zestawieniach. No, powiem Wam, że jest piękna, ale mój typ jest inny. O tym też będzie.
Zacznijmy więc od Praslin. Druga co do wielkości wyspa archipelagu z dość ciekawą linią brzegową. Mnóstwo tu zatoczek i urokliwych plaż. Ta najbardziej znana i powszechnie uważana za najpiękniejszą to Anse Lazio – prawie na pewno spotkacie na niej sporo ludzi, bo jest po prostu bardzo znana i bardzo ładna, choć tuż obok jest mniejsza plaża, w moim przekonaniu bardziej klimatyczna i z fajnym barem (Honesty Bar). Jest niewielka tabliczka i po schodkach wystarczy wejść w gęstą zieleń.
Kolejną bardzo fajną plażą położoną tylko ciut w bok jest Anse Georgette. Obok jest fancy pole golfowe i hotel, ale nie jest tu w ogóle tłoczno, przy odrobinie szczęścia kupicie na plaży świeże owoce pięknie zaserwowane na liściu bananowca, a i inne atrakcje się znajdą.
Na Praslin znajduje się też Park Narodowy i wpisany na listę UNESCO rezerwat Valee de Mai. Rezerwat można zwiedzać z przewodnikiem lub bez. Są wyznaczone ścieżki, więc spokojnie dacie sobie radę. Jego największym skarbem jest endemiczna lodoicja seszelska, czyli palma nazywana “coco de mer” – morski kokos, występująca tylko na Seszelach. Wiążą się z nią dwie sprawy – po pierwsze nazwa. Nim Seszele zostały jeszcze odkryte do brzegów Afryki dobijały bardzo specyficzne w kształcie kokosy. Ponieważ ten gatunek nie był znany i nikt nie wiedział skąd pochodzi, ochrzczono go “morskim kokosem” czy też “kokosem z morza” i stąd właśnie nazwa. A druga sprawa to wygląd samych kokosów. Cóż, wyglądają jak pupa.
Niektóre seszelskie plaże mają bardzo fajne nazwy, np. Anse Takamaka (Takamaka to najbardziej znana marka seszelskiego rumu oraz region administracyjny na Mahe), Anse d’Amour (Plaża Miłości) czy Anse Banane (tego nie trzeba tłumaczyć). Fajnie jest więc też zwiedzać trochę z mapą w ręku.
Obok Praslin jest kilka niewielkich wysp, ale Curieuse jest obowiązkowym punktem programu ze względu na stację badawczą żółwi olbrzymich. Możecie je tu obserwować z bliska, bez żadnych płotków. Przechadzają się niespiesznie, skubią trawę i robią kolosalne wrażenie. Rzeczywiście są olbrzymie, ja spędziłam jakieś pół godziny siedząc po turecku obok jednego z nich w odległości mniejszej, niż wyciągnięta ręka i gapiłam się jak zahipnotyzowana. Ale ja generalnie mam dużą słabość do natury i to ona zawsze wprawia mnie w dziecięcy zachwyt.
Oprócz żółwi rośnie tu również palma seszelska, czyli ta, której owoce wyglądają jak pupa. I Curieuse obok Praslin to jedna z dwóch wysp na świecie, na których te palmy rosną. Jest tu też piękna plaża i warto przewidzieć nieco czasu na pływanie czy opalanie. Kiedy my odwiedzaliśmy Curieuse nie było tłoczno, zaledwie kilkunastu turystów kręciło się po dość rozległym terenie.
I na koniec tego odcinka St. Pierre. Maleńka, granitowa wysepka z małą plamą zieleni. Jest na tyle urocza, że jej zdjęcia znajdziecie na wielu pocztówkach, jest czymś w rodzaju symbolu Seszeli. Wysepka jest bezludna, ale podróżując jachtem czy katamaranem warto się tu zatrzymać na snoorkowanie, bo pod wodą jest zupełnie osobny świat.
Już teraz zapraszam Was na deser. Obawiam się, że użyję tylu przymiotników, że puścicie pawia tęczą. A ja razem z Wami.
Magda
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło jeśli go udostępnisz. Dziękuję!