Jeśli kiedyś postanowicie się wybrać na te bajkowe wyspy, to właśnie na Mahe zacznie się Wasza przygoda. To największa wyspa spośród całego archipelagu, tutaj mieści się największe lotnisko obsługujące loty międzynarodowe i tutaj jest stolica Seszeli – Victoria.
Populacja całego archipelagu Seszeli to zaledwie 77 000 osób, z czego 90% mieszka na Mahe. Wyspa do 1814 r. była kolonią brytyjską, później francuską, a ostatecznie w 1976 uzyskała niepodległość i stała się częścią wolnych Seszeli. Styl kolonialny jest z oczywistych względów na Seszelach normą i w Victorii również odnajdziecie go na każdym rogu. Ale w Seszelach nie chodzi o architekturę. W Seszelach chodzi o przyrodę. Dlatego zdecydowałam się na rejs katamaranem. Pisałam już o tym. Dzięki temu mieliśmy stały dostęp do najpiękniejszych plaż, które przyciągają turystów jak miód przyciąga Kubusia Puchatka. To jest naprawdę wyjątkowe doświadczenie stać na kotwicy gdzieś w rajskiej zatoczce, a po porannej kawie popłynąć wpław na plażę tak piękną, że oczy łzawią. I tak codziennie przez dwa tygodnie.
I rzeczywiście, potwierdzam, Seszele są najprawdziwszym rajem. Naszą przygodę rozpoczęliśmy w porcie na Mahe, dalej opłynęliśmy wyspę zahaczając kolejno o takie plaże jak Anse Royal i Anse Mayor zaliczając pierwsze zachwyty, ale nie bez powodu w tytule tego wpisu jest słowo “przystawka” – dalej miało być tylko lepiej, aż do bardzo wysokiego “C” na deser. I było, ale o tym w kolejnych odcinkach.
Przed wyruszeniem dalej zatrzymaliśmy się na noc i część dnia w jednej z największych atrakcji okolic Mahe – Morskim Parku Narodowym St. Anne. St. Anne to sześć malutkich wysepek: St. Anne (oczywiście), Cerf Island, Ile Cachee, Round Island, Long Island i Moyenne Island. Ze względu na endemiczne gatunki morskich żyjątek nie wolno tu wędkować, ale za to wolno snoorkować i je po prostu oglądać. Tu trzeba poczekać na odpływ, gdy woda opada i odsłania połacie białych jak mąka, onieśmielająco pięknych plaż. W którymś momencie można przejść z wyspy na wyspę, a woda w najgłębszym miejscu sięga do kolan. No, co za bajka!
Moim największym dramatem życiowym w tamtym momencie był fakt, że jakbym nie robiła zdjęć, to nawet w połowie nie były w stanie oddać tej cudowności, która mnie otaczała. Bardzo Wam to chciałam pokazać, bo to naprawdę jest cud natury. A miał to być dopiero przedsionek raju, przypominam! W ogóle głównym motywem tego wyjazdu było: “Jezu, jak pięknie!”. Albo czasem bardziej po polsku i dalej: “…jak pięknie!”. Tylko ze słońcem ostrożnie, bo tu słońce ma całe połacie płytkiej wody, by się cudnie od niej odbijać i smażyć nas jak karkówkę na dobrze rozgrzanym grillu.
Jeśli zdecydujecie się kiedyś na objazdówkę, a nie katamaran, do wstrzymajcie się do kolejnych postów. Na pewno nie będę Was zachęcała do spędzenia większości urlopu na Mahe. Obiad będzie ucztą, ale deser to czyste złoto. W każdym razie gdybym miała spędzić większość urlopu na jednej z tych wszystkich wysp, a w sumie odwiedziliśmy pięć czy sześć, to wybrałabym deser. Czyli ostatnią perełeczkę.
Dlatego kończymy ten odcinek, po drodze łowimy rybę na kolację i w kolejnym ruszamy podbijać plażę uznawaną z jedną z najpiękniejszych na świecie!