Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

rzym zwiedzanie gdzie jesc

Rzym – przewodnik dla tych, co już byli

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Najpierw musi tu paść wyznanie, które oburzy wszystkich miłośników Rzymu. Otóż: ja Rzymu nie lubię. Nigdy go nie lubiłam i możliwe, że już nie polubię. Ale trzeba mi oddać, że raz na kilka lat kupuję bilety na samolot i podejmuję kolejne próby. Próby polubienia.

Fakt ten nie oznacza jednak, że uważam to miasto za brzydkie. Wprost przeciwnie. Rzym jest tak piękny, że zapiera dech. Nie przeczytacie jednak w tym wpisie o Coloseum, Watykanie, ani nawet o Fontannie di Trevi, ponieważ zrobiłam sobie tę uprzejmość i zwiedziłam to wszystko wiele lat temu, aby już nie musieć tych niewygód więcej znosić. No, może jeszcze tylko jeden raz, kiedy moje dziecko osiągnie wiek wystarczającej kumy, żeby mu to wszystko pokazać. I szlus.

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Rzym wzbudza we mnie skrajnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony jego urodę doceniłam dopiero przy którymś kolejnym podejściu, gdy postanowiłam zwiedzać to miasto nocą. Tak jest. Zwiedzanie rozpoczynałam po kolacji, czyli niedługo przed północą i szwendanie kończyłam nad ranem. Rzym bez ludzi porywa. Rzym z pustymi uliczkami, z podświetlonymi fontannami, Rzym, w którym słyszysz tylko stukot swoich obcasów o bruk – taki Rzym rozkłada na łopatki.

A w każdej innej sytuacji jest, kurwa, nie do zniesienia.

Oto bowiem w każdej innej sytuacji jest tłoczny, głośny, przepocony, drogi i naszpikowany gastronomicznymi pułapkami na frajerów jak świąteczna szynka goździkami. I nie piszcie mi, że zawsze mogę się ruszyć poza centrum, bo ja to naprawdę wiem, byłam tam, ale wiem też, że zwiedzanie kolejnych ruin nudzi mnie tak, że tętno spada mi do zera i to grozi śmiercią. A tego przecież nie chcemy, bo kto w przypływie dobrego nastroju będzie Wam pisał te jednakowo krotochwilne co prawdziwe tekściki? No właśnie.

I tak oto, zgodnie z tradycją, wedle której wciąż staram się pokochać Rzym i robię to regularnie raz na kilka lat oraz dlatego, że akurat były tanie bilety w interesującym mnie terminie, zameldowałam się na lotnisku Ciampino. Może być tak, że na mój odbiór tego wypadu dość mocno wpłynęła kwestia noclegu, o którym napiszę Wam na końcu i niech Was ręka boska broni to rezerwować. Włosi generalnie mają tendencję do lecenia w kulki (tu się bardzo powstrzymałam, żeby nie napisać dosadniej) w kwestii noclegów, których opisy i zdjęcia często dalece odbiegają od stanu faktycznego, ale ci, to już przesadzili. Ale o tym nie teraz.

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Teraz przejdźmy wreszcie do tej milszej części. Koncepcja tego wyjazdu była taka: minimum “obowiązkowych” atrakcji turystycznych, kawka z widokiem na targ z rana, a dalej to już z górki, czyli szwendanie, dobre jedzenie, Zatybrze i nocą Piazza Navona, bo lubię. Tyle. Zero napinania się na cokolwiek. I zrealizowałam ten plan w stu procentach. Nadal nie żałuję, że tym razem również nie widziałam Fontanny di Trevi oraz że nie wstałam przed świtem, aby sobie tam zrobić zdjęcie bez tłumu turystów. Widziałam ją wystarczająco wiele razy, żeby wiedzieć jak wygląda.

Jak zatem ugryźć Rzym, aby było miło? Może tak: kiedyś bardzo, bardzo lubiłam Campo de’ Fiori. To jeden z bardziej znanych placów, jest rozległy, ze straganami pośrodku i wianuszkiem restauracji i kawiarni wokół. Idealne miejsce, aby zacząć dzień od kawy i “telewizora”. Zwiedzanie “na telewizor” to moja ulubiona forma zwiedzania. Robi się to tak: siadasz w strategicznym miejscu z dobrym widokiem, zamawiasz kawę, a może nawet kawę i kieliszek bąbelków, i patrzysz. Z tego patrzenia baczny obserwator dowie się więcej, niż z najbardziej obszernego przewodnika. Uwielbiam! W tej chwili stragany na Campo de’ Fiori to już głównie chiński szmelc i inny turystyczny szajs, na szczęście szczelnie obudowany ładnymi straganami z warzywami i owocami. Oczy nie bolą, ale to już nie to. Natomiast czymś, co koniecznie polecam Wam tu zrobić, jest zamówienie świeżego soku z granatów, który w upalne dni dają z lodem. Cudownie orzeźwiająca rzecz!

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Kiedy dokona się ten poranny rytuał natychmiast koło południa przenosimy się na drugą stronę Tybru i wracamy dopiero po późnej kolacji. Tak, Zatybrze to jest bardzo dobry kierunek. Też tłoczno, też turystycznie, knajpa na knajpie, ale zupełnie inny klimat. Mniej turystów z przyklejonymi do oczu aparatami, więcej turystów, którzy lubią sobie pożyć. Znaczy się: nasi.

Można sobie przysiadać w różnych miejscach, coś przegryźć, czegoś się napić, poczytać książkę, znowu się przespacerować, ciut zgubić, aby zaraz odnaleźć. Oto jedyna słuszna forma zwiedzania wszystkiego. Długo dojrzewałam, aby to powiedzieć głośno, ale jak już dojrzałam, to nigdy więcej nie zrobię nic przeciwko sobie. A zwiedzanie z jęzorem na brodzie i odhaczanie kolejnych atrakcji to coś, co robiłam przez bardzo wiele lat, choć nigdy do końca nie miałam na to ochoty. No to już nie. Spodziewajcie się na blogu już tylko takich wpisów, jak ten.

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Nie bez znaczenia jest też CO się czyta podczas takich wypadów. Tym razem, dość łapczywie, pochłonęłam “Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku” Andreasa Viestada (dziękuję, Piotrek, za polecenie!). Rzeczywiście jest to historia świata opowiedziana z pozycji jednego posiłku zjedzonego w restauracji La Carbonara przy… Campo de’ Fiori. Restauracja nadal istnieje, a książkę czyta się tak jak zjada dobry makaron – do ostatniej kluseczki. Karteczki.

A teraz uwaga, będą adresy – to wszystko jest na Zatybrzu. Na Zatybrzu też jest turystyczny przemiał i możecie trafić bardzo, bardzo średnio, albo i poniżej średniej, a na to szkoda czasu, zmarnowanych kalorii i pieniędzy. Proszę zatem notować. Na suppli, czyli to samo, co arancini tylko w nieco innym kształcie, polecam Wam z całego serca Suppli Roma (Via di S. Francesco a Ripa 137) – miejsce odrobinę oddalone od głównego nurtu, którym płynie turystyczna rzeka. Na pewno najlepsze, jakie jadłam podczas tego wyjazdu. To taki barek, bierzesz w rękę i jesz na chodniku. Suppli są tu warte grzechu. Nawet dwa razy. Na lody dobrze jest się wybrać niewiele dalej, do Otaleg (Via di S. Cosimato 14a). Pistacja smakuje jak jądro smaku pistacjowego. Jest wyborna! Na aperitivo natomiast miło jest przysiąść w Caffe delle Arance z przyjemnym widokim na Piazza Santa Maria. Dużym plusem jest to, że mają dobry wybór bezalkoholowych koktajli, co wcale nie jest takie oczywiste. Są przy najważniejszym placu na Trastevere, więc to także wyborny punkt obserwacyjny.

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

A gdybyście chcieli uciec troszeczkę od ludzi, ale wciąż pozostać w sercu tej przyjemnej dzielnicy, to polecam Wam ukryte w bocznej uliczce Oste Nostro (Vicolo del Bologna 87) – połączenie baru w jednej części i restauracji w drugiej. Raczej na drinka i tiramisu, bo jedzenie dość przeciętne, ale siedzi i czyta się tu doskonale.

Kolejną super miejscówką na przekąski i kieliszek wina jest prosciutteria Cantina dei Papi (Via della Scala 71). Zmontujecie sobie tu wyborną deskę przekąsek, choć moja porchetta jest lepsza. Ale może bardziej się z nią pieszczę, nie wiem. Jest kilkanaście win na kieliszki, dwa stoliczki w środku i jeden maleńki na zewnątrz. Idelanie, aby się wbić w kąt i obserwować przechodzących ludzi. Jedynie mam zastrzeżenie do niezbyt rozgarniętej obsługi, której trzeba dwa razy zwrócić uwagę, żeby przykręciła łomot wartko płynący z głośników. Ale ostatecznie przykręciła, więc jest luz.

Na konkrety mam dwa dobre adresy. Pierwszy to Tonnarello (Via della Paglia 1/2/3). Nam udało się dorwać stolik wchodząc z ulicy, ale nie jest to oczywiste, więc rekomenduję zrobienie rezerwacji. Tutaj przede wszystkim na makarony, na wyborne cacio e pepe, czyli rzymską klasykę. Jedzenie jest na naprawdę dobrym poziomie i tu możecie celować w ciemno. A dalej przydarzyło mi się déjà vu. Oto bowiem na kolację któregoś dnia wybrałam osterię Nonnarella (Piazza di S. Calisto 7A). Też bez rezerwacji, też udało nam się dorwać stolik czekając tylko jakiś kwadrans w kolejce. Wszyscy, którzy przyszli dwie minuty po nas już nie mieli tyle szczęścia. Czy tym samym rekomenduję zrobienie rezerwacji? Owszem. Gdy wzięłam menu do ręki miałam wrażenie, że mi się zacięła płyta. Hej, czy ja to wczoraj już widziałam? Okazuje się, że mają identyczne menu jak Tonnarello, więc zakładam, że to bliźniacza knajpa. Też warto. Zjadłam tu boski ogon wołowy, kolejny rzymski klasyk. Ale za to desery średnie.

 

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Wszystkie te miejsca oddziela od siebie krótki spacer po sercu Zatybrza. To ma znaczenie, gdy skwar leje się z nieba tak bardzo, że człowiek się topi jak kiepski asfalt na drodze. Poza tym poczyniłam w Rzymie jeden istotny dla mnie spontan, więc generalnie wyjazd uważam za udany. Następny wkrótce za kilka lat.

Gdzie nie spać?

rzym zwiedzanie gdzie jesc

 

Nooo… Od czego zacząć? Może od początku. Cała idea tego wyjazdu zasadzała się na takiej wizji: miły apartamencik możliwie blisko Campo de’ Fiori, najlepiej z widokiem, w ostateczności może być bocznym. Rankiem o dziesiątej zbiegam po marmurowych schodach (większość schodów w Rzymie jest z marmuru), w zwiewnej sukience i słomkowym kapeluszu, by w pobliskiej kawiarence, na moim ulubionym z placów, zamówić kawę i rozpocząć dzień od oglądania “telewizji”. Co naturalnie ma mnie wprawić w doskonały nastrój i chęć do dalszego eksplorowania miasta. Tyle fantazja.

Jakież zatem było moje, mówiąc eufemistycznie, zdziwienie, gdy odkryłam, że zarezerwowany przeze mnie apartament w strategicznym miejscu znajduje się w jakiejś bocznej uliczce, kilkaset metrów od Campo de’ Fiori, a o poranku czyli o piątej, budzi mnie a) nadgorliwy turysta z pokoju obok, który niemiłosiernie się tłucze w części wspólnej robiąc poranną kawę oraz b) śmieciarka z brzdękiem pochłaniająca szklane butelki, który to dźwięk wybornie dubluje echo odbijające się od ścian kamienic wąskiej uliczki. O święta Tereso w pomidorach…

Ale to nie koniec. Na zdjęciach miejsce jest dość ładne, ale nikt nie mówi o tym, że to jest jeden poziom w kamienicy, cztery pokoje z łazienkami oraz częścią wspólną, którą od twojej śpiącej głowy oddzielają drzwi tak wygłuszone, jakby były zrobione z kartki papieru. Więc jak ta instagramerka robi sobie kawę o piątej, bo musi iść pod Fontannę di Trevi narobić zdjęć bez ludzi, to równie dobrze możesz iść pod prysznic i zacząć dzień. Czy ci się podoba, czy nie. A zagrzybiona klimatyzacja, dzięki której masz kaszel utrzymujący się przez kolejny tydzień jest w pakiecie.

Możecie sobie to miejsce obadać na Bookingu, o tutaj, i zobaczyć gdzie na mapie jest zaznaczone. No więc nie, ono jest zupełnie gdzie indziej.

NIE POLECAM.

Magda G.

A Rzym… Jak to Rzym.

 

Spodobał Ci się wpis? To fajnie, bo będzie tu takich więcej 🙂 Będzie mi miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz. Dziękuję!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz