Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Nie pierogi lecz pierś z kurczaka – oto pokarm prawdziwego Polaka!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Jak myśleliście, że daniem narodowym w kraju nad Wisłą są pierogi, ewentualnie schabowy, to spieszę wyprowadzić Was z błędu. Nie są. Produkujemy najwięcej kurczaków w Europie. Dokładnie tak: “produkujemy”. I chyba nie muszę się zagłębiać w to, w jakich warunkach żyją, jak są szprycowane antybiotykami, i że w tej chwili potrzeba już tylko sześciu tygodni, aby “wyprodukować” brojlera. I przysłowiowy Kowalski żre tę kpinę z mięsa na potęgę.

Jest pewna grupa na fb, inspiracja dla tego tekstu. Celowo nie linkuję i nie podaję nazwy. Myślę, że wielu z Was już tam jest. Pewnie dla beki. Też tam przez chwilę byłam dla beki, a później się zastanowiłam i już mi wcale nie jest do śmiechu. Różni ludzie wrzucają tam zdjęcia swoich obiadów, część traktuje to serio, część trolluje, reszta patrzy. Ponieważ do grupy należy blisko sto tysięcy osób, to pole do obserwacji jest naprawdę niezłe i udziela odpowiedzi na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie:

Co je Polska?

Tak sobie siedzę, stukam w klawiaturę i myślę sobie, że gówno wiem co je Polska. Albo przynajmniej do niedawna nie wiedziałam, miałam może jakieś mgliste pojęcie o menu statystycznego Kowalskiego, ale to wszystko. Siedzimy w tej swojej gastro-bańce, egzaltujemy się najlepszymi produktami i o-mój-borze podniecamy jak fantastycznie rozwija się polska gastronomia, a my razem z nią. Jak świnka, to Złotnicka, jak jagnięcinka, to chętnie Czarnogłówka i tak do usrania. Otóż nie. Jest w tym kraju znacznie więcej do zrobienia, niż komukolwiek może się wydawać.

No więc przyglądam się tej grupie od dłuższego czasu. To jest niezła grupa badawcza dla socjologa. Nigdy wcześniej, bez ruszania się z miejsca, nie można było na taką skalę analizować tego, co się w tym kraju je, bez wchodzenia jednocześnie Kowalskiemu w butach do kuchni. Sami pokazują co jedzą, co im smakuje, chętnie dzielą się przepisami, a szczyt stylizacji potrawy to listek natki pietruszki. Wszystko gotowe, podane do stołu. Tylko się rozpłakać.

Oto, co je Polska:

Piersi z kurczaka na wszystkie możliwe sposoby – pieczone, smażone, w panierce, faszerowane, duszone, na azjatycką modłę, w sosach wszelakich i co tylko komu przyjdzie do głowy. Piersi z kurczaka every fuckin’ day. Ktoś kiedyś tym ludziom wmówił, że to “zdrowe białe mięso”. Problem polega na tym, że jedyne prawdziwe słowo w tym określeniu to “białe”.

Przebojem jest też nieustająco świnia. Na przykład “stek z polędwicy wieprzowej”. Mam nadzieję, że nie krwisty. Do tego schabik pieczony, duszony, smażony. Mięso musi być codziennie. Jak nie ma mięsa, to obiad się nie liczy. Wiecie o tym, że nie powinniśmy jeść mięsa zbyt często, prawda? A teraz z ręką na sercu – jak często jecie mięso? Wędlina na kanapce też się liczy.

Bo ja ten rachunek sumienia wykonałam i wyszło mi, że jem mięso trzy – cztery razy w tygodniu. I tak za dużo. Ale poza tym głównie warzywa, trochę nabiału, ryby… To tak gdyby ktoś podniósł argument, że a) bez mięsa się nie da żyć, b) zdrowa dieta jest droga. Drogi, to jest lekarz, a nie dieta.

Ale wracając… Zaraz na trzecim miejscu są makarony z gotowymi sosami z torebki i gotowe dania, np. pyzy oraz nieśmiertelne sałatki z majonezem, kurczakiem i ananasem lub w konfiguracji szynka/ser żółty/majonez. Ewentualnie sałatki z zupek chińskich. Tak, powtórzę raz jeszcze, żebyście nie mieli wątpliwości czy dobrze czytacie: SAŁATKI Z ZUPEK CHIŃSKICH. Same frykasy. I zdrowe takie. A tuż po nich zupa serowa. Uwaga, podaję przepis: zagotuj w garnku wodę, dodaj ze dwie kostki rosołowe i cztery, albo jeszcze lepiej pięć serków topionych. Poczekaj, aż się rozpuszczą, zrób zdjęcie i wrzuć na fejsa. Wszyscy poproszą cię o przepis, na bank. Nie mówię, że tylko takie dzieła sztuki kulinarnej trafiają na wspomnianą grupę, jest ich miażdżąco dużo.

Szczyt wyrafinowania?

Łosoś – kurczak wśród ryb. Krówa, jak ja go nie szanuję… I znowu – bo ktoś kiedyś powiedział, że łosoś jest zdrowy i trzeba jeść dużo ryb. W domyśle dużo łososia. To kolorowane, faszerowane lekami coś, czym zajada się Polska jest tylko produktem z wyglądu przypominającym łososia i na tym podobieństwa się kończą. Powiem Wam coś jeszcze – przemysłowo hodowany łosoś jest obecnie jedną z najbardziej toksycznych ryb, jakie można dostać w supermarkecie. Jego jedzenie zdecydowanie odradza się kobietom w ciąży nie bez przyczyny – najwięcej toksyn gromadzi się w tłuszczu, a łosoś jest rybą tłustą. I to wszystko nie jest wiedzą tajemną, w Skandynawii każdy lekarz mówi takie rzeczy otwarcie i ostrzega przyszłe mamy. Wiadomo czym się karmi kurczaki czy łososie. No i hitowe są też imprezowe przekąski typu parówka w cieście francuskim, pierś z kurczaka, roladki z naleśnika czy pierś z kurczaka, a jakby było za mało dobroci, to jeszcze piersi z kurczaka smażone w chipsach. Generalnie jak nie masz pomysłu na obiad, albo nie wiesz co dodać do zupy, to wiedz, że kurczak jest odpowiedzią na wszystkie twoje pytania.

Tym właśnie żywi się przysłowiowy Kowalski i chętnie dzieli na fb. A dla dzieci mrożone paluszki z rybnej papelady, zaś dla małżonka serce z keczupu na plastrze produktu seropodobnego. Katastrofa! Ja się naprawdę nie dziwię, że onkolodzy nie wyrabiają na zakrętach. A z drugiej strony brakuje jakiejkolwiek sensownej edukacji w tym zakresie. Uważam, że takie zajęcia w szkołach powinny być obowiązkowe.

I mogłabym w tym tekście pojechać po bandzie, napisać coś o Grażynach, co polskiego w szkole nie miały, natrzaskać klików moc oszałamiającą. Ale wiecie co? Na koniec dnia, jak człowiek usiądzie i się nad tym zastanowi, to dochodzi do wniosku, że z której strony by na to nie spojrzeć – nijak nie chce być śmiesznie.

Zadanie na najbliższy miesiąc: ani raz nie wziąć do ust przemysłowo hodowanego kurczaka, wieprzowiny i łososia. Mega łatwe. Jak nie dacie rady, to jesteście miękkie faje. Ale nie jesteście, prawda?

Magda

P.S. Jeśli ktoś wie gdzie w Warszawie lub okolicach można kupić prawdziwego wiejskiego kurczaka z żółtym tłuszczykiem, takiego który miał godne życie i żywił się robalami, to proszę – niech się podzieli tą informacją na forum aby wszyscy skorzystali. Chodzi za mną taki pieczony z chrupiącą skórką i soczystym mięsem. Wiecie jaki.

foto: hanna.de

Spodobał Ci się tekst? Podaj dalej!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email
Kup moje książki
W pakietach taniej!
169,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 169,00 .

Add to cart
109,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 109,00 .

Add to cart
109,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 109,00 .

Add to cart

144 Responses

  1. Serio? Czemu miało posłużyć takie wylewanie żalu? W takim razie co jest lepsze od tego kurczaka, czy wieprzowiny (o łososiu nie wspominam bo on jest poniżej jakiejkolwiek skali)? Wołowina, która jakościowo jest taka sama? Warzywa i owoce pryskane pestycydami i nie tylko? Chleb z syropem glukozowo-fruktozowym? Ser żółty z gumy arabskiej? Jajka od kur z antybiotykami? Mogę tak wymieniać dalej ale ogólnie szkodliwe jest WSZYSTKO. Sam staram się jeść zdrowo, patrzeć na skład i unikać produktów przetworzonych ale nie popadajmy w paranoję. Od tego co jest w kurczaku nie da się uciec bo to jest wszędzie.

    1. Naprawdę uważasz, że to co jest w kurczaku jest wszędzie? Wystarczy czytać skład, żeby jeść ser z mleka, a nie z gumy arabskiej czy normalny chleb. Nie popadajmy w paranoję. Są produkty, które ewidentnie powinniśmy omijać, aby sobie nie szkodzić. Jedym z nich jest masowo jedzony w Polsce przemysłowo hodowany kurczak. Ludzie nigdy w historii nie jedli tyle mięsa i jakoś dożeglowali do XXI wieku.

      1. Dożeglowali ale żyli dużo krócej niż dzisiaj 🙂
        Jasne, że wystarczy czytać skład i wiedzieć skąd pochodzi dany produkt. Pierś z kurczaka można zastąpić piersią z indyka (jej produkcja nie jest jeszcze tak zepsuta). A onkologia ma pełne ręce roboty bardziej od wysoko przetworzonych produktów, podsmażania wędliny czy jedzenia w puszkach niż od kurczaka.

      2. Jakby na to nie spojrzeć – onkologia ma pełne ręce roboty, bo ludzie łyżką kopią sobie groby.

      3. Nie jestem z Warszawy ,ale wiem gdzie jest taki kurczak co zjada robale,świeżą trawkę,kuchenne resztki ,jajcowe skorupki,lata po moim podwórku.Nie jeden a trzydzieści,ciągle dokupuję a za sprawą lisów jest ich (tych kurczaków) ciągle trzydzieści.Wiem też gdzie jest pyszne kozie mleko i sery bez niepotrzebnych dodatków,pachnący chleb na zakwasie z chrupiącą skórką polany świeżo tłoczonym lnianym olejem,polny szczaw,ciepłe od słońca truskawki lipcowe,pomidorki z popękaną skórką od deszczu,dzikie maliny i jeżyny leśne,jesienne rude rydze smażone na fajerkach,miód majowy,szampan z kwiatów dzikiego bzu,sernik z koziej ricotty-wiem, wiem gdzie to wszystko tak blisko przy mnie a w zasadzie to u mnie .Kiedyś marzyłam ,dzisiaj mam to wszystko wkoło siebie.Często słyszę że nie ma na to czasu,że ciężko i tp. ,ale mamy na to wpływ co jemy bo nasz organizm nie jest śmietnikiem .Jedzenie to największa inwestycja dla naszego zdrowia i na to mamy wpływ więc możemy to zmienić -wystarczy zrobić pierwszy krok.Zmieniajmy to na co mamy wpływ a nie mówmy i róbmy to na co nie mamy wpływu Życzę wszystkim dobrych wyborów nie tylko kulinarnych. Pozdrawiam Kozia Kraina -Manufaktura Mlekiem Płynąca

      4. Tacy to pożyją 🙂 Pamiętam, że pierwszy raz całkowicie bezalkoholowego szampana z kwiatów dzikiego bzu piłam na Mazurach i było to coś prześwietnego 🙂

  2. Dlaczego nie powinnismy jesc miesa czesciej niz dwa razy w tygodniu? Moglabys podac konkretne argumenty, odnosnik do publikacji, cos? Pytam nie ze zlosliwosci a w zwiazku z tym ze zauwazam obecnie tendencje do demonizowania miesa… a takie np rosliny straczkowe, bedace alternatywnym zrodlem bialka w diecie, tez nie sa takie super – nie mowie tylko o kontrowersyjnej soi, ale tez soczewicy czy fasoli, ktore zawieraja np. saponiny i lektyny, ktore tez nam dobrze nie robia…

    1. Przede wszystkim dlatego, że bardzo zakwasza organizm, a to z kolei doskonałe środowisko do rozwoju stanów zapalnych i w konsekwencji raka. Jeśli nie równoważymy tego bardzo dużą ilością warzyw, to pojawia się problem.

      1. Zakwaszenie organizmu to ściema marketingowa, jak candida. Tzn. owszem, istnieje, ale człowiek, który ma pH krwi poza dopuszczalnym zakresem, to leży sobie w szpitalu z poważnym zagrożeniem życia, a nie chodzi po ulicy.

        Spożywanie żywności o określonym pH nie ma żadnego wpływu na pH krwi, gdyby tak było, umieralibyśmy od jednego łyku coli. Proszę, nie propaguj bzdur na miarę Pepsi Eliot.

        Owszem, spożywanie czerwonego mięsa prawdopodobnie sprzyja zachorowalności na nowotwory, ale po pierwsze, nie wiadomo do końca dlaczego (są jakieś teorie wokół hormonu wzrostu IGF-1, ale to teorie), po drugie, jakościowy wpływ żarcia na nowotwory jest procentowo dość niski. Ale już ilościowy jak najbardziej – otyłość jest czynnikiem bardzo wyraźnie sprzyjającym.

      2. Nadmierne spozycie CZEGOKOLWIEK jest szkodliwe… Grunt to zachowac umiar, dbac o jakosc produktow i roznorodnosc w diecie. Dlatego uwazam, ze te 2 razy w tygodniu to tez jakas wartosc od czapy – pytalam na jakiej podstawie podajesz taka informacje…

      3. Na podstawie rozmowy z mądrym dietetykiem. Poprosiłam już o badania, jak dostanę, to przytoczę.

  3. Jak już tak śledzisz statystycznego Polaka to się jeszcze zorientuj jakimi środkami i jaką ilością czasu dysponuje. Ja staram się jeść zdrowo, jestem facetem aktywnym fizycznie. Żeby nie wyglądać jak maratończyk potrzebuje dość dużej ilości kalorii i kompleksu aminokwasów. Prawda jest taka, że jedzenie zdrowo i czystego jedzenia wymaga albo dużej ilości czasu, albo pieniędzy. Orzechy, awokado, ciemne pieczywo itd. Są super, ale niestety wszystko to jest drogie. Jem makarony, kasze, ryż i warzywa, ale spróbuj tak zjeść 3000 kcal i w tym 120 g białka. To bardzo trudna sprawa, bo zawsze coś i to nie czcze wymówki. Nie każdy umie i ma czas super gotować, nie każdy ma pieniądze na awokado i orzechy. To jest bardzo łatwo napisać i nazwać kogoś Grażyna. Idź do pracy na 8-10 h gdzie masz 20 min przerwy i wygospodaruj czas na gotowanie i trening. Niektórzy mają jeszcze rodzinę.

    1. To jest kwestia zdrowia. Jeśli masz świadomość co Ci szkodzi, to już wygrałeś. Wiem jak to jest pracować nie 8, a 10 czy 12 godzin. Można dojść do takiej sprawności w kuchni, że przygotowywanie jedzenia nie zajmuje dużo czasu.

      1. Jestem pracującym studentem, zazwyczaj wychodzę z domu o 8 rano a wracam o 24. Pewnie więc można się domyśleć jak wygląda moja dieta. Bardzo chętnie żywiłbym się zdrowiej ale niestety nie mam na to ani czasu (nawet na szukanie składników, których zakup wymaga czasu i porządnego szukania ze względu na praktyczny monopol dyskontów i sieciówek) ani pieniędzy. Pewnie niesłusznie ale czuje się urażony w momencie kiedy tryb życia, do którego ja i tysiące innych ludzi w Polsce zostaliśmy zmuszeni jest krytykowany i podawany za przykład braku świadomości w temacie żywienia.

        Miło by było gdyby ktoś opisując taki temat wziął też taki jego aspekt pod uwagę 🙂

      2. Myślę, że nie zostaliśmy jednak do takiego trybu życia zmuszeni. Można np w weekend poświęcić godzinę i zrobić zdrowy obiad na 3 dni, który potem się zabierze w pudełku do pracy. Jest dużo rozwiązań.

      3. Wiem, że to post sprzed roku, ale bardzo proszę o podanie przepisu na zdrowy, pyszny obiad na 3 dni, czyli taki, który zrobię dzisiaj po południu (niedziela), a którego ostatnią porcję zjem ze smakiem w środę oraz na przygotowanie którego poświęcę 60 minut. Proszę nie zapominać, że porcji musi być 6, jako, że gotuję również dla męża. Aha! Mam insulinooporność – odpadają kasze, ryż, makaron, ziemniaki, mąka itd. Z góry serdecznie dziękuję!

  4. Magda. Niezły kurak na Bazarze Olkuskim u Crazy Butchera. 40 ziko za sztukę, dość żółty tłuszcz, trawy i robali się w życiu raczej nawpierdzielał. Odpowiednio pieczony jest dokładnie taki na jakiego masz ochotę.

  5. Ja się czasem zastanawiam, czy jakiekolwiek produkty żywnościowe można obecnie uznać za zdrowe lub ekologiczne. Mam nawet wątpliwości, czy kury, warzywa, jajka z podlaskiej wsi od mojego własnego dziadka mogę nazwać ekologicznymi. Bo co z tego, że 20 kur ma całe podwórko dla siebie i karmione są pszenicą i robakami, które same sobie z ziemi wydziubią, a warzywa i owoce nie są niczym nawożone, skoro chemiczne zanieczyszczenia znajdują się w wodzie i powietrzu, a przez to również w glebie, nawet na Podlasiu, z dala od większego miasta… Dlatego, mieszkając w Warszawie, nie ufam żadnym “farbowanym gospodarzom”, a na dopisek “ekologiczny” przy produkcie, mimo woli reaguję ironicznym uśmiechem… Jeśli chodzi o wybór produktów spośród tych dostępnych, problem na pewno tkwi w braku świadomości, ale przede wszystkim w tym, że cywilizacja razem ze swoimi niezaprzeczalnymi wygodami i dobrociami, sama w sobie jest po prostu niezdrowa i chemiczna. Ludzie w przeszłości jedli dużo mniej mięsa, ale nie jedli żadnej chemii, a teraz chemia jest wszędzie, nie tylko w kurczaku, ale też w żytnim chlebie, który sama sobie piekę z mąki zmielonej na własne zlecenie ze zboża z dziadkowego pola… Smutne, ale prawdziwe.

  6. Co to za grupa?
    Pod halą Mirowską stoją babcie z żółtymi kurczakami, na Szembeku też widziałem. Grzegorz Kwapniewski też jest w stanie temat żółtego kurczaka ogarnać.

  7. Świetny tekst! Ja chciałabym dodać kilka słów z perspektywy studenta. Oto prawie każdy student twierdzi, że nie ma czasu na obiady. Jednocześnie twierdzi też, że nie ma kasy. Więc kilka obserwacji – kebab to ulubione danie, nic to, że pobliski kosztuje dwanaście złotych i, że można zrobić za tyle peiniędzy coś na dwa dni i zdecydowanie zdrowszego. Nie mam kasy – jem kebaba. Taa. Inna sprawa – gdy gotujesz zupę w akademiku, jesteś uznawana za burżuja. Co więc jedzą studenci w akademikach oprócz kebaba? Ano kurczaka. Lubią papirusy, bo niby jest to super zdrowe. Pierogi z Biedronki. Lub pizze mrożone robione w mikrofali. Czy studenci nie mają czasu? Och, uwierzcie, mają go bardzo dużo. Ja jako student stosunkowo mam mało zajęć, owszem, więcej mam do robienia samej, co faktycznie dużo czasu zabiera, ale zawsze to da się rozplanować. Na jedzenie tygodniowo mogę wydać do 150 złotych i staram się w miarę ogarnąć porządne jedzenie.

    Często to jest kwestia wyboru, nie kasy. Zrobić w miarę zdrowy obiad za 15 złotych na dwa dni, czy kupić kebaba i colę i tłumaczyć się nie mam kasy na obiady. Bo tak właśnie kuriozalnie się wiele osób tłumaczy. A kurczak jest uznawany za najzdrowsze i najbezpieczniejsze mięso. Tak. Co więcej, gdy robię coś bez mięsa, wszyscy pytają czy go nie jem. Mówię, że jem, zdarza się (choć też większości smaku mięsa nie lubię, ale to inna sprawa). Na to mówią niektórzy – to dziwne. To dziwne robić obiad bez mięsa.

    Jeśli chodzi o statystycznego Polaka, to jest tak, że oni po prostu mają to gdzieś. Żyjemy niestety w świecie, gdzie Polak niejedzący mięsa od razu może być wyzywany, dla takigo typowego samca alfa nie jedzenie mięsa jawi się wręcz jak przyznanie się do bycia gejem, co jak wiadomo Prawdziwych Polaków najbardziej przeraża. Pomyślmy też o kultowym ‘ziemniaki możesz zostawić, ale mięska nie’. To wszystko jest jakoś zakorzenione, ludzie myślą, że wszyscy tak jedzą, że tak jest łatwo. Często myślą,że i taniej, ale nie, to nie zawsze tak jest. Z innej obserwacji – często kobiety wypowiadają się o obiadach bez mięsa stylu, że jakby to podały, to mąż by je z domu wyrzucił. Tak, niby to żartobliwe, ale jednak niesie w sobie jakąś prawdę.
    Przeciętna Polka niestety często spędza dużo czasu w kuchni, ale powiela wiele błędów, gotując tłusto, tłusto i tłusto. Często ma czas. Ma, tylko nie rozumie, że robi źle. Niestety.

    Aha, ostatnia reklama Biedronki. Co Polacy lubią najbardziej? Grillować. I chlać, bo w sumie to się łączy. Niby miała to być pozytywna reklama, wyszła smutnie. Najbardziej Polacy lubią jeść tłuszcz, ot co.

    Trochę się sama zakręciłam, ale w sumie mniej więcej tyle mi przyszło do głowy.

    Pozdrawiam.

    1. Samą prawdę napisałaś. Kurczę, też kiedyś studiowałam, nie miałam jakoś specjalnie kasy, a nie jadłam kebsów, nie jadłam kurczaka, nie jadłam pasztetów z puszki, a jednak dałam radę i do dziś jestem zdrowa jak koń. Ta modlitwa do mięsa to jakaś kompletna paranoja.

    2. Pani Anito, niestety nie wszyscy studenci mają taką komfortową sytuację by zajęcia były ich jedynym zmartwieniem. Niektórzy muszą też pracować i wrzucanie ich do jednego worka ze zwykłymi leniami jest wg. trochę nie na miejscu…

      1. Powiedz mi, jaka jest różnica między ugotowaniem kaszy z warzywami, a zrobieniem kwałka kurczaka? I pytam o to ja, dziewczyna, która kiedyś studiowała, pracowała, nie mieszkała z mamą, która podtyka cokolwiek pod nos i nie dostawała od niej słoików, bo mieszkała w innym kraju. I dawała radę na miękko. Ba! Jeszcze mi na imprezy wystarczało czasu.

      2. Taka, ze przy 14 godzinach poza domem kasza z warzywami nie pozwala na dostarczenie nawet polowy kalorii organizmowi. Takie działanie szkodzi jeszcze bardziej niż zakwaszone mięsko 🙂

      3. Ja nie mówię, żeby nie jeść mięsa, tylko żeby nie jeść kiepskiej jakości. I nie codziennie.

      4. Niestety, mięso lepszej jakości jest znacznie droższe. Caly kurczak w dyskoncie to koszt rzędu 20zl o ile dobrze pamiętam natomiast taki zdrowy, od rolnika kosztuje juz blisko 50, co dla wielu jest zapora nie do przeskoczenia 🙁

      5. Ale z jednego dobrego kurczaka możesz mieć pięć obiadów: 2 piersi, 2 udka, skrzydełka + rosół. Jak Ci się znudzi rosół, to robisz z niego pomidorową.

      6. 20 zł za całego kurczaka? o.O
        Trochę drogo, a mieszkam w Warszawie i to mój punkt odniesienia – gdzie indziej pewnie jest trochę inny.
        U mnie na bazarku (Grażyna 100%) jest budka, gdzie są wiejskie kurczaki. Kilogram filetów kosztuje około 40 zł, nie jest to tania impreza, ale jak na filety, cena nie jest nie-do-przeskoczenia. Specjalnie sprawdzę cenę za całego eko-kurczaka i napiszę, co i jak, jak tylko budka otworzy się ponownie (urlopy, ach, urlopy).

      7. I tu się grubo mylisz. Wspomniany wyżej pęczak nie odbiega jakoś dramatycznie kalorycznością od kurczaka.

      8. Pani Magdo, kurczaka smaży się po kilka minut z każdej strony, natomiast – przykładowo – pęczak gotuje się minimum pół godz. na wolnym ogniu, a żeby był sypki to krócej i trzeba go jeszcze uparować pod pierzyną, tudzież kołdrą, co w zasadzie zajmuje dobrych kilka godzin. I organizacyjnie jest dla sudenta nie do ogarnięcia bo nie ma pierzyny. Warzywa… jak na parze… to sama Pani wie, pisała pani o Tefalu, ale fakt studenci Tefala nie mają… no więc jak sparzyć to parę minut, ale żeby były dobre to trzeba się znać i poszukać na bazarku…

        Nie nie jestem złośliwy, studentom kurczaka naprawdę łatwiej 🙂

      9. Jestem studentem, chodzę na 2 kierunki, na tydzień dostaje 120 zł.Daje radę i ejszcze czasem odkładam, najprostsze co może być to patelnia+mrożonka warzywna i garnek+makaron razowy. kuskus z warzywami lub masełkiem i przyprawami, kotlety jajeczne, i fastfood typu podpłomyki i szybki sos pomidorowy z przyprawami, placki z jabłkiem czy czym innym, jogurt z orzechami i mrożonymi owocami, ryż z warzywami fryty z ziemniaków robione samemu czy szybka pizza z patelni ( tak, da się) albo tost francuski (chleb w jajku). Niestety mam słabość do kasz, strączków i makaronów, mimo że nie jem tłusto to mam brzuszek z bycia leniem i bieganiem tylko za autobusem, a mięso gości raz w tygodniu, gdzieś. Na nudnych wykładach nie śpię, tylko szukam co ugotuje, na co mam ochotę czy coś może znajdę nowego. Produkty kupuję na bieżąco i tak zjadam. Kilka rzeczy fermentuję sam, jak mleko (grzybek tybetański), ocet jabłkowy czy kombuche i mam swoje przetwory robiące się same. Gdy mam wielką ochotę bo czuję niski poziom chemii we krwi doładuje się colą (2-3 razy w miesiącu). Trzeba tylko chcieć nie dać zamknąć się w klatce z kurczaka mizerii i ziemniaków. Pyrki w mundurkach robią się same, w wolnej chwili testuję wegańskie i wegetariańskie jedzonko i odkrywam ogrom możliwości 🙂

      10. o, siema Jasiu, Ty tutaj? 😀 podziwiam Cię, że chce Ci się gotować, jesteś chyba jednym z 5 facetów którzy to lubią i im się chce, reszta woli iść na łatwiznę. 🙁

      11. Chyba to troche przesada. Na przyklad warzyw nie trzeba gotowac w tefalu, wystarczy w zwyklym sitku nad garnkiem. Kasze peczak gotuje sie 20min w duzej ilosci wody. Nie sa potrzebne poduszki ani godzinne parzenie. Jaka pierzyna? Owszem, jezeli chce sie miec goraca kasze po powrocie do domu z zajec to nalezy ja zagotowac, pogotowac chwile by odparowala woda, zawinac w gazete i schowac pod moldre. Jest goraca po kilku godzinach. I wspaniale ugotowana. Ale trzeba chciec i troche pomyslec

      12. Wszystkie kasze (lub prawie wszystkie, ale żaden wyjatek nie przychodzi mi do głowy) można ugotować na sypko w 15 minut. Potrzeba 2x więcej wody niż kaszy, zagotowujesz, wrzucasz kaszę i kwadrans na malym ogniu. Polecam! Nawet nie mam pierzyny ani czasu o niej myśleć 😀

      13. Panie Michale, ja to wszystko rozumiem. Sama pracuję, co prawda jakby to ująć, nie tyle dorywczo, co artystycznie na zlecenia, ale też pochłania to dużo czasu, nie licząc pracy na studia w czasie wolnym. Okej, na pewno zajmuje to mniej czasu niż to co (chyba) Pan opisał w swoim przypadku w innym komentarzu..

        Pisałam jednak o studentach, którzy naprawdę mają dużo czasu. Inna sprawa, że z moich obserwacji często wynika, że studenci pracujący często o wiele bardziej dbają o to co jedzą. Okej, są różne przypadki, różne drogi, ale zawsze jest jakiś wybór. Widzę to na co dzień. Ja też studiuję cały czas i naprawdę to widzę. Akurat właściwie w 80% studenci mają na jedzenie minimalnie przyzwoite ‘olew’, a nie brak czasu, czy brak pieniędzy.

  8. Ja jednak uważam, że zdrowa żywność jest droga. Powinnam odżywiać się bezglutenowo, co jednak jest mało możliwe – bezglutenowy chleb należy albo wypiekać samemu (na co nie mam czasu), albo kupować paczkowane za 8-15 zł, można też zostać przy kukurydzianym “pieczywie”, które smakuje po prostu jak flipsy… (ewentualnie łapać promocje, gdzie za 4 zł są dwie bułki, którym termin przydatności do spożycia kończy się dwa dni później). To samo tyczy się innych produktów spożywczych… Trudno jeść zdrowo, zarabiając ledwie 1500 zł miesięcznie, co w moim mieście (bardzo dużym mieście!) jest jedną z najwyższych pensji, kiedy nie można sobie nawet pozwolić na droższe buty. Sądzę, że tutaj leży problem – w braku pieniędzy, a nie braku świadomości.

    1. Pewnie jest trudniejsze, ale nie niemożliwe. Chleb na dobrą sprawę nie jest koniecznym elementem diety. Można spróbować przerzucić się na tanie i dobre warzywa, owoce, kasze itp. Najtrudniej jest na początku, kiedy próbujemy przestawić wieloletnie nawyki, ale potem już jak z górki.

      1. Oczywiście, że można! Jak z głową i dobrze zaplanowanymi zakupami to nawet taniej niż pseudo-mięcho i pseudo ser. Moja dieta prawie wegańska (pozwalam na trochę nabiału od święta, od jeszcze większego święta nieco ryby), oparta na samodzielnie gotowanych warzywach, kaszach, ryżu, dużej ilości balakii itp kosztuje miesięcznie ok 550-600zł na dorosłą parę na miesiąc. W przeliczeniu na osobę to MNIEJ niż ustalone przez rząd minimum socjalne! Za mniej niż teoretycznie porcja głodowa można zjeść tonę dobrej jakości żarcia, w tym też produkty uznawane za drogie (avocado, migdały i nerkowce na tony 🙂

      2. Wow, 600zł miesięcznie na 2 osoby? Poważnie, tak się da? A może Pani wypisać jakie produkty Pani kupuje? 🙂 jestem bardzo ciekawa, bo właśnie próbuje zorganizować sobie domowy budżet przy zmianie diety na zdrowszą 🙂 Pozdrawiam.

    2. Jestem na diecie bezglutenowej, bezlaktozowej, mam milion alergii pokarmowych i uważam, że piszesz bzdury. Na jedzenie nie wydaję więcej niż 300zł, a jem 5 zdrowych posiłków dziennie.
      Z tym chlebem to akurat słaba wymówka, bo jego skład to cała tablica Mendelejewa. Na śniadanie można jeść jaglankę z owocami zamiast kanapek, a na kolację wafel ryżowy czy kukurydziany jest wręcz wskazany, bo lekki. Naprawdę nie trzeba szukać drogich zamienników na wszystkie glutenowe pokarmy.

  9. Szanowna Magdo, tekst niewatpliwie czytalny, ale trochę mało merytoryczny… Najbardziej zainteresował mnie fakt, że spożywanie mięsa zakwasza organizm i to może prowadzić do nowotworów. Czy mogłabyś to poprzeć jakimiś dowodami naukowymi? Jak mięso obniża pH krwi i jaki to ma wpływ na proces kancerogenezy?
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Prawidłowe pH tkanek to 7,35 – 7,45. Wtedy mówimy o równowadze kwasowo-zasadowej. Pokarm, który spożywamy ma różne pH, wiadomo, że bardzo dobrze na nasze organizmy wpływają warzywa. Wiadomo też, że permanentne zakwaszenie organizmu podowuje przewlekłe stany zapalne. Przewlekłe stany zapalne to przedsionek raka, to także jest ogólnodostępna wiedza.

      I teraz tak, po polsku o pH mięsa znalazłam tutaj: http://www.pic.com/Images/ProductImage_9.pdf

      Dość obszernie na ten temat także tutaj: http://www.eioba.pl/a/1o8q/wplyw-zakwaszania-na-stan-zdrowia-organizmu

      1. 7,35-7,45 to optymalne pH dla krwi, bo w różnych tkankach może być lekko odmienne. A nad pH krwi czuwają bufory (np. fosforanowy, czy weglanowy), które zapobiegają zmianie odczynu. Są one na tyle silne, że spożywane mięso naprawdę nie jest w stanie jego zmienić..zresztą zmiana pH krwi jest poważnym stanem klinicznym (kwasica, bądź alkaloza), który wymaga szybkiej interwencji. Reasumując: u zdrowego człowieka spożywane pokarmy nie są wstanie istotnie zmienić pH krwi, a “przewlekłe zakwaszenie organizmu” (jak to okreslilas) trzeba jak najszybciej skonsultować z lekarzem.

      2. Postaram się jeszcze dzisiaj poszukać więcej na ten temat. Nie jestem chemikiem, ale bacznie przyglądam się reakcjom swojego ciała na to, co jem i wiem na pewno, że naprawdę dobrze i witalnie czuję się kiedy obcinam mięso do minimum, jem więcej ryb i masę warzyw. Ale mniejsza o to – postaram się z tym jeszcze do Ciebie wrócić.

      3. Nie zrozum mnie źle, bo sam uważam, że odpowiednia i zróżnicowana dieta jest bardzo ważna. 🙂
        Ale nie można demonizowac zanadto, bo się okaże, że nic nie możemy jeść…A straszenie kogoś nowotworem jest dla mnie dosyć przerażające.

      4. Wiesz, na pewno wpływ na nasze zdrowie ma zanieczyszczenie środowiska i milion innych uwarunkowań, ale wierzę w to, że dobra, zbilansowana dieta, która wyklucza przetworzone, naszpikowane hormonami produkty jest kluczowa. Np. terapia Gersona przynosi bardzo dobre rezultaty, a zupełnie się o tym nie mówi.

      5. Medycyna niekonwencjonalna to jest odrębny temat, którego w internecie nie ma sensu roztrzasac…tylko powiem, że jak dla mnie, to stosuje się tam zbyt dużo teorii, których nie można poprzeć naukowo..A ja wolę konkretne mechanizmy, a nie ogolniki, które mydlą oczy i stają się nowym “opium” dla tłumów…Ale jak wspomniałem, taka dyskusja to nie tutaj 🙂

      6. Ok, mam:
        Kokot F.: Zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej i kwasowo-zasadowej. Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2001;

        Remer T.: Influence of nutrition on acid-base balance – metabolic aspects. Eur. J. Nutr., 2001, 40, 5, 214-220;

        Ayers P., Warrington L.: Diagnosis and treatment of simple acid-base disorders. Nutr. Clin. Pract., 2008, 23, 2, 122-127.

        http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3195546/

      7. “A low-carbohydrate high-protein diet with its increased acid load results in very little change in blood chemistry, and pH, but results in many changes in urinary chemistry. ”
        W istnienie gospodarki wodno-elektrolitowej, czy kwasowości-zasadowej nie wątpię, ale artykuł który podeslalas tylko potwierdza mój tok rozumowania 🙂

      8. Ale też jasno pokazuje, że dieta alkaliczna pozytywnie wpływa na stan zdrowia.

      9. Dobrze, ale chodziło mi o to że napisałaś w tym artykule m.in. to, że jedzenie mięsa powoduje raka..co jak sama udowodnilas jest niezgodne z prawdą

      10. W jaki sposób udowodniłam, że to nie jest prawda? Jeszcze raz: mięso ma odczyn kwaśny (podobnie jak cała masa innych produktów, dlatego warzywa są w diecie kluczowe), środowisko kwaśne jest idealnym środowiskiem dla rozwoju przewlekłych stanów zapalnych, stany zapalne są pierwszym krokiem do raka.

      11. Co z tego, że ma odczyn kwaśny, skoro nie wpływa to na pH krwi? Sok zoladkowy też jest kwaśny (i to znacznie bardziej niż mięso). A zmiana pH tkanek zawsze wiąże się ze zmianą pH krwi. Kwasica metaboliczna to nie jest slogan reklamowy dla tabletek homeopatycznych, tylko stan chorobowy, który realnie zagraża zyciu i wymaga kroplowki, a nie soku z buraków…zresztą..wadą wolności słowa jest to, że można napisać cokolwiek. Nauczka dla mnie jest taka, Żeby następnym razem unikać.
        Pozdrawiam 🙂

      12. Przytoczyłam Ci wyżej bardzo konkretne źródła, do których możesz sięgnąć. Jeśli nie chcesz tego zrobić, to trudno.

      13. Liczyłem na wyższy poziom…
        Tak się składa, że książkę profesora Kokota mam właśnie w ręce. Więc, na której stronie mam otworzyć, bo przejrzalem cała i nic nie znalazłem na temat kwasicy spowodowanej dietą? (Nie licząc kwasicy ketonowej po alkoholu)

      14. Stefan, czy ja gdziekolwiek napisałam o kwasicy spowodowanej dietą? Nie, Stefan, nie napisałam. Napisałam natomiast o zakwaszaniu organizmu nadmiernym spożyciem mięsa, inaczej: brakiem zdrowej równowagi w diecie. Której części nie rozumiesz?

      15. Nie rozumiem czym się różni kwasica od zakwaszenia organizmu? 🙂

      16. Znaczący odchył od normy vs mały odchył od normy? Cały czas mówię o zachowaniu równowagi, a codzienne jedzenie mięsa i śladowej ilości warzyw, to nie jest równowaga.

      17. Ta dyskusja nie ma sensu, bo ja operuje terminologia medyczną, a Ty sloganami z Pani Domu..dobrego wieczoru i więcej rozwagi w pisaniu. Pozdrawiam

      18. Skoro operujesz terminologią medyczną, to na pewno wiesz jakie znaczenie ma dieta w życiu każdej pani domu 🙂

      19. A czy sok z cytryny ma odczyn kwaśny? Bo coś słyszałam, że dobrze jest pić wodę z sokiem z cytryny w celu odkwaszenia organizmu. Pewnie też słyszałaś. A potrafisz to wyjaśnić, jak to jest, że coś o odczynie kwaśnym alkalizuje?

      20. Ja też nie jestem chemikiem. Ale bacznie przyglądam się reakcjom mojego ciała, i nie ma ono nic przeciwko mięsu…

      21. Jak byłam dzieckiem, czyli prawie 15 lat temu (takim z podbazy, miałam 10 lat), mieszkałam w małej miejscowości niedaleko dużego wojewódzkiego miasta. Jak się jechało ze szkoły do teatru, do kina czy zoo, to ZAWSZE był trip do Maczka – ZAWSZE. Ale wtedy to był rarytas, jedzony od wielkiego święta, mama rzuciła dyszkę na wycieczkę i było na happy meal. Teraz? To norma. W niedzielę najpierw kościółek (albo i nie, zależy od rodziny), a potem jazda do centrum handlowego, niech się dzieciak wyhasa na placu zabaw z basenem z kulkami i potem obiad w Maku. Taka smutna polska rzeczywistość. Rozumiem, że w mieście nie ma tylu możliwości na aktywne spędzenie wolnego czasu co poza nim, ale skoro rodzinka ładuje się w samochód i jedzie do galerii handlowej, to nie lepiej załadować się w samochód, kanapki do plecaka i pojechać gdzieś za miasto na parę godzin? Albo na rower? Ludzie stają się coraz bardziej wygodni i leniwi, po czym obserwują z kanapy, jak rosną im tyłki (np. ja, ale walczę z tym zawzięcie) i biadolą, że nie mają czasu. A gdyby tak ten czas, który dziennie spędzają przed telewizorem poświęcić na spacer albo spędzenie czasu z rodziną (i przez to nie mam na myśli danie 2-latkowi tabletu, żeby go czymś zająć jak mama ogląda Klan albo wrzuca na fejsika zdjęcia swojej pociechy), to świat byłby piękniejszy 😉 Rozpisałam się

    1. Nie wydaje mi się, raczej zdroworozsądkowo do tego podchodzę. Ale też nie widzę nic złego w holistycznym podejściu do zdrowia, a tego z pewnością brakuje współczesnej medycynie, która nie szuka przyczyn choroby lecz łagodzi objawy. Najprostszy przykład z brzegu – w badaniach może nam wyjść wysoki cholesterol i dostaniemy na to receptę. A tak naprawdę lekarz powinien przeprowadzić wywiad i dowiedzieć się, czy na przykład poprzedniego dnia nie wypilismy za dużo wina. Powinien zalecić zmianę diety i powtórzyć badanie po jakimś czasie.

      1. Po pierwsze to jaki cholesterol: HDL czy LDL…? 😉 ale ja nie o tym… Niestety w dążeniu do bycia healthy i fit, ten zdrowy rozsądek często gdzieś się zatraca i takim wdzięcznym przykładem jest dla mnie właśnie medycyna holistyczna, gdzie 5% to rzetelna nauka a reszta to homeopatia, placebo, pseudo duchowość, new age, czakry, korytarze fizjologiczne i inne tego typu niesamowite historie.

        O zdrowie trzeba dbać, należy mądrze jeść, wszak już Hipokrates pisał że… 😉 W tym się zgadzamy. Ja 95% posiłków przygotowuję samodzielnie. Mając na koncie – jak sądzę – dość bogaty zasób życiowego doświadczenia i wpojony “od małego” szacunek do żywności, pomimo względnego dobrobytu i tego, że nie muszę już gotować “z biedy”, na mieście jadam w zasadzie tylko dla fanaberii i szczerze kiedy słyszę o zakwaszeniu organizmu, candidzie, energetycznej równowadze i biodynamicznych winach to mnie rzuca o podłogę i dostaję drgawek. Niby żyjemy w XXI wieku a mentalnie cofamy się do Austro-Węgier, łykamy takie bzdety, płacąc za to ciężką kasę i kiwając jeszcze głową z podziwem i zachwytem.

        Patrząc globalnie tu powinienem napisać dla przeciwwagi coś o głodujących dzieciach z afryki, ale kwestię rozważamy lokalnie wiec… Wystarczy pojechać 40 km za Warszawę, żeby zobaczyć jak jedzą “Prawdziwi Polacy” i dość do wniosku, że jedzą to co jedzą, nie dlatego, że nie wiedzą, tylko czasem po prostu nie mają wyjścia. Podobnie Janusze z Podkarpacia i cebulaki z Małopolski. Ich niestety nie ma na fejsiku.

      2. LDL, ale to chyba wszyscy wiedzą.
        Mam wrażenie, że mówimy o dwóch różnych rzeczach. Holistyczne podejście do leczenia, to inaczej podejście całościowe, uwzględniające nie tylko objawy choroby, ale też szukające przyczyn w trybie życia czy diecie właśnie.

  10. Świetny post! Jestem zdecydowanie zwolenniczką walki o prawdę na naszych polskich talerzach, bo Polacy niesłusznie nadal uważają się za lepszych od Brytyjczyków czy Amerykanów. Nadal sądzimy, że wysoko przetworzona żywność, półprodukty i fala fast foodów nas nie dotyczą, poza tym chyba nadal jesteśmy ślepi na to jak korporacje okręciły nas sobie wokół palca i to nie jest tak , że ‘takie rzeczy to tylko w Ameryce’- to się dzieje, a tym czasem wspomniane Grażyny trują codziennie, kilka razy dziennie swoich mężów dzieci i całe rodziny masowo pakując im do żołądków sztuczne podróby jedzenia, klepiąc się przy tym po brzuchach jaka ta polska kuchnia wspaniała a wcale niema to nic wspólnego z kuchnią polską. Samo ‘zdrowie’- schabowy ,ziemniory sowicie okraszone tłuszczem z resztkami spalonej panierki i surówką ze słoika. Sama walczę i na swoim blogu próbuję wbić do głowy, że wybieranie świadomie dobrych jakościowo produktów jest kluczowe w utrzymaniu zdrowej i bogatej w odpowiednie składniki diety a także świadomość skąd dany produkt pochodzi i jak został wyhodowany a tzw. super food to nie fanaberia rzędu setek złotych miesięcznie a produkty coraz łatwiej i taniej dostępne. Najważniejsze jest budowanie świadomości, bo widząc co ludzie wkładają do koszyków w supermarketach po prostu zwala mnie to z nóg. Może to już lekkie zboczenie ale naprawdę wnikliwie obserwuję co dzieje się dookoła mnie w kwestii żywienia i ilość słodkich jogurtów, słodyczy czy sztucznych sosów i zupek jaką kupujemy jest zatrważająca i naprawdę prosi się o wykład. Wracając do porównywania się ze stereotypowo najgorzej odżywiającymi się krajami to chcę zaznaczyć, ze Polska przoduje w statystykach dotyczących największej liczby otyłych dzieci w kraju , co jest najgorszą z możliwych wiadomości, bo tworzymy i hodujemy na tym syfie nowe pokolenia i zamiast dbać o ich rozwój powoli codziennie sami rodzice wyniszczają ich organizmy a także uczą złych nawyków, które potem zostaną przekazane dalej..

    1. To prawda, z narodu szczupłego zmieniamy się w spaślaków. A producenci karmią nas tak, a nie inaczej, bo mogą. Piłka i tak jest po naszej stronie, bo to my decydujemy co i ile jemy.

  11. Wow ale głupoty. Antybiotyki profilaktycznie? Ciekawe gdzie. Owszem, może w niewielkim procencie hodowli… Jestem z wykształcenia zootechnikiem, zajmuję się żywieniem drobiu, i z antybiotykami się na żadnej fermie nie spotkałam. A podawanie w komentarzach filmików z youtube jako dowodów na swoje tezy… no ludzie złoci.
    Owszem, “ekologiczne” mięso i jaja mają inne wybarwienie i smak (nie mnie oceniać czy lepszy – tyle jest badań w których wyszło że konsumenci nie widzą różnicy między jajkami 0 a 3…), ale to kwestia przede wszystkim SKŁADU PASZY, a nie magicznych antybiotyków (przypominam, ze zakazanych, a rolnicy mają średnio kontrole z różnych organizacji raz w tygodniu) i hormonów wzrostu…

    1. To nie do końca tak. Mój chłopak przez bardzo krótki czas jeździł jako kierowca dla hurtowni weterynaryjnej, rozwożąc leki, bardzo często właśnie po rzeczonych kurnikach, a raczej wytwórniach drobiu. Kiedy w takowym kurniku zaczynał się intensywny pomór, właściciel fabryki tych kuropodobnych bid z nędzą dzwonił do hurtowni i do samochodu chłopaka pakowany był tak zwany “preparat X”, sprowadzana najprawdopodobniej z Rosji, całkowicie nielegalna mieszanka antybiotyków i innego tego typu goowna, które konające kurczaki błyskawicznie stawiała na nogi, co pozwalało poddać je tradycyjnej rzezi, a następnie przerobić na to fantastyczne “zdrowe, białe mięso”, które ze smakiem zje potem statystyczny Kowalski. I to była norma. Napiszę tak: nie robił tego niewielki procent ferm kurzych. Zaledwie. Nie inaczej było z indykami, a normę stanowiło danie “w łapę” wetowi w inspektoracie, żeby zatwierdził jakość badanego, padłego w agonii mięsa. I interes się kręcił. Jak chcecie, to wierzcie, jak nie, to nie, ja takiej drobiny nie tykam i już 🙂 Podobnie mam zresztą z łososiem, chociaż nikt z moich krewnych i znajomych nie pracował na łososiowej farmie. Opieram się na analogiach. Pozdrawiam.

  12. Tekst calkiem dobry. Przedstawia rzeczywistosc. Szkoda ze tak sie pomiata tradycyjnym polskim imieniem Grazyna. Dosc rzadkim tak, jak jakosciowo dobre jedzenie na polskich stolach. Polakow nie stac, potem nie umieja gotowac, patrzac na moich znajomych po prostu nie umieja a potem to w sumie im sie nie chce. Masowe spoleczenstwo ze swoimi masowymi daniami jest faktem i nie zniknie. A bedzie tylko gorzej patrzac na swiatowy tred w dlugiej perspektywie czasu. Kto w domu nie wyrosl na dobrym rosole, botwince, barszczu, domowym salcesonie, gesinie, kroliku w ziolach- to sa np. Dania z mojego dziecinstwa,, ten nigdy nie bedzie umial odroznic i docenic dobrego smaku oraz czasu potrzebnego na przygotowanie.

    1. Ja też nie wiem dlaczego internet wybrał sobie akurat to imię. I dokładnie tak jest, jak piszesz – smak kształtuje się w dzieciństwie, dlatego z przerażeniem patrzę na Maki pełne rodzin z dziećmi, zajadające hamburgery.

      1. Tak tez to widze i jest mi po porostu przykro i w jakis sposob smutno.Wiem, ze ich dzieciom bedzie ciezej przekonac sie, sprobowac i nauczyc sie zdrowo odzywiac lub gotowac. Dzieci beda mialy problemy z chlesterolem, cukrzyca itp. A nasza wdpaniala kuchnia znika, kto jadl bazanta, gesine, kozine? Moj tata pamieta swieza ikre z ryby przetarta ze swieza smietana, swiezo zlowionego z polskiej rzeki lososia – biale mieso… moj tata gotuje takie rzeczy bo jego mama gotowala.Dla mnie to nie pierogi czy schabowy to nie sa przedstawiciele polskiej kuchni.Nasza kuchnia jej rarytasy praktycznie nie do znalezienia.