Zastanawiam się czy Wy też macie ostatnio wrażenie, że magia świąt jakoś nam umyka? Niby wszystko jest podobnie jak kiedyś, ale emocje już zupełnie nie te. Może to natłok obowiązków, a może stuprocentowa pewność, że Święty Mikołaj na drugie ma “debet”?…
Ale coś Wam powiem: w ostatni weekend oszukałam system. I miałam dokładnie taką świąteczną radochę jak w dzieciństwie. Wtedy, kiedy do moich zadań Nadszyszkownika Celebracji Wigilijnych należało sprawdzanie czy pierwsza gwiazdka już jest, a później czy zwierzęta mówią. Nigdy nie mówiły ani słowa, jednak wtedy jeszcze niczego nie podejrzewałam. Ale później wyszła ta sprawa z Mikołajem i finalnie z magii świąt zostało tylko słuchanie kolęd, oglądanie “Kevina samego w domu” i przedświąteczna obstrukcja zakupowa.
Nie idźmy tą drogą, to ślepy zaułek.
Idźmy tropem idealnie skrojonego planu na przedświąteczny weekend, który wprowadził mnie w stan ekstazy, ale nie tak od razu, tylko stopniując napięcie. Polecam to rozwiązanie.
Powiedzmy, że Stuttgart nie jest najbardziej oczywistym wyborem jeśli chodzi o spędzenie rozkosznego przedświątecznego weekendu. No, chyba że dla fanów motoryzacji, którym tak tylko od niechcenia przypomnę, że znajdują się w tym mieście dwa ciekawe muzea: Mercedesa i Porsche. Ale wróćmy na ścieżkę nieco innych uciech.
Początek wycieczki to Jarmark Świąteczny w Ludwigsburgu, chyba najbardziej przypominający jarmarki, które wszyscy znamy – ze światełkami, grzanym winem, straganami z artefaktami wszelkiej maści – od pierników, przez bombki, domowe przetwory i nalewki, aż po typowe zimowe przysmaki, od których zawiązuje się sadełko. Co oczywiście ma swój głęboki sens, bo zimą musimy intensywnie przeciwdziałać niskim temperaturom.
Najłatwiej dostępne są dwa jarmarki zlokalizowane w samym Stuttgarcie, a więc ten największy w centrum, który zapisał się w mojej dość wdzięcznej pamięci wielkimi zgłoskami jako miejsce, w którym jest morze roześmianych twarzy i klimat jednej wielkiej imprezy. Zwłaszcza po którymś tam kieliszku jakże godnego w takiej chwili Jagerka. Oprócz straganów, grzanego wina, łakoci i szalonego tłumu znajdziecie tu także lodowisko, potężną choinkę błyszczącą od światełek i absolutnie idealny klimat na podkład pod wiener schitzel. Warto godzinkę lub dwie poświęcić też na Wouahou Winterdorf – niewielki, kameralny jarmark ulokowany na Marienplatz. Jest o tyle ciekawy, że jego sercem jest ogromne tipi, a w nim muzyka na żywo.
I to na razie była tylko mała zanęta. Przystaweczka, powiedziałabym. Bo wtedy wszedł on, cały na biało: Jarmark Królewski na Zamku Hohenzollern. Uważany za jeden z najpiękniejszych jarmarków świątecznych w Niemczech, absolutnie porywający, a do tego będący zalotną panienką, o którą trzeba się nieco postarać. A trzeba się postarać, bo dotarcie tu ze Stuttgartu zajmuje godzinę jazdy pociągiem i kolejne czterdzieści minut najpierw autobusem z dworca, a później jeszcze niewielkim busem na samą górę. Ale spokojnie, zero paniki, organizacja jest iście niemiecka, więc nie zginiecie.
Mam dużo szczęścia, bo podczas tego weekendu głównie prószył śnieg, więc w gasnącym popołudniowym świetle usadowiony na szczycie stromej, zalesionej góry zamek z jednej strony sprawiał wrażenie niedostępnego, a z drugiej pobudzał niezdrową ciekawość. Gdzieś, między tymi oszronionymi drzewami wiła się droga, która prowadziła wprost do baśni. Wiecie, takich, które czyta się przy kominku w wietrzny zimowy wieczór.
Jarmark Królewski nie jest ogromny, jest raczej kameralny, ale oferuje sto i jeden zaułków, w które moje wewnętrzne dziecko koniecznie musiało wsadzić nos. A we wszystkich cuda: albo pieczone kasztany, albo grzane wino jabłkowe, albo rękodzieło, albo ciasto z bakaliami, albo widok na gasnący horyzont. Dziedziniec okalają stragany głównie z rękodziełem i jedzeniem, a w zamkowych komnatach znajdziecie ozdoby choinkowe, nieco wrażliwsze na warunki atmosferyczne wyroby, ale również piękną choinkę, stajenkę i kilka muzealnych sal, a w nich cudowną miśnieńską porcelanę i insygnia Hohenzollernów. I bezwzględnie dołącza do mojej listy #SpokoMiejsc. Ka boom!
Miejsce bez wątpienia cudowne, wyjątkowe i magiczne, warte wciągnięcia na listę tych, które choć raz w życiu trzeba zobaczyć. I Stuttgart jest tu genialną bazą wypadową, bo w zanadrzu mam jeszcze jeden przebój, ale na razie koniecznie muszę Wam napisać, że wracając z Zamku do Stuttgartu pamiętajcie o małym zapasie, aby na niewielkim, zupełnie pustym dworcu sprawdzić skąd dochodzi źródło światła. Będzie nim bar, w którym koniecznie zatrzymajcie się na piwo. Lub Jagerka. No, ewentualnie pięć. Klimat jedyny w swoim rodzaju.
Ostatni na liście miałam Jarmark Średniowieczny w Esslingen. Esslingen to urocze miasteczko oddalone od Stuttgartu dziesięć minut jazdy pociągiem lub piętnaście taksówką. Bo budynki, które stanowią tło też mają znaczenie, nie oszukujmy się. O jak mi się tu spodobało! Kręciłam się jak bączek i nie wiedziałam czy najpierw mam fotografować, jeść, pić czy próbować się załapać na wszystkie atrakcje jednocześnie. W balii z gorącą wodą też można sobie tu za drobną opłatą posiedzieć. Ku uciesze sączącej grzane wino gawiedzi.
Współczesny, ale szalenie klimatyczny Jarmark Świąteczny płynnie przechodzi tu w kolejny, już nie tak rozświetlony, a więc jeszcze bardziej wprowadzający w nastrój Jarmark Średniowieczny, który został stworzony tylko po to, żeby prawdziwi hedoniści mogli nurzać się w rozpuście pieczonej dziczyzny, smażonych w pączkowym cieście jabłek i wszystkiego tego, co kreci w nosie i powoduje szybszą pracę ślinianek. A to w wyjątkowej oprawie z epoki. I dalej ta przyjemność sączy się w uliczki, rozlewa na mniejsze place i placyki, więc można tu spędzić całe długie popołudnie i wieczór nie nudząc się ani chwili, wracając w miejsca już widziane lub wciąż odkrywać nowe.
W Zamku Hohenzollernów byłam jak dziecko w sklepie z zabawkami – wszystkiego ciekawa, z otwartą buzią i oczami jak spodki, ale w Esslingen znów poczułam się jak dziecko tuż przed Gwiazdką. Byłam podekscytowana, szczęśliwa i z głębokim poczuciem, że Święta to naprawdę piękny czas. Czego i Wam życzę.
Tak więc idźcie tropem dziecięcej radości z nadchodzących Świąt. To najlepsze rozwiązanie z możliwych.
3 Responses
Jarmarki odwiedzaliście jednego dnia?
Nie, rozłożyłam na kilka, ale najchętniej wracłabym codziennie do Esslingen i na Zamek <3
I wszystko jasne! Dziękuję