Rambla, 91 08001 Barcelona
Dziś będzie coś kolorowego, coś wbrew niepogodzie, coś bez spiny, czysty relaks. Dziś będzie o jednym z piękniejszych targów, jakie odwiedziłam. Dziś będzie o rogu obfitości, o nieprawdopodobnym wyborze, o świeżości absolutnej, o feerii kolorów, szerokim wachlarzu smaków i aromatów. Raczej historia w obrazkach, bo oddać to wszystko słowem jest tak samo trudno, jak opisać Park Guell. To trzeba po prostu zobaczyć. La Boqueria to nie tylko targ, to również jedna z wielu atrakcji turystycznych Barcelony, odwiedzana przez tłum turystów. Ponieważ zazwyczaj staram się omijać hotele, i tym razem zatrzymaliśmy się w wynajętym mieszkaniu, z całkiem dobrze wyposażoną kuchnią, więc podczas wizyty na targu nie ograniczyłam się tylko do oglądania, lecz z lubością oddałam się zakupowemu szałowi. Dzięki temu na kolację mieliśmy wielką seafoodową ucztę. I o ile nie polecam okolicznych knajpek, ponieważ są to miejsca przeznaczone dla turystów, o tyle wizyta na targu jest obowiązkowym punktem programu. Paście oczy, jako i ja pasę:
Sama prezentacja oferowanych towarów już jest powalająca, sprawia, że chcesz spróbować wszystkiego. Gdybyśmy tylko mieli coś podobnego w Polsce… Jasne, że jest trochę drożej, niż na przedmieściach, ale chyba nie jest to jakoś szczególnie zaskakujące. Trochę zazdroszczę tym, którzy mieszkają w pobliżu i każdego dnia mogą wyskoczyć na chwilę po świeże produkty na obiad, bo robienie zakupów w takim miejscu jest czystą przyjemnością, nawet kiedy torba jest coraz cięższa, a ręce coraz dłuższe. Każdy sprzedawca świetnie zna swój towar, każdy jest w stanie o nim opowiedzieć, podrzucić swój ulubiony przepis. Można tam wpaść na godzinę, ale bardziej prawdopodobne jest wsiąknięcie na pół dnia, więc planując zwiedzanie Barcelony weźcie to pod uwagę.
Magda