Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Veg Deli, Warszawa

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

fb

ul. Radna 14, Warszawa

Veg Deli jest urocze. Bardzo lubię taką stylistykę, dzięki niej jest domowo i przytulnie, a warzywa stojące w skrzynkach w wejściu sprawiają, że masz wrażenie przebywania w obficie zaopatrzonej spiżarni. Ulica Radna też sprzyja dobremu klimatowi – jest spokojna, cicha i zielona. Dziurka od klucza udowodniła, że może być też genialnie pyszna. Jak się zatem mają sprawy u sąsiadów?

IMG_5545Zaczęło się średnio, ponieważ kilku potraw nie było, między innymi zupy. Trudno. Na początek pojawił się zestaw trzech past: hummus, pasta z pieczonej papryki i zielona – z groszku. W menu widniały w towarzystwie chleba na zakwasie, lecz ten również wyszedł, więc dostaliśmy inne pieczywo. Dalej miały być chrupki z surowych warzyw, lecz nic tam nie chrupało. Było carpaccio z buraka i grillowana cukinia doskonale pozbawiona smaku. Oraz zimna. Natomiast pasty całkiem przyzwoite, choć podane w maleńkich miseczkach, więc specjalnie się nimi nie nacieszyliśmy.

IMG_5552Tortelini z pieczarkami i kaszą gryczaną, lekko podsmażone. Dominującym smakiem był smak kaszy gryczanej, całość przyzwoita, lokująca się gdzieś w okolicach środka skali. Jeśli jednak tak wygląda danie główne, to już wiem kto może nim zaspokoić głód – przedszkolak.

IMG_5554A tu usiądziemy i zapłaczemy, bowiem poniższa sałatka najpierw wprawiła mnie w osłupienie, a później zaczęłam się śmiać. Śmiałam się również wtedy, kiedy ją zwracałam do kuchni. Na talerzu z ułańską fantazją opisnym w menu jako “Chrupka młoda kapustka figlująca z pieczarkami” znajdziemy trochę kapusty, trochę białej fasoli i – tak na oko – dwie surowe pieczarki. To oto wybitne dzieło sztuki kulinarnej polane jest niezbyt smacznym sosem z pieczonej papryki, czerwonego wina, czerwonej cebuli i oliwy. Przy tym daniu trochę mi wyszła żyła na szyi, bowiem dawno nikt nie próbował zrobić ze mnie aż takiego debila. Do tej pory myślałam, że są pewne nieprzekraczalne, wydawałoby się, granice przyzwoitości. Wydawałoby się. I mało mnie obchodzi kto i gdzie sobie tę kapustę uprawia, jeśli podaje ją w takiej formie, żądając za to 22 zł.

IMG_5553

Na koniec maleńki “Sexy burger”. Na arcygłupią nazwę spuszczam zasłonę milczenia, bo prawie wszystkie w menu są wydumane i mało zabawne, choć pewnie założenie było dokładnie odwrotne. Znajdziemy w nim warzywa (pomidor i nieśmiertelna sałata lodowa), zaś sam burger zrobiony został z czerwonej fasoli i kaszy jaglanej. Nie był wybitny, nie był obrzydliwy, był taki sobie, jadalny. Jaką średnicę ma zwykły kubek, taki w którym pija się herbatę? Ta kanapka była mniej więcej tego rozmiaru. Zwróćcie uwagę na proporcje bułki do pomidorka koktajlowego. I kosztowała 25 zł. Ha, ha, ha…

IMG_5555

No, skoro sobie trochę pożartowaliśmy, to na koniec kilka uwag i przemyśleń, i kończymy na dzisiaj, bo już mnie boli brzuch od śmiechu.

Veg Deli jest z pewnością doskonałą destynacją dla wszystkich odchudzających się – nie dość, że niezbyt smacznie karmią, to większość potraw można uznać za miniaturki. Szybkie efekty murowane. Ba! Veg Deli zamiast wyprowadzać z błędu i pokazywać jak smaczne może być wegańskie jedzenie, robi coś dokładnie odwrotnego – utwierdza w przekonaniu, że lepiej się od niego trzymać z daleka.

Kelnerka nas niemal ignorowała, widocznie nie mają w zwyczaju pytać, czy czegoś klientom nie brakuje. Nie mają też w zwyczaju wymieniać popielniczek, a jedzenie przy czymś takim jest po prostu obrzydliwe. Nie twierdzę, że obsługa nie była miła. Była. Była tak samo miła, jak miała nas gdzieś.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – może nie chciałabym od razu zostać weganką, jednak nie ukrywam, że liczyłam w tej kwestii na Veg Deli. Miałam nadzieję, że pokażą mi całkiem nowe światy, bo uwielbiam warzywa i zawsze chętnie poznaję ich nowe, ciekawe odsłony. Otóż Veg Deli karmi miernie, Veg Deli to przerost formy nad treścią. Krowarzywa brawurowo udowadniają jak świetnie można ograć wegańskie jedzenie, natomiast w Veg Deli można zjeść trochę surowej kapusty za 22 zł. Do tego marne wino, którego nie dałoby się pić, gdyby nie bardzo mocne schłodzenie.

Do Veg Deli zabraliśmy włoską przyjaciółkę, wegetariankę. Miałam nadzieję, że przede wszystkim zjemy coś smacznego, a poza tym pokażemy jej kulinarną Warszawę na wysokim poziomie. Cóż, duże rozczarowanie i duży błąd, którego z pewnością już nigdy nie popełnię.

Zapłaciliśmy 197 zł, w tym 75 zł. stanowiło wino. Oczywiście sałatka, która wróciła do kuchni znalazła się na rachunku. I o ile takie rzeczy uchodzą w przydrożnym barze, o tyle w knajpie, której się wydaje że aspiruje, są absolutnie żenujące.

pigs2

Magda

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

2 odpowiedzi

  1. Przyznaję, że przeczytałam ten tekst z dreszczem rozkoszy, bo po pierwsze – bardzo lubię miażdżące recenzje, a po drugie – jestem szczególnie cięta na to miejsce. I wreszcie – jakaż zadziwiająca zbieżność doświadczeń!
    Też zabrałam tam koleżankę-wegetariankę i niemal się wstydziłam. Kelnerka również trochę nas ignorowała. Zjadłam przeciętnego burgera, ale gwoździem do trumny okazał się deser. Wzięłam wegańskie creme brulee – z polecenia kelnerki, więc nie byłam świadoma ceny. Za 25 PLN dostałam obrzydliwe coś, grudkowate w środku i spalone (aż gorzkie) na górze. Ja wiem, że mleko migdałowe nie jest tanie, ale taka cena za coś tak podłej jakości i średnicy ok. 10 cm dobiła mnie. Zdecydowanie najohydniejszy i najbardziej oszukany deser w moim życiu.
    I ten zapach unoszący się z kuchni… Siedziałam na antresoli, a po wyjściu miałam wrażenie, że wykąpałam się we frytownicy. Jeśli już mam być przesiąknięta zapachem jedzenia, wybieram Kaskrut!

  2. True. Dramatyczne żarcie i swąd spalonego tłuszczu.
    Polecam Ambasadę i Kaskrut, mozna tam pysznie wegańsko zjeść. W Ambasadzie można zjeść posiłki raw food’owe, i to chyba jedyna taka knajpa w Waw.

Dodaj komentarz