Pewnie wielu z was jeszcze nie wie, że tylko kilka stopni dzieli ich od podróży w zupełnie inny wymiar, niż szara okolica Alei Niepodległości. Ciao a Tutti jest tak samo urocze jak jego nazwa – z obrusami w czerwoną kratkę, bielonymi cegłami i dwójką zapaleńców, którym trudno odmówić entuzjazmu.
Nie wiem, czy przechodząc obok skusiłabym się na posiłek. Kilka stopni w dół, taki sobie kaseton z nazwą, nie, chyba jednak nie. I byłby to błąd. Po przestąpieniu progu trafiamy do rodzinnej włoskiej pizzerii, powiedzmy gdzieś w niewielkim miasteczku w Lombardii. Albo dowolnym innym regionie.
Wcześniej była tam żydowska restauracja i chyba przechodnie myśleli podobnie, skoro musiała się zamknąć. Mam nadzieję, że Ciao a Tutti nie podzieli tego losu, bo naprawdę przenosi w zupełnie inne miejsce, niż szkaradna część Warszawy, w której się znajduje.
Są dobre wina, są właściciele – ona uśmiechnięta i wiotka niczym trzcina dba o klientów, on rządzi w kuchni i kręci placki. Jest w końcu naprawdę smaczna pizza. Może ciasto faktycznie ciut za twarde, ale to stosunkowo mało dokuczliwy detal.
Jest kilka sałatek, przystawki to foccacia lub antipasto misto (30 zł/duży talerz), czyli wybór włoskich wędlin, trochę serów, marynowane kapary, etc. I basta.
Nie spodziewajcie się więc, że zjecie tam makaron czy inną lasagne. To jest pizzeria. Poza stałą kartą nad barem wypisane kredą znajdują się plackowe inspiracje przywiezione z Włoch, na przykład bardzo smaczna carbonara (26 zł), która też jest pizzą z żółtkiem idealnie rozpływającym się po przekrojeniu.
Spróbowaliśmy też wersji z czterema serami (26 zł) i ze speckiem (26 zł). Obie smaczne, obie cieniutkie, z dobrymi dodatkami i chrupiącymi brzegami.
Ubolewam, że tego dnia nie było już tiramisu, które własnoręcznie robi właścicielka. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że jest pyszne, skoro oboje są tak włosko wykręceni. Zadowoliliśmy się sernikiem, który przygotowuje dla nich ktoś inny i tu niestety bez fajerwerków. Był suchy, swoje już odleżał, a kajmak z puszki przyjął stan niemal całkiem stały, więc w jednym kawałku spadł z ciasta. Sernik nie.
Ale pizza tak. I wino też, choć wybór jest niewielki. Do tego wieczorem to miejsce nabiera przemiłego klimatu, naprawdę można poczuć się jak we włoskiej bańce, a po wyjściu na dwór zafundować sobie nie lada szok. Bo powinna być wąska uliczka z geranium na parapetach przytulonych do siebie domków, ze światłem miękko sączącym się z latarni i odbijającym w wiekowym bruku, a jest… Niepodległości. Kurde.
Magda
Info
Al. Niepodległości 217, Warszawa
7 Responses
gorzej, bo po wyjściu jest Trasa Łazienkowska (Wawelska) a nie Niepodległości :)) Ale co do reszty się zgadzam, pizza pyszna antipasto też, warto zaglądać.
Pizza pyszna, miejsce rzeczywiście klimatyczne, magiczne. Warto ich odwiedzać.
Pyszne pizze, tiramisu tez pyszne (wiem, bo jadlam :))
Zachęcająco. A co do otaczającej szarości – wystarczy na spacer skręcić za róg i skierować się na Sędziowską i Filtrową i już jest całkiem miło.
Wygląda idealnie!
Dziś w końcu odwiedziliśmy to miejsce i….. No cóż, nie wiemy skąd ten zachwyt. Dla nas oznacza to, że wymagania warszawskich klientów są naprawdę niskie. Owszem, składniki wyglądały na świeże, sprowadzone z Włoch, natomiast całość jako pizza, to jedna z gorszych jakie w życiu jedliśmy. Sos pomidorowy niezredukowany, wodnisty. Ciasto nie w naszym typie, ale to rzecz gustu. Od pizzy wymagamy, aby smak składników przenikał się, uzupełniał. A to była przysłowiowa mamałyga. Po ukrojeniu kawałka wodnista i papkowata. W żaden sposób nie przypomina to pizzy, jaką jedliśmy wielokrotnie w różnych miejscach we Włoszech i nie przypomina to pizzy, jaką można zjeść w Polsce, gdzie smak i zapach zniewalają. Nie polecam.