ul. Jakubowska 16 (Dom Funkcjonalny), Warszawa
Nie sądzę, bym w swoich opiniach jakoś drastycznie odbiegala od tego, co na temat Kuchni Funkcjonalnej napisali zawiadujący podobnymi stronami jak ta – tak dla odmiany myślę bardzo podobnie.
Co do samego lokalu – o historii budynku, w którym się znajduje poczytacie w internetach, więc nie ma sensu się powtarzać – jest trochę ukryty i gdyby nie spostrzegawczość mojego towarzysza, prawdopodobnie za pierwszym razem miałabym kłopoty, by tam trafić. Później jest już łatwiej. Samo wnętrze bardzo przyjemne – niewielkie, ale przytulne, choć w sumie dość proste. Z antresoli roztaczałby się genialny widok na Stadion Narodowy, gdyby okien nie przesłonięto płachtą falistego plastiku. Duża szkoda, bo byłby to genialny smaczek dodający wnętrzu iście warszawskiego sznytu, zwłaszcza wieczorem, choć uroda samego Stadionu jest dyskusyjna. Ale nie wykorzystać faktu, że jego bryła idealnie wpisuje się w prostokąt okna? Duże przeoczenie.
Podobają mi się pomysłowe detale, jak na przykład zapisywanie wszystkiego, co zjedliśmy i wypiliśmy na papierowych odbrusach, podoba mi się bardzo przyjemna w obejściu obsługa, podoba mi się też to, że mają całkiem smaczne wino stołowe.
Jako przegryzkę dostaliśmy domowy olej rzepakowy z chlebem. GE-NIAL-NY. Rzadko trafia się tak smaczna oliwa, nawet ta o kwasowości poniżej 0,4. Jest przepyszny – aromatyczny, lekko orzechowy, fantastyczny, choć niestety nie udało nam się kupić nawet 0,5 l., nad czym boleję.
Póki co odwiedziliśmy Kuchnię Funkcjonalną dwukrotnie, więc nieco bliżej zapoznaliśmy się z menu. Spróbowaliśmy wszystkich zup i tak: chrzanowa – gęsta, aromatyczna i rozgrzewająca, choć brakuje jej odrobiny polotu. Myślę, że jest naprawdę dobrym punktem wyjścia do stworzenia z niej czegoś ponadprzeciętnego.
Zupa z glonami wakame i trawą cytrynową jest przyjemnym bulionem; dobrze doprawionym, lekko ostrym, choć pływające w niej kąski z kurczaka były całkowicie jałowe i pozbawione smaku.
I zupa z porów i ciecierzycy – gęsta, z pływającymi w niej kuleczkami ciecierzycy. Dość dobra, choć da się z niej wycisnąć znacznie więcej. Na pięciostopniowej skali lokuje się gdzieś w okolicach trójki. Chyba zabrakło mi wyraźniejszej nuty pora i może jakiejś odważnej przyprawy. Charakteru, po prostu.
Dalej pierożki orkiszowe z twarogiem i porem – dość słabe danie. Ciasto grube i twarde, a farsz w ilościach znikomych. Brak wyraźnego smaku. Fajnie wygląda w karcie, ale smakuje kiepsko.
Był też tatar…
…ale tym, po co tam z pewnością wrócę jest podana w całości makrela z domową harissą, kaszą jaglaną i grillowanymi warzywami. Ok, nie zjadłam kaszy, ponieważ nie miała absolutnie żadnego smaku, ale nie ma to dla mnie żadnego znaczenia w obliczu idealnie doprawionej, wilgotnej, rozpadającej się ryby. Pycha! Do tego lekko ostra harissa, która doskonale równoważyła smaki. To jest naprawdę zgrany duet i mam nadzieję, że nie wypadnie z menu, które ma być często zmieniane.
Z kolei przy risotto z pęczaku dość mocno się rozczarowaliśmy, bo okazało się pęczakiem ugotowanym z nadmierną ilością wody. I koniec. Mój towarzysz chciał do tego trochę mięsa, więc dostał kilka kawałków kiełbasy z dziczyzny, ale nawet to nie pomogło. Risotto z pęczaku w takim wydaniu jest pomyłką, a nie risottem i nie powinno się go nikomu podawać, a już na pewno klientom.
Na pewno chcę tam jeszcze spróbować koźlęciny i polędwicy wołowej, bo jeśli chodzi o deser, to mam swojego faworyta – dokładnie tego samego, co wszyscy.
Przedstawiam Państwu rozmarynowy crème brûlée. Poezja, niebo w gębie, raj dla podniebienia. Jest genialny – niezbyt słodki, lekki, no i rozmaryn, który sprawia, że dzieją się cuda.
Jeśli miałabym wskazać pewniaki, to z pewnością będzie to makrela i crème brûlée – dla tych dwóch dań warto odwiedzić Kuchnię Funkcjonalną. Sama tak zrobię jeszcze pewnie nie raz. Z drugiej strony kilka potraw spokojnie można dopracować, więc nie jestem totalnie zauroczona. Myślę, że mają wcale niezły start i jeśli nadal będą w to miejsce wkładać serce i inwencję, to będzie tylko lepiej.
Ceny od 12 do 57 zł.
Póki co…
Magda
Jedna odpowiedź
Zaciekawił mnie ten olej rzepakowy – ja dotąd próbowałam tylko takiego zwykłego, rafinowanego, a ten z kolei nie ma ani smaku, ani zapachu, więc jestem bardzo ciekawa jak smakuje taki na zimno 🙂