W Krynicy bywam od dzieciństwa i dość dobrze ją znam. Kocham za cudownie kurortową architekturę i zamykam oczy na współczesne plomby utrzymane w stylu “widzi-mi-się” inwestora. Ta okolica zawsze miała dla mnie specyficzny klimat, lubię tu być i sto pierwszy raz iść na spacer wydeptanymi ścieżkami. Dziś chcę Wam pokazać Beskid Sądecki ciut mniej oczywisty, niż Park Zdrojowy i gondola na Jaworzynę. Choć jedno i drugie jest bardzo przyjemne i należy mieć na żelaznej liście.
Starałam się wybrać takie aktywności, dzięki którym poznacie lepiej region, miło spędzicie czas, ale również odnajdziecie tu rozrywki możliwe do zrealizowania z dzieciakami. A przy okazji testowałam nowy model telefonu Sony Xperia XA2 pod kątem jakości zdjęć. Wiem, to może być zaskakujące, bo pewnie wyobrażacie sobie, że wszędzie chodzę obwieszona lustrzankami i torbami z obiektywami. I w sumie macie rację. No, prawie wszędzie. Ale o tym zaraz. Najpierw o tym, co naprawdę warto zrobić będąc w Beskidzie Sądeckim.
1. Wybrać się na prawdziwy kulig
Dość niespodziewanie spełniłam jedno ze swoich marzeń. Nie miałam kuligu w planach, bo marzył mi się taki prawdziwy, wiecie – taki dla wymagających: z pochodniami, ogniskiem na polanie i baranicą na kolanach. I wszystko było! A ja cieszyłam się jak dziecko. Od razu dam Wam dobrą radę – dogadujcie się bezpośrednio. Postój zaprzęgów jest przy kinie w Krynicy, po prostu ustalcie trasę, godzinę i cenę. Przez biuro podróży będzie dużo mniej klimatu i dobrej zabawy. My siedzieliśmy przy ognisku tyle, ile nam się podobało. I niech Was nie zaskakuje, że sanie mają i koła i płozy. Po wyjechaniu z miasta, gdy zaczyna się sanna, sanie opadają na płozy i to jest najprawdziwszy kulig na świecie. Jaram się tym doświadczeniem jak pochodnia!
2. Odwiedzić Muzeum Nikifora w Krynicy
Kto nie pamięta genialnej roli Krystyny Feldman w filmie “Mój Nikifor”, ten nie wie co to dobre kino. Ciekawostka przyrodnicza – nasz woźnica i jego koniki także zagrali w tym filmie. Nikifor to dziś duma Krynicy i trochę mnie zaskakuje, że wciąż relatywnie niewiele osób wie o istnieniu tego muzeum. Koniecznie wciągnijcie je na listę miejsc do odwiedzenia. Ja wpadam tu za każdym razem, kiedy jestem w Krynicy. Oprócz stałej ekspozycji są też wystawy czasowe. Tym razem trafiłam na stare zabawki z regionu. Też fajnie. No i sam budynek zachwyca, ale to widzicie na zdjęciu.
3. Posiedzieć przy wodospadzie Czercz w Piwnicznej Zdroju
Jest bardzo łatwo dostępny, nie trzeba przedzierać się przez lasy i knieje, szumi z daleka i jest uroczy. Spokojnie dotrzecie tu samochodem. Myślę, że w cieplejszych miesiącach przyjemnie byłoby sobie urządzić tu piknik. Mało jest rzeczy, które koją równie skutecznie, co jednostajnie szumiąca woda. Przy okazji wybierzcie się z Piwnicznej do Muszyny cudowną, widokową trasą biegnącą wzdłuż Popradu. Bo w Muszynie też mam dla Was atrakcję.
4. Złapać równowagę w Ogrodach Sensorycznych w Muszynie
Oprócz tego, że to świetny pomysł na spędzenie kilku godzin z cudownymi widokami przed czubkiem nosa, na złapanie oddechu i po prostu miły spacer, Ogrody są zaprojektowane w taki sposób, by w większym stopniu, niż zwykłe bodźce, które mamy w codziennym życiu oddziaływać na zmysły pozawzrokowe. Ogrody pełnią funkcję terapii i nauki dla dzieci i osób niepełnosprawnych. Znajdziecie tu strefy związane ze zdrowiem, słuchem, dotykiem, smakiem czy zapachem. No i piękną wieżę widokową.
5. Nauczyć się nowego słowa: mofety
– Mofety? Znasz to słowo? – zapytałam mojego towarzysza, kiedy pierwszy raz wpadł mi w oko ten znak. Towarzysz nie znał, ja też nie, więc zapytałam Wujka Googla. Otóż mofety to wulkaniczne ekshalacje zawierające głównie dwutlenek węgla i radon. Czasem wykorzystywane są w celach leczniczych ponieważ dobrze działają na układ krążenia, cukrzycę i wysokie ciśnienie krwi. Znajdziecie je w Tyliczu czy Szczawniku lecz największa i najwydajniejsza w Polsce (ta na powyższym zdjęciu) znajduje się w Jastrzębiku, blisko Muszyny i jest pomnikiem przyrody nieożywionej. Ciekawostka przyrodnicza: dwutlenek węgla jest cięższy od powietrza, więc gromadzi się nad powierzchnią ziemi. Właśnie dlatego nad mofetami niemal natychmiast padają owady.
6. Wybrać się na platformę widokową w Woli Kroguleckiej
O jaką ja miałam z tej wycieczki radość! Byłam tam jedynym żywym stworzeniem, nie licząc Poli i Precla, w kopnym śniegu wjechałam na samą górę błogosławiąc napęd na cztery koła, a później pasłam oczy panoramą Beskidu Sadeckiego i wystawiałam buzię do słońca. Świetna sprawa – latem na dłuższy piknik, a zimą na krótszy wypad z dzieciakami.
7. Wpaść do Pijalni Jana w Krynicy
Jakoś wszyscy ją omijają, może dlatego, że jest na uboczu, na samym końcu Parku Zdrojowego, kawałek za pomnikiem Nikifora. Nigdy nie ma tu tłoku, jest za to uroczo i klimatycznie. Jest to również jedyne miejsce w Krynicy, w którym napijecie się wody ze źródła “Józef”. Pawilon jest przepiękny, pochodzi z roku 1933 i zwykle znajdziecie w nim ekspozycję prac miejscowych malarzy.
8. Dać się zakopać w błocie
Ja już rozumiem dlaczego starsi ludzie z taką ekstazą opowiadają o tych wszystkich zabiegach. Otóż dlatego, że one potrafią być ekstatyczne. Z oczywistych względów nie załączam zdjęcia, gdyż od koniuszków palców u nóg aż po szyję byłam cała zanurzona w gorącym błocku. Zabieg trwa 20 minut, kosztuje coś koło trzydziestu złotych polskich i wprawia w stan nirwany. Borowina bogata jest w mikroelementy, czyni skórę mięciutką i delikatną, pomaga na wiele dolegliwości, ale łagodzi też poczciwy ból pleców. Najważniejsza informacja jest taka, że cudownie rozgrzewa, ja prawie zasnęłam. Właściwie na pewno bym zasnęła, gdyby pani nie przychodziła pytać, czy wszystko w porządku. Kochana, tak w porządku, że bardziej się nie da. Umówcie się na borowinę na rano. Przez cały dzień będziecie tak ukołysani, że nic nie będzie w stanie wyprowadzić Was z równowagi.
9. Zajrzeć do Nowych Łazienek Mineralnych, które tak naprawdę są stare
Prawie w ogóle nie zaglądają tutaj turyści, a warto wpaść choćby na kwadrans. Oprócz tego, że jest tu spora baza zabiegowa i jest to jedno z wielu miejsc w Krynicy oferujące kąpiele borowinowe (warto, ale o tym pisałam już wyżej), to hall i piętro robią naprawdę spore wrażenie. Nie bójcie się, nikt Was nie przepędzi, jeśli wejdziecie na górę i z tej perspektywy obejrzycie wnętrze. Nowe Łazienki znajdują się tuż przy deptaku, więc obok Muzeum Nikifora i Starej Pijalni spokojnie można je zaliczyć podczas jednego spaceru.
Jak sprawdził się Sony Xperia XA2?
Tym razem w Beskidzie Sądeckim towarzyszył mi nowy model telefonu Sony Xperia XA2. Właściwie miałam szansę przetestować go jeszcze zanim oficjalnie trafił do sprzedaży. Kiedyś już o tym pisałam, nie wiem czy wyłapaliście – ja prawie nie obrabiam zdjęć. Jakie wychodzą z aparatu, takie trafiają na bloga. Oczywiście, że staram się pokazywać Wam to, co ładne i co mnie zachwyca, ale to wciąż jest dokumentacja, a nie kolorowanie rzeczywistości. Pewnie, że czasem coś wykadruję lub rozjaśnię, jednak to dotyczy przede wszystkim zdjęć z restauracji, w których bywa tak dramatycznie ciemno, że nie radzi sobie nawet dobra lustrzanka z odpowiednim obiektywem, nie mówiąc o telefonie. Tak mnie ojciec nauczył, że dobre zdjęcie to to, które wychodzi dobre z ręki, a nie z Photoshopa. Bo dobre zdjęcia aparatem robi fotograf, a komputerem – grafik.
W tym poście wszystkie zdjęcia wykonał smartfon Xperia XA2 i są dokładnie takie, jakie z niego wyszły – bez kolorowania i przeróbek, więc możecie zobaczyć jak to realnie wygląda. Ja od telefonu wymagam prostych rzeczy: ma dzwonić, ma robić dobre zdjęcia i bateria ma nie padać po dwóch godzinach na mrozie. Bo prawda jest taka, że często posiłkuję się telefonem. Na przykład zdjęcia na Instagramie są konsekwentnie wszystkie co do jednego z telefonu. I wiem, że wielu blogerów również funkcjonuje w ten sposób.
Bo czasem to jest dramat, kiedy na szczypiącym mrozie trzeba piętnasty raz sięgać po lustrzankę, zmieniać obiektywy i patrzeć jak we wściekłym tempie rozładowuje się bateria, a paluszki kostnieją tak, że ciężko nacisnąć spust migawki. Sony Xperia XA2 ma dobry aparat dla blogera lub kogoś, kto korzysta z telefonu w podobny sposób. I ciekawostka przyrodnicza: bateria na mrozie spokojnie wytrzymywała mi dwa dni bez ładowania, za to z korzystaniem z maila, FB oraz trzaskaniem średnio trzystu zdjęć dziennie (!). Uważam to za ogromny atut tego telefonu, podobnie jak dobry przedni aparat. Nie jestem specjalistką od selfie, ale możliwość uchwycenia znacznie szerszego planu i pokazania czegoś więcej, niż nasza twarz jest bardzo fajną opcją. Sprawdza się też kiedy robimy zdjęcie z grupą znajomych – wreszcie wszyscy się mieszczą. Nieźle, prawda?
Magda
Spodobał Ci się tekst? To rzuć wszystko i jedź w Beskid Sądecki!
Super! Przy platformie widokowej piszesz, że byłaś z psami, pozostałe miejsca też są dostępne w opcji plus pies? Nie pytam o oczywistości jak muzuem czy pijalnia wód, ale np. park sensoryczny? Chyba sporo osób jeździ z psami i jesli miejsce jest przyjazne psom to dobrze o tym wiedzieć. Przynajmniej ja bym chciała:)
Dzięki za super tropy!
8 Responses
Fajnie! Tez lubie te rejony. A gdzie polecasz zjesc w tamtych okolicach?
Na dniach będzie przewodnik, odłowiłam bardzo fajne miejsca 🙂
Ekstra! Czekamy 🙂
Zdjęcie z nartami zrobione pod Kolibą między 21-26 stycznia?
Tak 🙂
Super! Przy platformie widokowej piszesz, że byłaś z psami, pozostałe miejsca też są dostępne w opcji plus pies? Nie pytam o oczywistości jak muzuem czy pijalnia wód, ale np. park sensoryczny? Chyba sporo osób jeździ z psami i jesli miejsce jest przyjazne psom to dobrze o tym wiedzieć. Przynajmniej ja bym chciała:)
Dzięki za super tropy!
Wszędzie na świeżym powietrzu byłam z psami, ale tam, gdzie spacerowali ludzie, np. w Ogrodach Sensorycznych, miałam je na smyczy 🙂
Małe pytanko- gdzie oferują borowinę “od koniuszków palców u nóg aż po szyję”? I zastanawiam się czy CO2 nie powoduje zaczadzenia.?