Należy się sugerować adresem, bowiem nie nazywa się jakoś, tylko “Karczma” i koniec.
Byliśmy głodni, zeszliśmy z łódki i po prostu strzeliliśmy na chybił trafił. Cóż, tym razem raczej chybił.
Karczmę należy omijać szerokim łukiem, albowiem karmi źle. Choć “źle” to w tym wypadku eufemizm, bardziej by tu pasowało słowo “koszmarnie”. Oby takie przybytki znikały z powierzchni Ziemi jak najszybciej, bo za karmienie ludzi takim syfem należy się… Sorry, ale przychodzą mi do głowy tylko wulgaryzmy.
Wybaczcie zatem, ale nie będzie wywodów na temat wystroju, będzie krótko i na temat. Poniższy pstrąg absolutnie i nieodwołalnie niejadalny. Cuchnący i smakujący mułem, niech spoczywa w pokoju.
Zupa rybna podobnie – wstrętny bulion ugotowany na starych skarpetach, dziękuję, ale pasuję.
I babka ziemniaczana z obrzydliwym, przemysłowym sosem, fantazyjnie dosmaczona maggi. Niech przepadnie w czeluściach piekieł.
Każda jedna rzecz wróciła do kuchni ledwo napoczęta. Miłym gestem był fakt, że żadnej z potraw nie doliczono nam do rachunku i chyba tylko za to jedna świnka.
Do karczmy czesto zaglada, powyższe dania są faktycznie marne, ale chlodnik, golonka czy pierogi są w porządku. Moim zdaniem jest to i tak najlepszy lokal w mieście, oczywiście poza smazalnia po prawej od rynku.
Jedna odpowiedź
Do karczmy czesto zaglada, powyższe dania są faktycznie marne, ale chlodnik, golonka czy pierogi są w porządku. Moim zdaniem jest to i tak najlepszy lokal w mieście, oczywiście poza smazalnia po prawej od rynku.