To jest moje drugie podejście do przewodnika po Istrii. Pisałam Wam już wiele razy o słoweńskim Piranie, do którego wracam jak pies do budy. Kocham to miasteczko pasjami, tak samo jak fakt, że mam stąd czterdzieści minut do Triestu i trzydzieści do Chorwacji. Tu naprawdę trzeba się postarać, żeby się nudzić. I kogokolwiek tu zabiorę – wszyscy są zachwyceni.
Piran jest moją bazą wypadową i jeśli lubicie się poszwendać, to takie rozwiązanie powinno przypaść Wam do gustu. I nikt mi nie powie, że blogerzy nie mają mocy sprawczej – o Piranie zaczęłam pisać kilka lat temu, wtedy nie spotykałam tu w ogóle Polaków. Dziś język polski słychać na każdym kroku. Tak samo, jak można spotkać moich czytelników (#BandaHedonistow jest wszędzie), z którymi przybijam piątkę na targu lub przy porannej kawce. No i pięknie, cieszmy się tym, co fajne i dobre.
Ale dziś wybieramy się do Chorwacji. Choć jest to moje drugie podejście do napisania tego przewodnika, to kolejny raz nie udało mi się dotrzeć do Puli z bardzo prostej przyczyny – ja mam plan i zegarek na nadgarstku, a moi towarzysze uwielbiają zabarłożyć w jakimś przypadkowo wybranym miejscu. I mój plan się sypie jak domek z kart. Ale nie narzekam, każdemu życzę podróżowania z taką bandą hedonistów, piesków, dzieci i dobrego humoru. Ponieważ jednak ta Pula wciąż nie staje na mojej drodze, to proszę Was o dzielenie się swoimi istryjskimi odkryciami – zarówno ładnymi miejscami, jak i smacznymi knajpami. Niech kolejni czytacze korzystają z tego dobrodziejstwa.
Istria jest fajna też dlatego, że to najbliższy Polsce kawałek Chorwacji i bez wielkiego nadwyrężania się można tu wyskoczyć również na dłuższy weekend. A jeśli na wakacje, to atrakcje w okolicy opisywałam tutaj, zaś jedzenie tutaj. Niech Wam będzie miło w sposób, jaki lubicie najbardziej!
Umag
Umag jest malutki, bardzo kameralny, jest taki na dwie godziny wliczając w to kawę. Nie namawiam Was, abyście akurat tu spędzili dwa tygodnie urlopu, bo infrastruktura jest umiarkowanie rozbuchana, ale na pewno warto zajrzeć tu choćby na spacer. Stare miasto w wersji dla krasnoludków jest urocze.
Novigrad
Ciekawostka jest taka, że Novigrad do XVIII w. leżał na… wyspie. W końcu zdecydowano się zasypać przesmyk i dołączyć miasto do lądu. Pierwszym, co rzuci Wam się w oczy będą ogromne mury obronne, dziś przetykane knajpeczkami i sklepikami. Jest tu też całkiem spory port, a po przeciwnej stronie cypla przyjemne, choć wciąż kamieniste zejście do morza. Tak, było pływane. W maju. Od pływania w maju kurczy się człowiekowi… chęć na powtórkę. Ale i tak strzaskało nas na południowy brąz.
Poreč
A tu podobało mi się chyba najbardziej. Poreč jest takim Rovinjem w mniejszej skali. Na pewno zobaczycie to podobieństwo, bo stara część miasta wraz z mariną rozpisane są na niemal identycznym planie. Cudownie jest tu pospacerować i koniecznie zbaczać nieco z głównych ścieżek, by odkrywać zaskakująco ciche, spokojne zakątki z niemal prywatnym widokiem na morze. Poreč jest prześliczny, wciąż dość kameralny, jest też miastem słynącym z mozaiki, więc już jest co tropić. Na pewno odnajdziecie bez trudu wszystkie te przepiękne kamienice w stylu weneckim. W każdym razie mi głowa kręciła się jak na egzorcyzmach. Poreč jest śliczny.
Vrsar
Mało tutaj turystów, bo uliczki najbardziej strome i sami wiecie jak to jest na wakacjach z pracą nad kondycją ud oraz pośladków. Tak trochę po przekątnej. Ten spokój ma dużo uroku, tak samo jak widok z góry na rozległą, cichą marinę, którą z jednej strony osłaniają falochrony, a z drugiej wyspa. W marinie przyjemnie jest usiąść w knajpie, zjeść lokalne ostrygi i gapić się na zachód słońca. Każdy, kto żegluje w takich warunkach czuje się jak u siebie.
Rovinj
O Rovinju kiedyś już pisałam. Z pewnością jest to najbardziej turystyczne i oklepane miejsce na Istrii. Jest tu masa turystów, straganów i całego tego jazzu, ale wciąż warto tu zajrzeć, szczególnie przed lub po sezonie. Wtedy najbardziej nawet turystyczne miejsce zyskuje na urodzie. Rovinj jest jednak na tyle duży, że warto zarezerwować nań cały dzień szczególnie, jeśli lubicie zwiedzać w swoim tempie, bez pośpiechu i zapasem na spokojny obiad.
Wszystkie te miasteczka są w jakiś sposób do siebie podobne, różni je głównie skala i ten subtelny klimat, który się czuje, a którego nie sposób oddać na zdjęciach. Ale zachęcam Was do jednej fajnej rzeczy – odpuśćcie sobie wszystkie główne drogi. Istria jest najcudowniejsza poza nimi. Jest bujna, zielona, jeszcze nie tak kamienista i spalona słońcem jak niektóre bardziej na południe położone części Chorwacji. Co kawałek kupicie tu oliwę lub wino i nacieszycie oczy widokiem uroczych, zadbanych domków, żyznej, czerwonej ziemi i wylewającej się zza każdego zakrętu zieleni.
Do zobaczenia gdzieś w świecie!
Magda
Spodobał Ci się post? To fajnie. Będzie mi miło, jeśli podasz go dalej 🙂