Mon Dieu, po wielkim hamburgerowym tsunami, które przetoczyło się przez Polskę kilka lat temu powiedziano o hamburgerach już wszystko, ekscytując się każdą ich składową z osobna i wszystkimi w całości. Hamburger stał się niemal naszą potrawą narodową. Religią niemalże. Jak kebab. A to takie proste, wdzięczne danie, które przy minimalnej wiedzy i zaangażowaniu można w chwilę trzasnąć w domu. Drugą ręką przeglądając fejsa.
Bo wiecie – skoro to wyższa szkoła jazdy i niemalże dzieło sztuki (kulinarnej), to gdzie nam, domowym kuchcikom, do stawania w szranki z zawodowcami? Już odpowiadam na pytanie “gdzie?”: w kuchni. Wystarczy minimalna ilość wiedzy, odpowiedni kawałek mięsa i dobra patelnia grillowa. Wstydu nie będzie, obiecuję. Bo zrobienie smacznego hamburgera to jest raptem kilka chwil. Chyba, że zaczniecie kombinować z dodatkami, piec swoje bułki i piklować warzywa korzeniowe, to rzeczywiście, może być konieczność rozpoczęcia procesu przygotowania hamburgera miesiąc przed planowanym posiłkiem.
Tak naprawdę jedyny sprzęt w jaki warto zainwestować, nie tylko z powodu hamburgerów, jest porządna żeliwna patelnia grillowa. Różnica między żeliwem, a np. teflonem jest zasadnicza, bo w smaku. Teflon oczywiście zrobi Wam te bardzo pożądane kreski, ale to tyle. Żeliwo natomiast wzbogaci smak.
Rzeczywiście jedzenie przygotowywane w żeliwnych garnkach i najlepiej na ogniu (kuchnie gazowe forever!) smakuje lepiej. Poza tym żeliwo to żeliwo – odpowiednio zadbane służy całe życie. Jak pewnie zauważyliście współpracuję z francuską marką Le Creuset i choćby z tego powodu z żeliwnymi garnkami jestem na “ty”. Żeliwo i miedź – te dwie rzeczy się nie wymydlają, tylko trzeba o nie właściwie dbać. O tym jak troszczyć się o garnki żeliwne, aby przetrwały wszystko pisałam szczegółowo tutaj. A w ramach ciekawostki – moja patelnia ma jeszcze bardzo fajny dodatek – żeliwną, ciężką prasę do panini, która działa tak, że należy ją rozgrzać na sąsiednim palniku i taką gorącą przykryć ułożone na gorącej patelni panini. Wychodzi lepsze, niż z tostera. Ale do brzegu.
Mięso – kilka dobrych rad
No, w tym kawałku najłatwiej hamburgerowym faszystom nadepnąć na odcisk, choć wysoko premiowana jest również nieodpowiednia bułka. Bułką też można przegrać życie, a ja “bułką do hamburgera” w podobie jak papier zmieszany z watą gardzę szczerze. Dlatego bułkę na wszelki wypadek zostawmy na następny raz, pomówmy o sercu naszej kanapki.
– do hamburgera potrzebujesz wołowiny z uczciwymi przerostami tłuszczu. Dobrze będą się nadawały takie kawałki jak: antrykot, szponder czy karkówka. Dobra proporcja mięsa do tłuszczu to mniej więcej 4:1;
– nie kupuj gotowego mielonego mięsa, bo wyjdą ci klopsy, a nie hamburgery;
– kup mięso w jednym kawałku i poproś o jednorazowe zmielenie na dużym oczku;
– nie wyrabiaj mięsa zbyt długo z przyprawami, aby nie złapało temperatury twoich rąk i nie zrobiło się zbyt jednorodne i kleiste;
– niektórzy mówią, by nie solić przed smażeniem, ale ja uważam, że takie mięso jest jałowe. Solić i pieprzyć, szybko wymieszać z przyprawami i nie robić scen. Byle nie mieszać zbyt długo, bo mięso nabierze zbytniej kleistości od soli i ciepła rąk;
– nie uważam, by idealnie uformowane hamburgery były lepsze od tych trochę mniej doskonałych. Po prostu na te krzywe mówimy “rustykalne” i też wszyscy są zadowoleni;
– na jedną porcję wykorzystaj od 150 do max 200 g mięsa, ale to już przy naprawdę sporej bułce;
– aby hamburger się podczas smażenia nie skurczył i nie stracił kształtu zrób po środku kilka wgłębień palcem;
– smażymy na bardzo mocno rozgrzanej patelni grillowej, najlepiej na tłuszczu, który wytopił się z bekonu. Pamiętaj, że z hamburgerów też się go nieco jeszcze wytopi. Jeśli nie chcesz smażyć boczku, to genialnie sprawdzi się odrobina gęsiego tłuszczu. Bo burger to danie proste, ale nikt nie powiedział, że prostackie;
– w zależności od stopnia wysmażenia, jaki chcesz uzyskać smaż z każdej strony od 2 do 4 minut bez ciągłego przewracania. Po prostu daj mu spokój i czas. Ja lubię, jak jeszcze muczy na talerzu, więc smażę krótko, ale co do zasady – z wierzchu powinien zbrązowieć. Warto uważać, aby nie przeciągnąć mięsa, bo przesmażony hamburger zmienia się w trociny. Jeśli masz termometr kuchenny, to temperatura wewnątrz dla medium rare powinna wynosić od 55 do 57 stopni, a dla medium 60-63.
Mój hamburger – przepis
Składniki na 2 porcje
– 2 bułki już tak bardzo nie wnikaj jakie, takie jak lubisz – byle dobrze trzymały mięso
– 400 g dobrej jakości mięsa wołowego wg powyższych wytycznych
– 2 grube plastry świeżego ananasa
– 4 plastry bekonu
– kilka liści sałaty
– dwa plastry pomidora
– kilka krążków czerwonej cebuli
– suszone chili roztarte w moździerzu
– sól, pieprz
1. Mocno rozgrzewamy żeliwną patelnię i smażymy na niej plastry boczku. Gdy się usmażą odkładamy je na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, aby nadmiar tłuszczu odciekł.
2. Plastry ananasa lekko solimy i doprawiamy utłuczonym w moździerzu suszonym chili, następnie smażymy na patelni tylko tyle, by zaczęło nas kręcić w nosie, a na plastrach pojawiły się brązowe ślady. Zawarty w ich cukier lekko zacznie się karmelizować.
3. Po zdjęciu z patelni plastrów ananasa natychmiast kładziemy mięso. Smażymy do pożądanego stopnia bez przewracania przed wyznaczonym czasem.
4. Przygotowujemy sos mieszając dokładnie wszystkie składniki.
5. Składamy burgera najpierw na bułkę kładąc sporo sosu, następnie liście sałaty, plaster grillowanego ananasa, mięso, bekon, krążki cebuli i plaster pomidora.
I coś Wam powiem – nie bójcie się sani soli, ani chili do ananasa. To naprawdę działa. Tak przygotowany jest też fajnym dodatkiem do dań z grilla.
I jak już wiemy to wszystko, o czym się tak rozpisałam wyżej, to domowe hamburgery są kwestią jednego mrugnięcia okiem. No, góra dwóch.
Smacznego!
Magda
Partnerem postu jest marka
Uważasz, że to przydatny tekst? To fajnie. Będzie mi miło, jeśli podasz go dalej 🙂