Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

gourmet festival budapest

Gourmet Festival w Budapeszcie – jak Polacy rozwalili system oraz niech ktoś to zrobi u nas!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

O naszym uroczym Grucznie pisałam wielokrotnie, o innych tego typu festiwalach również. Robię to od lat, bo uważam, że takie inicjatywy warto promować. Kiedyś zabrałam Was do Turynu na największą w Europie slow foodową imprezę, ale to co każdego roku wydarza się w maju w Budapeszcie jest naprawdę czymś wyjątkowym i koniecznie chcę Wam o tym opowiedzieć. Żebyście wiedzieli gdzie spotkamy się za rok. Tylko nie zapomnijcie spodni z gumką!

gourmet festival budapest

Powiedzieć, że to rozpusta, to nic nie powiedzieć. Albo, że to impreza dla wymagających podniebień – wciąż za mało. To jest coś, czego trzeba doświadczyć. Gourmet Festival to weekendowa, coroczna impreza, na której spotykają się ci, którzy kochają jeść. Ale nie żreć, tylko smakować. Kochać się z jedzeniem. Cieszyć nim.

Moje wrażenia

gourmet festival budapest

Gourmet Festival to biletowana impreza na otwartym powietrzu. Nie jest to jednak ograniczające w żaden sposób, nie jest to snobistyczna rozrywka dla wąskiego kółka wzajemnej adoracji lokalnych fudisów (nadal nie lubię tego słowa) – każdy może przyjść. I przychodzi. W podobnych do siebie, niewielkich budkach wystawiają się budapesztańskie restauracje, bistra, cukiernie, ale też węgierscy winiarze.

I teraz tak: wszystkie cztery gwiazdkowe restauracje także miały tu swoje stoiska i wcale nie sprzedawały jedzenia drożej, niż stojące niżej w michelinowskiej herarchii bistra. Rzecz nie do pomyślenia w Polsce, a szkoda, bo idea piękna i ujmująca. Kuchnia wysoka, z pozoru niedostępna, wychodzi do ludzi, karmi fenomenalnie i pokazuje swoją ludzką twarz. Piękna sprawa.

Obok tego hektolitry najprzedniejszych win, także w cenach bardzo rozsądnych. Dość powiedzieć, że przywiozłam do domu butelkę szampana, który był oficjalnym szampanem Festiwalu w Cannes i wcale się z tego powodu nie zrujnowałam finansowo.

Spróbowaliśmy łącznie kilkudziesięciu dań i poza drobnymi wpadkami większość była na znakomitym poziomie, nie mówiąc o przebłyskach geniuszu, po które warto jechać na drugi koniec świata, a nie raptem do Budapesztu. Na przykład połączenie rabarbaru z jaśminem w deserze Paris-Brest zinterpretowanym po swojemu przez gwiazdkowy Costes (pierwsza gwiazdka na Węgrzech) to było olśnienie. Podobnie jak lody chlebowe z kawiorem serwowane przez Kiosk – było w nich wszystko: słodycz, specyficzny smak dobrej jakości chleba, w jakiś niezwykły sposób grający z tym wszystkim kawior… Doskonałość. Albo Onyx, który serwował jedzenie na ręcznie robionych glinianych talerzykach. Talerzykach, które cały zespół przygotowywał na kilka dni przed festiwalem, przy jednocześnie normalnie otwartej dla gości restauracji. Nota bene podali na nich fenomenalną kluchę ze śliwką, a jeden szczęśliwiec, który na miseczce znalazł podpis szefa kuchni – wygrał kolację w tejże restauracji. A do najtańszych ona nie należy. To pozornie są małe rzeczy, ale duże. Takie zmieniające wszystko.

Nikt mi nie powie, że chcąc się rozwijać albo po prostu doświadczać nie warto ruszyć się z kanapy i pojechać na taki festiwal. Mimo absolutnie dostępnych cen, szerokiego wyboru win i doskonałego klimatu do zabawy – nie widziałam ani jednej pijanej osoby, nawet późno wieczorem. A wszyscy jak jeden mąż chodzili z kieliszkami. Nie widziałam też śmieci i zmęczonych życiem osobników ucinających sobie drzemkę na którejś z ławek. Piszę o tym z premedytacją, bo raz, że zwróciło to moją uwagę, a dwa – bardzo jestem ciekawa jak taka impreza wyglądałaby w Polsce. Czy zachowalibyśmy umiar, jednocześnie ciesząc się tym dobrem? Czy Amaro i Camastra stanęliby obok siebie w drewnianych budkach i karmili zwykłych ludzi z ulicy niewielkimi, wyrafinowanymi dankami? Nie wiem. Ale chciałabym. Z przyjemnością objęłabym taką imprezę patronatem. Bo ja tego bloga piszę dla smakoszy, owszem, ale też dla ludzi, którzy może i by chcieli, lecz się boją, że to nie dla nich. Gourmet Festival pokazuje, że dobre rzeczy są dla wszystkich. Przypominam, że nie jesteśmy na świecie za karę.

A wiecie jakie było hasło przewodnie tegorocznej edycji festiwalu? Kawior i szampan. Też uważam, że kawior i szampan powinien być dla każdego!

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

Dlaczego Polacy rozwalili system?

gourmet festival budapest

Na festiwal pojechała silna reprezentacja warszawskich Bibów. Dokładniej mówiąc szefowie kuchni wszystkich warszawskich restauracji wyróżnionych Bib Gourmand przez przewodnik Michelin. I przygotowali polską kolację. I zaorali. Jak ja się cieszę, że mogłam tam być! Wiecie, to trochę jak z kibicowaniem swojej ulubionej drużynie – człowiek jakoś tak w środku rośnie, kiedy im wychodzi.

Skład drużyny był następujący: Maciek Ciećwierz (Butchery&Wine), Mateusz Wichrowski (Brasserie Warszawska), Sebastian Wełpa (Ale Wino) i Mateusz Karkoszka (Kieliszki na Próżnej). Podali polskie klasyki, takie jak fenomenalny chłodnik, czy dzikiego pstrąga z kawiorem i mizerią. Była też grasica ze smardzami, szparagi po polsku, ale też rum baba, piklowane warzywa i sery zagrodowe. Wszystko to parowane z najprzedniejszymi węgierskimi winami, bo wiadomo – przyjaźń polsko-węgierską należy umacniać. Pobyt polskich kucharzy został zorganizowany przez Fundację Lotniska Budaors ze środków Ambasady Polskiej na Węgrzech, przy współpracy Instytutu Polskiego w Budapeszcie.

Cudowne było to, że spośród wszystkich dań ani jedno nie było poniżej bardzo wysokiego poziomu. Wszystkie były równe, jednakowo smaczne, wszystkie odwołujące się do naszych najlepszych tradycji kulinarnych, tych sprzed smutnego jak peezda PRL-u, ale również do sezonu. Dość powiedzieć, że byliśmy już po całodniowym eksplorowaniu miasta, z którego będę miała dla Was cudny przewodnik po knajpach, a więc najedzeni do nieprzytomności, a i tak siłą woli powstrzymałam się, żeby nie wylizać talerza po szparagach.

Wiem, że nasz cudny chłodnik, który orzeł powinien mieć w koronie, zaskoczył nie tylko Węgrów, ale na przykład siedzących przy tym samym stole belgijskich restauratorów, którzy przyjechali tu szukać inspiracji i po prostu odpocząć. Fantastyczna kolacja bez zadęcia, ale za to z dopracowanymi smakami, ze znakomitymi produktami i konkluzją na koniec, że w takich sytuacjach można dumnie wypiąć pierś i powiedzieć: “Tak jest, to jest nasze, polskie i jesteśmy z tego cholernie dumni!”.

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

I jeszcze trochę festiwalowych dań. Tak, chcę żebyście się zrobili głodni. I żebyśmy się w Budapeszcie spotkali za rok.

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

 

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

gourmet festival budapest

 

Ściskam i całuję w czułe miejsce!

Magda

Spodobał Ci się wpis? To super. Będzie mi bardzo miło, jeśli podasz go dalej!

 

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz