Króciutki wstęp celem wyjaśnienia: w tej części Alp zarówno hotele jak i różnego rodzaju knajpy rozrzucone są na stokach jak małe perełki. Do wielu dotrzecie pieszo, kolejką gondolową, na nartach lub samochodem. Alpe di Siusi, gdzie spędziliśmy ostatni tydzień, jest pod tym względem (i wieloma innymi) szalenie dostępnym regionem. Napiszę Wam o tym osobny wpis, bo myślę, że będzie bardzo przydatny dla wszystkich, którzy szukają dobrej opcji na rodzinny wyjazd oraz dla tych, którzy kochają sporty wszelakie, nie tylko narciarstwo. Ale o tym w niedalekiej przyszłości.
Dziś pomówmy o jedzeniu. Podczas tego wyjazdu zjedliśmy wiele wybitnych posiłków, lecz dwie restauracje zasługują nie tylko na wyszczególnienie w obszerniejszym tekście o Alpe di Siusi, ale na własną pełną recenzję.
Do Gostner Schwaige dotarliśmy spacerem z kolejki gondolowej, którą wjechaliśmy do Compatsch. Znajdziecie tu świetne trasy narciarskie i wiele innych opcji dla sportowców, ale taki spacer jest też przyjemny. Trwa mniej więcej pół godziny i oferuje zapierające dech w piersiach widoki. Byliśmy też jedynymi, którzy wybrali się tu pieszo, cała reszta gości głośno stukała w drewnianą podłogę butami narciarskimi.
Gostner Schwaige to klasyczna chata na stoku, jest pięknie położona, bardzo przytulna i pod tym względem nie różni się niczym od wielu innych, jakie znajdziecie w tej okolicy. Gdzie jest więc magia? Otóż magia jest w tym, co wszyscy cenimy najbardziej: w produkcie i smaku dań. I tu zaczyna się historia właściwa.
To jest opowieść o własnym gospodarstwie, o ziołach, o własnych produktach, które później trafiają na talerze. Możliwe, że na początek dostaniecie bąbelki z domowym syropem z róży, a dzieci ten sam syrop z wodą gazowaną. Pachnie tak, że oszaleć można!
Robią też własne sery zarówno twarde, które wymagają dłuższego dojrzewania i podawane są z sosnowym pesto (matulu, jaki sztos!), jak i delikatną, świeżą ricottę. Mają swoje krowy rasy Simmental, które hoduje się tu również na mięso, więc koniecznie zamówcie tatara. W ogóle zamawiajcie w Dolomitach tatara, to obowiązkowy punkt programu!
No i zupa z sianem. Z siana? Podana w chlebie jest delikatna i bardzo okrągła w smaku, naprawdę wyjątkowo smaczna. Znani są również z Kaiserschmarren, to tradycyjny miejscowy deser, rodzaj porwanego naleśnika łamane przez omletu. Wieść gminna niesie, że to ten w Gostner Schwaige jest najlepszy w okolicy. Doskonałe mają też buchty z sosem waniliowym – leciutkie jak puch, lecz sycące do nieprzytomności.
Warto też przychylnym okiem spojrzeć na fondue zabawnie podane z drewnianymi pałeczkami. Wszystko to okraszone ziołami zbieranymi w sezonie na alpejskich łąkach. W ogóle to jest taka sielskość, obieg niemal zamknięty, bo wszystko jest stąd (poza pałeczkami), taka prawda w tym miejscu i na tych talerzach. Dokładnie tego w tych wszystkich podróżach szukam i bardzo się cieszę, że tym razem też mi się udało to znaleźć.
To jest miejsce rodzinne, oparte na własnym gospodarstwie, na lokalnych produktach. Nie dostaniecie tu nic przetworzonego. Bardzo szanuję takie podejście do kuchni.
Będąc w Dolomitach warto mieć to miejsce na liście. Ośrodki narciarskie są połączone, więc niezależnie od tego, czy stacjonować będziecie w Alpe di Siusi, czy w Val Gardenie spokojnie dotrzecie tu na nartach. To jest najprawdziwsza lokalna kuchnia w wydaniu jak z bajki o idealnej alpejskiej sielance.