Południowy Tyrol to już Włochy, ale jeszcze trochę Austria. Na pewno wyczujecie to na języku, bo z dostarczanymi z niedalekiego Adriatyku owocami morza płynnie w menus mieszają się ciężkie knedle solidnie podlane masłem. Tutejsza kuchnia jest konkretna, dająca energię na długo, jest kuchnią legitymującą się tymi samymi walorami, co każda kuchnia ludzi gór. Polacy będą zachwyceni.
Tu się naprawdę je, ale za to szczęśliwie spala na świetnie przygotowanych stokach. Na pewno wiecie, jak ważna jest dla nas jakość produktów. Bez wątpienia jest to jeden z powodów, dla których tak bardzo przepadamy za Włochami. Kiedy więc dostaliśmy zaproszenie na ten dziennikarski wypad, nie zastanawialiśmy się ani chwili. Szeroka dostępność dobrych produktów jest czymś, co sprawia, że eksplorowanie tutejszej kuchni jest doświadczeniem przyjemnym, łatwym i dostępnym dla każdego. Tu naprawdę nie trzeba zadawać sobie szczególnego wysiłku, aby jeść dobrze i prawdziwie. I choć Południowy Tyrol może poszczycić się oszałamiającą ilością gwiazdek, to zachęcam Was do dotknięcia tej prawdziwej miejscowej kuchni – domowej i od serca, wciąż silnie osadzonej w tradycji i ewidentnie z niej dumnej.
Otwierając kilka kolejnych menus szybko zorientujecie się jakimi daniami stoi Południowy Tyrol. To jest ta łatwa część: morze knedli, schlutzskrapfen, czyli tyrolskich ravioli i strudli. Ale zachęcam Was do eksplorowania bogactwa tutejszych produktów, szukania ich w miejscowych sklepach czy zaglądania do małych producentów. Odkryjecie niebywałą różnorodność i całą paletę smaków. Na przykład speck – otóż speck może smakować bardzo różnie w zależności od producenta czy pochodzenia mięsa. W ten sposób zbierzecie nie tylko cenne doświadczenie, ale także przywieziecie do domu tylko te kąski, które naprawdę Was urzekną.
Wino i grappa
Dużo mówi się o winie w kontekście tego regionu i jest to całkowicie zrozumiałe – produkują świetne wina, które od wielu lat zupełnie świadomie wybieram ilekroć jestem w tej części Włoch. Ale za to nie mówi się o grappie, która obok wina jest tu najpowszechniejszym alkoholem z punktu widzenia tradycji. Bo na stokach, to wiecie – Veneziano i Bombardino non stop. Wiem, że specyficzny smak grappy nie każdemu przypadnie do gustu, ale zważcie, że producenci dodają do niej najróżniejsze dodatki, m.in. zioła, więc może to jest sposób na grappę? Pro tip: Veneziano idzie w odstawkę, ostatnio pija się Hugo. Jeśli chcecie nadążać za modą, to wiecie co robić.
Wędliny
Speck przyjął na siebie całe światło reflektorów, ale prawda jest taka, że jak już się wyjdzie z tego pudełka, to nie można przestać jeść. I nie ma nudy. Warto pytać o pochodzenie mięsa i wybierać speck ze świń hodowanych w Południowym Tyrolu. Nie bez powodu łatwo łączą się ze sobą produkty z tego samego regionu – to samo powietrze i ten sam klimat sprawiają, że harmonia pojawia się w sposób naturalny. Tu chciałabym zwrócić Waszą uwagę na dwie inne wędliny, absolutnie warte spróbowania – kaminwurzen, bardzo smaczne suszone kiełbaski wieprzowe oraz salami z dzika i jelenia. Dziczyzna jest w tym regionie świetna i dobrze o tym pamiętać. Zwłaszcza, jeśli chcecie zabrać do domu coś, co jest łatwe w transporcie i ma długi termin przydatności.
Sery
No, tu paleta jest naprawdę szeroka i każdy znajdzie swój ulubiony smak – od młodych, delikatnych serów, przez płynące camemberty, aż po twarde, długodojrzewające i charakterne. Nie tylko krowie, ale również kozie. Sery warto eksplorować do upadłego. Na powyższym zdjęciu jest pięć rodzajów sera – od wyjątkowo łagodnego z mleka koziego, aż po mocno słony, pikantny i twardy. W każdej knajpie dostaniecie deskę serów, zwykle lokalnych, więc jeśli będziecie chcieli zabrać trochę fantów do domu, to łatwo wybierzecie swoje ulubione smaki. W sklepach warto szukać na etykietach firmy Psairer, która produkuje ekologiczne, naprawdę niezłe sery. Szczególnej uwadze polecam ich kozi camembert. Doskonałe są także krowie półtwarde sery produkowane w okolicy Vinschgau. Pro tip: od razu kupcie też masło i jogurt. Miłość od pierwszego spróbowania.
Miody
Dość łatwo dostaniecie czyste, ekologiczne miody od pszczół, które latają nad alpejskimi łąkami. W sumie byłaby z tego niezła reklama telewizyjna, tak sobie teraz myślę. W hotelu, w którym się zatrzymaliśmy serwowali na śniadanie całą masę lokalnych produktów, ale najbardziej ujęła mnie pierzga. Zaczęłam więc dość bacznie przyglądać się półkom sklepowym i rzeczywiście – pyłek pszczeli dostaniecie tu prawie wszędzie. A chyba nie muszę mówić o jego fenomenalnych prozdrowotnych właściwościach, zgadza się moje mądrale?
Chleb
Myślę, że każdy, kto dysponuje podstawową umiejętnością kojarzenia faktów szybko zorientuje się, że tutejsze produkty często mają pewien charakterystyczny wspólny mianownik – można je długo przechowywać nawet bez lodówki. To naturalna potrzeba i wymóg życia w górach. Czymś, co na pewno wpadnie w Wasze ręce jest schüttelbrot – płaski, cienki, dość twardy i bardzo chrupiący chleb, który dobrze i długo się przechowuje. Odnajdziecie w nim charakterystyczne nuty nasion fenkułu, który w tych okolicach doskonale sobie radzi i stąd powszechność tej przyprawy. Te żytnie chlebki znajdziecie z łatwością i na stole niemal każdej knajpy i w każdym sklepie. My lubimy bardzo, więc zrobiliśmy sobie zapas.
Jabłka
Gdy zjedziecie z gór nieco niżej, prawie na pewno traficie na przydrożne stragany całkowicie wyspecjalizowane w jabłkach. Oprócz wielu odmian świeżych, soczystych owoców dostaniecie tu także soki, octy i dziesiątki wariacji na temat przetworów. Niestety o tych ostatnich nie mam wiele do powiedzenia, bo nie otworzyliśmy jeszcze żadnego z przywiezionych słoiczków, ale jabłka z Południowego Tyrolu jedliśmy jeszcze przez trzy dni będąc nad Jeziorem Garda. Są soczyste, chrupiące i odmienność poszczególnych odmian aż bije po kubkach smakowych. Taka prosta rzecz, a cieszy.