Pamiętacie jak jeszcze kilka lat temu wyglądały brzegi Wisły? Zawsze mnie to frustrowało, bo gdy porównywałam Wisłę do innych rzek przepływających przez europejskie stolice, to litość i trwoga. Wszędzie na świecie są to miejsca, które pięknie żyją. Cieszę się, że mamy te bulwary, choć wszechobecna betonoza już nie robi takiego wow, ale polscy urbaniści zrzeszeni pod szyldem “In beton we trust” już tak mają. Wciąż lepsze to niż zaśmiecone chaszcze.
A już fakt, że niektórzy wyciągają z tych możliwości 120% normy, to tylko pokłon się należy za kreatywność. Całkiem niedawno nad Wisłą zaparkowała… plaża. Tak, dobrze czytacie, pływająca plaża usypana na barce zacumowanej w centrum miasta. Fantastyczny pomysł! Obok plaży, na tej samej barce, macie uroczy bar, który serwuje najlepszą pina coladę w mieście (naprawdę jest sztosem!), są wygodne leżaki, pełna instagramowość, świetny design i obok zaparkowany siostrzany Dworzec Wodny, z którego możecie zamówić jedzenie. Mają tam kucharza, Włocha, który wcześniej pracował w Heritage i makarony, które serwuje są obłędne. Czytajcie mi z ruchu warg: OBŁĘDNE.
Czy to wszystko nie brzmi jak najlepszy z możliwych pomysłów na weekend w mieście? Siedzicie sobie wygodnie, sączycie przepyszne drinki, patrzycie jak rzeka leniwie płynie i zajadacie znakomite jedzenie. Kalima i Dworzec Wodny to combo idealne.
Zrobiliśmy tu niezły przegląd karty (na rachunku widzicie moją część, płaciliśmy na spółkę), niektóre dania zamawialiśmy dwa razy, bo były tak dobre. Na przykład fenomenalny makaron z cukinią unurzany w kremowym, umamicznym sosie. To chyba mój faworyt, choć nie mam pewności. W menu mają deski antipasti w dwóch rozmiarach, w sam raz, żeby siedzieć, coś sobie sączyć i podjadać. Z przystawek bardzo rekomenduję Wam krewetki smażone na maśle, delikatne wewnątrz i chrupiące z wierzchu krążki kalmarów czy kurki smażone na – a jakże?! – maśle. To nie są skomplikowane rzeczy, są po prostu dobrze przygotowane technicznie, więc sprawiają dużą przyjemność.
Świetna jest też sałatka z kozim serem i figami, ale makarony robią szał. Capelocci to fantastyczne, pełne smaku pierożki odznaczające się cienkim, sprężystym ciastem (również zamówiliśmy drugą porcję), a spaghetti z sosem pomidorowym i całą kulą cudownej burraty, z której po rozkrojeniu wypływa śmietankowa stacciatella i perwersyjnie miesza się z sosem to jest czysta rozpusta. No, obłęd po prostu.
Mają tu też świetne pizze, bardzo przypominające rzymskie pinsy – na cienkim cieście, z chrupiącymi rantami i ciekawymi dodatkami. To także bardzo dobra opcja, aby się dzielić. I na koniec, zaklinam Was, nie bądźcie chytrzy na kalorie i pofolgujcie sobie cudownym, kremowym tiramisu. Warto.