No, co ja się tu będę rozwodziła?… Warto! Syty chmiel to znakomity nowy koncept na kulinarnej mapie Warszawy. Bezwzględnie rekomenduję wybrać się tam z przyjaciółmi i zrobić generalny przegląd karty. Bo ta jest wręcz stworzona do tego, by się dzielić.
Wszystko tu jest dobre: jedzenie, wnętrze, kreatywność Wita Szychowskiego, który stoi za sterami kuchni, atmosfera i ciekawy wybór piw. No bo “chmiel” przecież. Ja jak zwykle samochodem, więc zostałam przy lemoniadzie. Także wybornej i jak trzeba kwaśnej. Jedynie z zaparkowaniem możecie mieć kłopot, więc miejcie to na uwadze.
Wybraliśmy się tu silną grupą pod wezwaniem, czyli niemal wszyscy członkowie naszego Klubu Kolacyjnego stawili się na… obiad. I jest to ze wszech miar godne i chwalebne, albowiem znów zamówiliśmy prawie wszystko z karty. I znów było tak fajnie, że zapomniałam zrobić zdjęcie rachunku. Ostatnio w ogóle jest tak fajnie, że zapominam o takich rzeczach. Ale ceny są absolutnie normalne i obiecuję, że taka uczta Was nie zrujnuje.
W całym tym posiłku nie było właściwie ani jednego słabego punktu. Na pewno na pierwszy plan wybija się fenomenalny, gęsty, długi w smaku żurek, ale nie ustępuje mu też baba z kiszonej kapusty. W sumie ta baba to prawdziwa gwiazda i koniecznie ją zamówcie. Podają ją z kwaśną śmietaną i szczypiorkiem, jest wyborna.
Zapewniam Was, że wszystko smakuje tu równie interesująco, jak brzmi w menu. Biała kiełbasa w sosie żurkowym to przystawka, ale tak naprawdę wielka porcja znakomitości. Bryndza z ziołami, ogórkiem i kalarepką to sama lekkość, wiosenność i radość. Tatar wołowy zaś to doskonałej jakości mięso, które rozpływa się w ustach i szcześliwie nie jest zasiekane na śmierć, więc delikatnie czuć jego strukturę. Konfitowane selery ze zsiadłym mlekiem to coś z jednej strony znajomego i domowego, a z drugiej coś przecież zupełnie innego i odkrywczego. Wyborne połączenie, milordzie!
Kawałki pieczonej golonki na grubej pajdzie tostowanego chleba to delikatne, pełne smaku mięso, a smalczyk jest tu wyborny. Popatrzcie na te zdjęcia. To są dopiero przystawki i jedna zupa! Serio, porcje są po byku i pamiętajcie o tym składając zamówienie.
Lekki jak tchnienie, a jednak niepozbawiony cudnie umamicznego smaku jest koperkowy wywar z młodej kapusty wzbogacony idealnie al dente ugotowanymi szparagami. Do kategorii arcydzieł zaliczam pieczoną młodą kapustę o delikatnej konsystencji unurzaną w genialnym sosie kminkowym z pieczonych ziemniaków. Ten sos! O wielkie nieba! On tak wciąga, że grozi wylizaniem talerza!
Jest tu bardzo dużo opcji wege. Lubię takie gotowanie chyba najbardziej – kreatywne, bezkompromisowe, z wielkim polotem i swobodą. Absolutnie polecam też pieczonego kalafiora z sosem piwnym, ma w sobie coś takiego, że chce się jeszcze i jeszcze. W sumie wiem co to jest, to jest ta magia o nazwie “umami”. Cała ta kuchnia jest pełna umami i ciężko się oderwać od kolejnych talerzy. A to jest bodaj najlepsza rekomendacja, jaką mogę Wam dać, albowiem umami to mój bożek, do którego się modlę codziennie przed snem.
Na koniec, już nie z głodu lecz ze zwykłej ciekawości, delikatne jabłko gotowane w soku jabłkowym z tymiankiem cytrynowym i musem z białej czekolady – w jakiś magiczny sposób nie za słodkie lecz w sam raz.
Mają tu też w menu dwie buły – jedną z kozim serem a drugą z kaszanką, obie podawane z frytkami i kiszonym ogórkiem. Mimo wsparcia nie podnieśliśmy już rękawicy, ale to nie szkodzi, bo jest po co wrócić, a niedostyt też jest przecież w porządku.
Syty chmiel jest fantastyczny. Absolutnie polecam Wam to miejsce, niechaj karmi i żyje jak najdłużej, bo to jest prawdziwy powiew świeżości i kreatywności.