Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

kuchnia gruzinska krytyka kulinarna

Restauracja gruzińska Ruda – najlepsze gruzińskie w Polsce. Bez dwóch zdań!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Zanim mi się rzucicie do gardła, że bez granatu i kolendry to nie kuchnia gruzińska, moi mili puryści, trzeba Wam wiedzieć, że odwiedziliśmy to miejsce wieczorem w ostatni dzień długiego weekendu. Po prostu wszystko im wyżarli. I faktycznie, momentami brakowało nam i kolendry i pestek granatu, ale to nie zmienia niczego – tak dobrej kuchni gruzińskiej kosztowałam po raz ostatni, gdy byłam w Gruzji.

I przyznaję, że wielokrotnie próbowałam odnaleźć te smaki w Polsce, ale udało się dopiero teraz. Dlatego z wielką radością w sercu dzielę się z Wami tym adresem. Miejsce dopiero się otworzyło, na kuchni sami Gruzini (co oczywiście nie świadczy o niczym, bo czy każdy Polak potrafi zrobić najlepszego schabowego na świecie? Dokładnie. Ale tu akurat dobrze się złożyło, bo tutejsi kucharze potrafią zrobić najlepsze chinkali na świecie).

Zamówiliśmy kilka klasyków i to był strzał w dziesiątkę. Nie ma sensu przeciągać tej opowieści, więc przejdźmy bezpośrednio do konkretów. Sałatka gruzińska jest przepyszna, choć brakowało jej kolendry, ale trudno. Oparta na smacznych warzywach, w końcu mamy na nie sezon (to jest coś, czego nie potrafię i chyba nawet nie chcę zrozumieć, że tyle restauracji nie korzysta z pełni sezonu i z uporem maniaka podaje wodniste, obrzydliwe pomidory bez smaku. Jakby Boga w sercach nie mieli). Ale to nie tu. Tu jest cudownie smacznie, świeżo i letnio.

 

kuchnia gruzinska krytyka kulinarna

 

Znakomite są też baridżani, czyli miękkie, delikatne plastry bakłażana nadziewane szalenie smaczną, umamiczną pastą orzechową. Och, jak brawurowo doprawiona jest ta pasta! Nie jest zupełnie mdła i naprawdę “robi” to danie. Doskonała przystawka. Zamówiliśmy też charczo – wielką michę pożywnej, gęstej zupy z godnymi kawałkami mięciutkiej wołowiny. Taka miska załatwia cały posiłek, jest szalenie sycąca, przyprawiona w punkt, dość tłusta i nie można przestać jej jeść. Absolutnie polecam.

 

 

W menu mają lula kebab, ale wieprzowo-wołowy, więc to nie do końca to. Okazało się, że poza kartą mają też lula kebab z baraniny. I w to mi graj. Zamówiliśmy go więc. Podany jest z lawaszem, adżiką, sałatką, jest też pieczony na szpadzie, zgodnie ze sztuką. Mięso okazało się być smaczne, choć wiem, że nie każdy lubi, bo baranina ma specyficzny smak. Było jednak nieco suche i bez tego charakterystycznego dymnego aromatu. Ale to był jedyny słabszy punkt całego tego wieczoru. Podkreślam: słabszy, nie słaby. Wieczoru nam to nie zrujnowało, a ja mam duże wymagania, bo kiedyś przy okazji wyjazdu do Armenii zjadłam tego więcej, niż wypada i po prostu wiem jak fenomenalnie może smakować. Za to adżika! Bez wątpienia robiona na miejscu, nie ze słoika, z wyraźnym, cudownym smakiem świeżych, dojrzałych na słońcu pomidorów. No, marzenie!

 

 

A teraz dwa największe hity: po pierwsze chaczapuri adżarskie. Jezu, jaka uczta! Fenomenalne drożdżowe ciasto o puchatych rantach, a w środku masa sera, płynne żółtko i tak na oko ćwierć kostki masła. To jest taka uczta, taki szał! Ostatni raz tak genialne chaczapuri jadłam w Batumi. To jest absolutnie obowiązkowy punkt programu. Jak to żółtko się miesza z tym serem, jak to masło topi i łączy ze sobą składniki… Ja nie jestem wierząca, ale Jezusie przenajsłodszy!

 

 

I na koniec kolejna petarda: chinkali. W chinkali, jak w każdych innych pierogach, są dwa kluczowe elementy, które decydują o sukcesie: ciasto i nadzienie. Tu oba są idealne. Dobre ciasto w chinkali nie powinno być mączyste, niejednorodne i nie powinno się lepić do zębów. Dobre ciasto w chinkali jest niemal perłowe, jednorodne, doskonale wyrobione, cieniutkie i sprężyste. I tu właśnie takie jest. A w środku cudnie doprawione mięso wieprzowo-wołowe i godna porcja aromatycznego rosołku w sam raz do bezwstydnego wysiorbywania. Ja nie jestem wierząca, ale Jezusie przenajsłodszy!

 

 

Cóż to jest za fenomenalny strzał! I to na Mazurach. Tak od czapy, w szczerym polu. Nic, co jadłam w Polsce jeśli chodzi o kuchnię gruzińską nie ma podjazdu do tej restauracji. Sorry not sorry. Uwielbiam takie odkrycia i jakaś część mnie, ta której znudziło się już dawno temu opisywanie kolejnych wielkomiejskich knajp, coraz bardziej podobnych do siebie, tak nijako modnych i koniecznie ładnych na instagramie, ta część, która już miała ochotę zarzucić ten proceder, poczuła taki wiatr w żaglach, że… Jezusie przenajsłodszy!

Pięć tłustych…

Rachunek.

Magda

Info

fb
Ruda 2a (obok Giżycka)

Spodobał Ci się wpis? To super, bo to świetne miejsce 🙂 Będzie mi miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz. Dziękuję!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz