Národní 981/17 110 00 Praha, Czechy
Słuchaj Wędrowcze, bo do Ciebie dzisiaj mówię – wybierając się do Pragi wytatuuj sobie ten adres na przedramieniu. Dziś w menu śniadaniownio-obiadownia i delikatesy Jana Paukerta, miejsce które karmi już blisko sto lat – od roku 1916.
W ramach śniadań jadaliśmy pełne obiady – z zupą i np. smażonym serem, popijaliśmy piwem lub butelką lambrusco i już byliśmy gotowi na zwiedzanie. Nie doszukałam się ani jednej skuchy, wszystko było świeże, pyszne i cieszące oko. Przy tym fajna lokalizacja – rzut beretem od Starego Miasta, Mostu Karola, przy Teatrze Narodowym.
Wchodząc, mijamy delikatesy – po lewej słodkości, po prawej raczej na słono, w tym absolutnie piękne i jeszcze smaczniejsze kanapki, idąc dalej docieramy do jadłodajni. To dobre słowo, bo ani to restauracja, ani fastfood. Do tego w środku sami Czesi i krótkie menu, coś Wam to mówi?
Jest arcysmacznie, obsługa miła, no i do śniadania serwują wino. Czy może być lepiej?
Jadłam to, co zawsze w Czechach, czyli smażony ser i był to najlepszy smażony ser w moim życiu – w chrupiącej panierce, ale bez płynącego z niej tłuszczu, ciągnący po rozkrojeniu, do tego sos tatarski i hulaj dusza, cholesterol nie istnieje.
Nie twierdzę jednakowoż, że nie należy się w skupieniu pochylić nad zupami. Owszem, należy, bowiem były boskie.
Mięsożercy byli usatysfakcjonowani schabowym podanym na sałatce jarzynowej (nota bene pysznej). Ok, nie jestem wielkim fanem mięsa, ale to poniżej było idealne – świeże, soczyste, w chrupiącej, dość cienkiej panierce.
Ale przede wszystkim owacje na stojąco zebrał rostbef, z którym kanapki zabraliśmy kilka dni później na podróż powrotną. Rostbef zasadniczo wymiótł i chyba nie wymaga dalszego opisu to, co jest widoczne na zdjęciu. Doskonałość na talerzu, do tego małe, fikuśne kanapeczki. Od samego patrzenia na zdjęcia cieknie mi ślinka.
A na deser czekoladki, ciasta, ciasteczka, wszystko genialnie smaczne. Choć może wyglądają zupełnie przeciętnie, to zapewniam, że to tylko złudzenie.
To jest jedno z tych miejsc, do których będę wracała jak bumerang, polecę każdemu, kto wybiera się do Pragi i przy najbliższej okazji zabiorę przyjaciół.
Bartek prosił o podawanie cen przy kolejnych wpisach. Uwaga słuszna lecz czasem awykonalna, tak jak w tym przypadku. Jedliśmy tam kilka razy, braliśmy kanapki i ciastka na wynos, ale żaden rachunek się nie uchował. Ceny są ludzkie, ot, dla normalnego człowieka, więc bez lęku odwiedzajcie Jana Paukerta.
Pełne pięć świnek. Gdyby była jeszcze jedna, to bym dała.
Magda