Ludzie dzielą się na dwie grupy: pierwsza z żółtek robi ajerkoniak, a produktem ubocznym jest beza z białek, natomiast druga robi bezę z białek, a żółtka oddaje pierwszej grupie. Cóż, nie jestem w tej drugiej grupie, choć bezę też zrobiłam.
I od razu Wam linkuję do przepisu, bo Asia Matyjek jest władczynią bez i robi je z zamkniętymi oczami. Przepis znajdziecie tutaj, jest naprawdę dobry, bezy wychodzą bez pudła i wszystkie istotne aspekty macie jasno opisane.
A teraz przejdźmy do adremu, jak mawiają puryści językowi. To jest przepis, który dawno temu dostałam od Wojtka, znanego producenta nalewek i ajerkoniaków. To znaczy znanego na skalę swojego towarzystwa, ale wystarczająco. Wojtku, serdecznie Cię z tego miejsca pozdrawiam!
Obiecuję Wam, że to będzie najlepszy ajerkoniak w Waszym życiu, ale są dwa warunki: po pierwsze musicie użyć składników naprawdę dobrej jakości, a po drugie musicie mu dać minimum dwa-trzy tygodnie na przegryzienie. Ale lepiej trzy. To jest absolutne cudo, co konkretną moc trzyma. Niech więc moc będzie z Wami!
Ajerkoniak – przepis
Składniki
– 18 żółtek
– 1,5 l mleka skondensowanego niesłodzonego
– 2 szklanki drobnego cukru
– 300 ml brandy dobrej jakości
– 700 ml spirytusu
– 2 laski jakościowej, mięsistej wanilii
Wykonanie
Jajka sparzamy wrzątkiem i oddzielamy żółtka od białek. Zróbcie to dokładnie, aby ani ciut żółtka nie dostało się do białek, bo inaczej beza się nie ubije.
Do żółtek dodajemy cukier i miksujemy na puszysty, niemal biały kogel mogel. Właśnie dlatego ten ajerkoniak nie jest żółty, bo porządnie ubity.
Cały czas miksujemy i do kogla mogla powoli dolewamy mleko skondensowane, później wąską stróżką brandy i na koniec spirytus.
Laski wanilii podłużnie przekrawamy na pół i ostrzem noża zeskrobujemy ziarenka. Ziarenka przekładamy do ajerkoniaku i miksujemy po raz ostatni, natomiast laski wrzucamy do butelek, gdzie oddadzą jeszcze nieco aromatu do alkoholu. Przelewamy ajerkoniak do butelek, szczelnie zamykamy i odstawiamy na dwa-trzy tygodnie w ciemne, chłodne miejsce.
Ważna uwaga – po kilku pierwszych godzinach może się zdarzyć tak, że płyn będzie się oddzielał od pianki na górze butelki. Wystarczy zamieszać. A jeśli naprawdę się przyłożyliście i kogel mogel ubiliście na biały puch, to ajerkoniak będzie dobrze napowietrzony, pełen mikroskopijnych bąbelków powietrza. To po krótkim czasie zaowocuje magicznym zniknięciem części płynu z butelek. A właściwie powietrza, które uciekło z płynu. Nie wypił go po kryjomu żaden domowy skrzat, to normalny proces.
Możecie podziękować później, ale równie dobrze walutą mogą być lajki i udostępnienia. Jeszcze żaden bloger nimi nie pogardził 😉