Kto w tym roku się zagapił? Bo ja tak. Prezenty zaczynam kupować… teraz. Jak co roku, jest to również w pewnym stopniu moja wish-lista. Kompletowałam ją sobie od dawna. Wiecie jak to jest – czasem coś wpadnie w oko, a później się o tym zapomina. Ale nie ze mną te numery. Część tych przedmiotów trafi do naszych bliskich, a część… Sami wiecie. Czas start!
1. Bidon na rosół
Mój hit. I weź nie kochaj Pan Tu Nie Stał! W ubiegłym roku zawojowali internety pościelą z mielonym (tu ubiegłoroczne pomysły), a teraz to. Chcę, pragnę, pożądam!
Musiałam tak zacząć, bo byście nie zwrócili uwagi. Mądre, piękne i gotują to kalendarz, dla którego dziewczyny zrzuciły zimowe swetry i… Musicie to zobaczyć. Nie dość, że cały rok umilą Wam lub Waszym znajomym kształtne kuchareczki, to jeszcze wesprzecie osieroconą rodzinę Artioma Gyurjyana. Kalendarz jest także ukłonem w stronę kobiet związanych z gastronomią. Ja swój już mam, wisi w kuchni i – niestety, taka jest prawda – kusi Jacka.
Jedna z najlepszych polskich książek kucharskich, jakie wyszły w mijającym roku. Jeśli więc macie wśród swoich bliskich zapalonego kucharza, to lepiej nie można trafić. Proponuję kupić od razu dwa egzemplarze, bo jeden zostawicie dla siebie. Na bank.
Znacie jakiegoś fana jeździectwa? Pozdrawiam! Nigdy nie kryłam swojej słabości do unikatowej, wykonanej ręcznie ceramiki. A jeśli łączy dwie pasje, to jak nie kupić? Nie da się.
Skarpetki, które wyglądają jak sushi. Dla mnie – bomba. Mam głębokie przekonanie graniczące z pewnością, że wymyślono je gdzieś w Azji, ale teraz może je nosić również każdy polski sushożerca.
Takie proste, a takie fajne. Dość uniwersalny prezent dla kogoś, kto lubi słodycze. Ale na pewno nie dla kogoś, kto jest na diecie. Nie, nie róbcie tego koleżance, która od października mówi, że od stycznia dieta.
Nastrojomierz. Nie wiem, jak Wy, ale ja znam całą masę osób, która nie dość, że ucieszyłaby się z takiego prezentu, to jeszcze notorycznie utrzymywała, że to był najgorszy dzień ich życia. Dzień w dzień. Śmiejąc się sardonicznie pod nosem.
Jest coś takiego w literach, że dom robi się od nich ciepły. Dla mnie dom bez biblioteki to nie dom. Takie i podobne grafiki wydrukowane zostały na stronach brytyjskich książek pochodzących z XIX wieku. Nie wiem, jak Was, ale mnie ten pomysł bierze. Warto pokopać w ich sklepie, jest całkiem spory wybór.
Moleskine. Ich nigdy dość. Mam trzy do różnych zadań, wszystkie lubię. Jest bezpieczny i na każdą okoliczność – dla podróżników, rysowników, recenzentów knajp (!) i co tylko sobie wymyślicie. Zeszyt na przepisy też jest.
W ubiegłym roku były wałki o ograniczonych możliwościach, w tym jest jeden, ale sprytniejszy. Ma regulację grubości wałkowanego ciasta i miarkę. Gadżeciarski, ale użyteczny.
Marki Alessi nie trzeba nikomu przedstawiać. I też trudno ich design pomylić z czymkolwiek innym. Oburz babcię, zniesmacz stryjenkę i wjedź z taką szopką na Wigilię!
Czy wiesz, że łyżeczka do kawioru powinna być wykonana z masy perłowej? Srebro może reagować z kawiorem i tym samym psuć jego smak. Nie zapomnij też dorzucić do łyżeczki słoiczka ikry. Możesz być patriotą.
Może dla dorosłych to przesada, ale jeśli ktoś gotuje lub piecze z dzieciakami, to jest to świetny gadżet. Jajka wbija się w całości do miski, silikonową świnką zasysa żółtko i w ten sposób oddziela od białek. Ubaw po pachy.
Jest całkiem sporo marek do wyboru, dobrze też o solidnych nożach trochę najpierw poczytać, a dopiero później szastać pieniędzmi. Tu warto wydać naprawdę mądrze, bo nóż szefa kuchni jest absolutną podstawą i jestem przekonana, że potwierdzi to każdy, kto dużo gotuje. Można się obyć bez wielu rzeczy, ale bez dobrego, ostrego noża – nigdy. To prezent na lata, więc powinien być dobrze wyważony i idealnie leżeć w dłoni. Celowo nie wskazuję żadnego sklepu internetowego, vide poprzednie zdanie.
19. Fermentacja zaczyna być modna (od 25 zł)
Pamiętacie gliniane garnki naszych babć? Wygląda na to, że znowu wrócą do łask. Kto dziś jeszcze nie robi swojego kimchi (albo chociaż nie próbuje…), ten trąba! Niech Twój udomowiony foodie wie, że wiesz co w trawie piszczy.
To słoiszcze mieści aż osiem litrów płynu. Ma kranik, więc jest wygodne w obsłudze. Oczywiście najpierw myślisz o tych wszystkich lemoniadach, wiośnie, roześmianych dzieciach… Ale nie czarujmy się – i tak wiadomo, że na pierwszej imprezie przejmą go dorośli. A co tam wleją, to czasem lepiej nie pamiętać. Mam, więc wiem co mówię.