Zawsze lubiłam Wrocław, ale dopiero jak się zaczęłam po nim włóczyć i wgryzać w miejsca, a nie tylko knajpy, to serce zabiło mi mocniej. Po ostatnim wypadzie chyba się trochę zabujałam i #wroclove dołącza do krótkiej listy polskich miast, w których mogłabym mieszkać. A jeszcze tyle w nim do odkrycia!
Lista jest oczywiście moja i subiektywna, znajdziecie na niej miejsca, które spodobały mi się szczególnie. Standardowo nie zamierzam przepisywać Wikipedii, jesteście już dorośli, poradzicie sobie. To po prostu zestawienie miejsc, które z jakiegoś powodu wydają mi się fajne. Każde z nich jest zupełnie inne i trafiło do zestawienia z bardzo kobiecej przyczyny: bo tak. A tak bardziej serio – pójdźcie kiedyś moimi śladami i rozglądajcie się bacznie, bo nie znam drugiego miasta, które funduje tyle smaczków i zaskoczeń. Nawet deszcz mi nie przeszkadzał, a zawsze przeszkadza. Wrocław jest cudny!
Ogród Japoński w Parku Szczytnickim
Ogród Japoński spodobał mi się tak bardzo, że odwiedziłam go dwa razy. Nie jest duży, ale ujmuje spokojem i cudnymi widokami. Zdecydowanie warto przysiąść tu na ławce i po prostu pobyć. Założony został w latach 1909-1913 i był jedynym ogrodem egzotycznym prezentowanym na Wystawie Ogrodniczej w roku 1913. W tym kształcie Ogród pozostawiono aż do roku 1995, następnie przywrócono mu dawną świetność, jednak ogromnych zniszczeń dokonała powódź w roku 1997. Stan obecny Ogrodu to efekt prac z roku 1999. W tej chwili spotkacie tu kilkadziesiąt gatunków roślin azjatyckich, ale przede wszystkim spokój i wyjątkowej urody widoczki. Bezwzględnie warto to miejsce mieć na liście.
Podwórka przy Roosvelta
To jest mój największy zachwyt i wzruszenie. Klimat trochę jak na warszawskiej Pradze, co dodaje miejscu pieprzyka. Podwórka są dwa i wystarczy w nie wejść, by przenieść się do krainy nieposkromionej fantazji. Myślę, że to może być też fajna rozrywka dla dzieciaków. Murale powstają pod okiem artystów działających w OKAP, ale malują je mieszkańcy. I sztuka naprawdę łagodzi obyczaje, bo lekko już wstawieni panowie grzecznie mówią “dzień dobry” i podpowiadają co jeszcze koniecznie trzeba zobaczyć. To miejsce jest naprawdę wzruszające, porywające i wszystko, co chcecie. Dla mnie numer jeden tego wyjazdu.
Stare Jatki
Jatki to wąska uliczunia, którą łatwo możecie przegapić i po prostu przejść obok. Dlatego trzeba być czujnym. Niegdyś była to uliczka rzeźników, co oczywiście upamiętnia Krasnal, dziś znajdziecie tu kilkanaście uroczych galeryjek z ceramiką i szkłem. Oczywiście, że kupiłam ten talerz ze zdjęcia na dole, bo jak widzę fajną ceramikę, to wpadam w amok. Z naturą nie wygrasz, więc po co się napinać?…
Ostrów Tumski
Wiem, że jest wysoko w przewodnikach, ale turystów nie ma tu zbyt wielu. Ostrów Tumski to nie tylko katedra i Most Zakochanych. Moje najsilniejsze wrażenie z tego miejsca to obezwładniający spokój. Ten spacer sprawił mi bardzo dużo radości. Nie spędzicie tu całego dnia, ale małą godzinkę warto wygospodarować. Tak dla równowagi i odklejenia się od najbardziej obleganych przez turystów miejsc.
Galeria Plakatu przy ul. św. Mikołaja 54
Pierwszy raz trafiłam tu rok temu i obkupiłam się w pocztówki jak wściekła. Z moją przyjaciółką, Anią, mamy taką świecką tradycję, która polega na tym, że wysyłamy sobie bardzo dziwne pocztówki. Im bardziej odjechane, tym lepiej. Tu znalazłam niezłe źródełko. Ale poza klasykami polskiego i światowego plakatu znajdziecie tu również rzeczy, których prawdopodobnie nie widzieliście nigdy wcześniej. Wszystko można kupić i mieć u siebie na ścianie.
Neony Wrocławskie
To jest genialna sprawa, bo idąc tropem neonów możecie sobie zorganizować wieczorny spacer po mieście. Te najciekawsze znajdziecie tutaj. Natomiast w podwórku przy Ruskiej 46C traficie na niezłą kolekcję. Nocą co prawda nie wszystkie świecą lub świecą na zmianę, ale i tak jest to świetne miejsce, które absolutnie warto odwiedzić. Za najciekawszy uważam ten vis a vis Dworca Głównego, który powstał tylko po to, by sprawiać ludziom przyjemność. Neon głosi: “Dobry wieczór we Wrocławiu”. Uważam, że to urocze.
Dworzec Główny
Skoro już przy nim jesteśmy… Jest oczywiście piękny, ale chcę Wam powiedzieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze neon nad kasami również zalicza się do neonowego spaceru po Wrocławiu i warto go zobaczyć. A po drugie znajdźcie chwilę, by wspiąć się na piętro dworca. Znajdziecie tam piękną bibliotekę i czasowe wystawy. Szkoda byłoby to przegapić patrząc tylko pod nogi i pędząc na peron.
Pomnik Anonimowego Przechodnia przy ul. Świdnickiej
To jedna z ciekawszych rzeźb w przestrzeni publicznej, jakie widziałam. Pomnik to czternaście naturalnej wielkości postaci odlanych z brązu znika z jednej strony ulicy i pojawia się z drugiej. Jeśli sztuka powinna wywoływać emocje, to tu się z pewnością udało. Pomnik intryguje, wywołuje lekki niepokój i naprawdę nie sposób przejść obok niego obojętnie.
Polinka
O tym piszę w ramach ciekawostki i raczej jest to info dla szczęśliwych posiadaczy dzieciątek. Otóż dwa adresy (Na Grobli 2 i Wybrzeże Wyspiańskiego 23) łączy kolejka linowa, którą można się przejechać nad Odrą. Masz to w domu, masz to w domu?!
Wrocław jest cudny. Nie przeszkadzał mi deszcz, w ogóle nic mi nie przeszkadzało. Jest kompaktowy i przyjemnie zwiedza się go pieszo, szczególnie, że w co drugiej bramie można znaleźć jakiś smaczek, więc warto być uważnym. Jest też smaczny, a moją listę miejsc, w których warto zjeść na bieżąco uzupełniam tutaj. Nie dziwię się wcale, że Wrocławianie mówią o swoim mieście z nieskrywaną dumą. Mnie chyba też dopadło #wroclove.
Fajnie, fajnie, ale brakuje Podwórza Artystycznego na Nadodrzu, Hartu, Infinity Green Adama Kalinowskiego i paru rzeczy jeszcze… które są jeszcze bardziej “hipsterskie” niż to… I oczywiście Kalambura, który przetrwał wszystkie mniej lub bardziej idiotyczne mody…
3 Responses
Fajnie, fajnie, ale brakuje Podwórza Artystycznego na Nadodrzu, Hartu, Infinity Green Adama Kalinowskiego i paru rzeczy jeszcze… które są jeszcze bardziej “hipsterskie” niż to… I oczywiście Kalambura, który przetrwał wszystkie mniej lub bardziej idiotyczne mody…
Oraz “e” w nazwisku prezydenta USA 🙂
Jak tu go nie kochać, jatki wymiatają. Ale widzę, że nie tylko one 🙂