Może ja mam duże oczekiwania. Może. Może za dużo już w życiu dobrego jedzenia zjadłam. A może się nauczyłam, że kalorie, których nie warto liczyć to te, które smakują jak niebo. Zaś wszystkie pozostałe to przepalony potencjał.
Może być tak, że przez szacunek do własnego zdrowia i kiszek interesuje mnie wyłącznie produkt wysokiej jakości. A może być też tak, że konkurencja na warszawskim rynku gastronomicznym jest tak duża, że niezależnie od filozofii i upodobań wszyscy mamy nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek oczekiwać od restauracji, że będą nas karmić przynajmniej tak dobrze, jak dobry robią marketing. Bo marketing to wszyscy, a gotować nie ma komu.
Żeby nie było – nie jest tak, że wszystko w tym miejscu jest na nie. Jest fajne wnętrze, są kolorowe potrawy, jest luźna atmosfera i śniadnia do godziny 14. I można z pieskami. My przyszliśmy na obiad, ale wciąż jeszcze hulała karta śniadaniowa, więc zamówiliśmy wszystkie przystawki i trzy śniadania na obiad. No i dobra, niech będzie.
Najpierw może wyliczę co można poprawić, bo jakoś nie mam ochoty kończyć nieprzyjemnym akcentem, wolę czymś smacznym. No więc najgorzej wypał tatar – miał dziwną, lekko kleistą konsystencję, mięso było ciągnące, a w smaku przypominało metkę. To nie jest dobry tatar i to nie jest dobre mięso. Nie bronią go również pozbawione wyrazu dodatki (miętowy labneh – taki serek z jogurtu greckiego i dukkah – mieszanka przypraw, a do tego piklowane kawałki kalafiora – zbyt kwaśne i bez jakiegoś kontrapunktu dla tej kwaśności). Generalnie mniejsza o dodatki, ja po prostu bardzo sobie cenię dobrego tatatra i to, co dostaliśmy na Poznańskiej od dobrego tatara stoi w odległości przynajmniej pół wołu. Jeśli wiecie co chcę powiedzieć.
Z kolei ceviche z awokado to przerost formy nad treścią, bo pokroić awokado w dwucentymtrowe kawałki, polać sokiem z cytryny i dodać ananasa to jeszcze nie jest ceviche. Raczej sałatka taka, jak mówi nasz sąsiad: O, taka o.
Idzie(my) ku lepszemu, ale powoli. Grillowane ośmiorniczki są delikatne i poprawne, ale dodatki skąpo doprawione niestety rozczarowują. Chciałabym tu poczuć większe zdecydowanie kucharza, coś w stylu “mam jaja i nie zawaham się ich użyć”. Czy cokolwiek…
Powiedzmy, że mam tu też pewien problem z jakością produktów – jest taka, jak mówi sąsiad. Jajka to raczej nie są zerówki, a kolendrze daleko do intensywnego smaku, którego od niej oczekuję. Ilekroć piszę w recenzji, że słabe jajka, to jest afera i albo mnie chcą pozywać, albo ktoś pyta jak to niby poznaję? No więc zdradzę Wam tajemnicę: jajka, tak samo jak chleb, pomidory, szynka i wiele innych produktów smakują różnie w zależności od jakości. Tak po prostu jest.
Piszę o tym, bo chcę skończyć na najjaśniejszych pozycjach spośród tych, których tu spróbowaliśmy, a shakshuka plasuje się gdzieś w połowie stawki. Spokojnie można by ją było intensywniej doprawić, a jajko mogłoby być eko (za 24 zł i tak by się im food cost domknął na odpowiednio niskim poziomie). Merguez niezły, wszystko razem na trzy z plusem. Podobnie przeciętna jest sałatka z kaszy bulgur, bo mało ma wyrazu, tak samo z resztą jak cokolwiek nijaka pasta z grillowanego bakłażana.
Ale za to mają zupełnie przyzwoity hummus, nie taki idealnie gładki lecz z maleńkimi kawałkami ciecierzycy, co lubię. Dalej fajnym pomysłem jest kremowa feta z burakiem. Żadne to skomplikowane połączenie, a taką fetę uzyskacie blendując po prostu fetę z jakimś jogurtem naturalnym czy śmietaną. Wiem to stąd, że mieszkając we Francji bardzo bolałam nad niedostępnością twarogu w tamtejszych sklepach i robiąc takie sztuczki próbowałam się oszukać. Bez większego powodzenia, lecz cóż – jadłam kremową fetę piętnaście lat temu i nawet o tym nie wiedziałam.
Grillowany ser halloumi zawsze się obroni, szczególnie jeśli towarzyszy mu miód. A jeśli tak jak tu – miód tymiankowy, to już w ogóle jest pięknie i uroczo.
Dwie rzeczy z menu śniadaniowego naprawdę nam podeszły i na obie chętnie tu kiedyś wrócę: śniadaniowa pita godnie napakowana chrupkim bekonem, plastrami awokado, grillowanym halloumi, hummusem i jajkiem sadzonym. To jajko, to wiecie, już wyżej pisalam – takie, jak sąsiad mówi. Ale całokształt bardzo spoczko. Dużo smaków, dużo tekstur, jest konkretnie i na temat.
No i na koniec delikatne lecz sycące słodkie placuszki z karmelizowanym bananem. Robię takie banany ośmiolatce na śniadanie. To jest dobra rzecz i jeśli lubicie śniadania na slodko, to będziecie zadowoleni.
Reasumując: nie jest źle, ale nie jest też doskonale. Kilka rzeczy można poprawić. Knajpa wpisuje się modelowo w to, co teraz modne, ale ja bardzo bym chciała, żebyśmy w tym gastronomicznym szale nie zapominali o tym, co w jedzeniu jest najważniejsze: produkt i smak.
Magda
Info
fb
ul Poznańska 16, Warszawa
Uważasz, że to przydatny wpis? To fajnie. Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!
Podobne wpisy
Cucina Povera – prawdopodobnie najbardziej autentyczna włoska knajpa w tej części Polski
Lokal na rybę – można jeść palcami. I oblizywać!
Los Angeles: Kultowe Pink’s – w piekle grubasy smaży się na głębokim tłuszczu
Sielski Półwysep Helski – 6 najfajniejszych miejsc, które musicie poznać
Dior des Lices – haute cuture nie idzie w parze z haute cuisine /St. Tropez
Alcron* – spadająca… gwiazdka /Praga, Czechy