Jest takie miejsce, do którego wracamy od – niech policzę – dziewięciu lat. Z marszu wchodzimy tu w buty lokalesów, zaczynamy żyć jak oni, takim samym rytmem, nawet kłócimy się równie wrzaskliwie – tak jak oni nie zwracając uwagi na to, że drzwi są otwarte na oścież. Oni na górze też się akurat kłócą i mają drzwi otwarte na oścież. To jest życie, a nie telenowela – to na nikim nie robi wrażenia. I właśnie ta zwykła codzienność jest dla nas niewyczerpanym źródłem uciechy.
To miejsce nazywa się Neos Marmaras i jest w Grecji. Ale mogłoby być wszędzie. Bo tak naprawdę to jest tekst o małych przyjemnościach, o cieszeniu się życiem i chyba trochę o filozofii podróżowania, która jest mi najbliższa. To jest tekst o prawdziwych wakacjach przez duże „W”!
1. Zachowuj się jak miejscowy
To jest zawsze dobra rada. Sprawdza się i jak trzeba przedostać się w Azji na drugą stronę ulicy, którą nieprzerwanie płynie strumień skuterów, i jak chcesz złowić rybę mając do dyspozycji tylko haczyk, żyłkę i butelkę z wodą (zakładasz przynętę, zarzucasz, żyłkę przywiązujesz do butelki i stawiasz ją na skale; sam idziesz pić Metaxę. Jak się butelka przewróci, to się mówi, że „telefon dzwoni” i musisz iść, bo jest ryba.). Oni zawsze wiedzą lepiej, więc kiedy podróżuję, to najwięcej czasu poświęcam na obserwowanie ludzi, dzięki temu bardzo szybko czuję się w nowym miejscu jak u siebie – po prostu robię to, co oni. Działa bez pudła.
2. Dowiedz się gdzie jest najlepszy rzeźnik, rybny, warzywniak i piekarnia
Nie zapominajmy po co przyszliśmy na świat – aby go zjeść! W Neos Marmaras już mam łatwo, bo wszystko wiem. A jak nie wiem, to się zaraz dowiem. Jeśli jednak gdziekolwiek wynajmujemy mieszkanie z kuchnią, to jest duże prawdopodobieństwo, że przynajmniej raz coś ugotujemy i na pewno zjemy kilka śniadań. A wtedy zawsze szukamy możliwie lokalnych, jakościowych produktów. Czyli w sumie robimy to, co zawsze.
3. Karm tubylców, a oni nakarmią ciebie
Mamy tu przyjaciół – Sulę i Michalakisa. Trafiliśmy do nich przypadkiem, wtedy – dziewięć lat temu. Jechaliśmy wybrzeżem i po prostu założyliśmy, że zatrzymamy się w miejscu, które nam się spodoba. Spodobało nam się u nich, więc wynajęliśmy u nich. Morze jest na wyciągnięcie ręki, plaża też, a centrum za winklem, co błogosławię każdego dnia, bo go nie słychać, tylko to morze i cykady. Później już tylko wracaliśmy – sami, z przyjaciółmi, z rodzicami, z psami i bez. Ja chyba po prostu lubię piosenki, które już słyszałam. Wierzę, że jednym z ważniejszych filarów naszej przyjaźni z Sulą i Michalakisem jest jedzenie. Uwielbiają je tak samo jak my, do tego oboje genialnie gotują. A jedzenie to porozumienie ponad podziałami. Zawsze. I tak: oni nam moussakę – my im chleb, oni nam souvlaki – my im mielone, oni nam bougiourdi (dam Wam przepis) – my im zapiekanki. Z tymi zapiekankami to jest na serio. Kilka dni temu zrobiłam je naszym Grekom, bo widzieli dokument o Polsce i w nim był taki dziwny polski street food, którego nigdy wcześniej nie jedli – zakekaki, czy jakoś tak. No to im zrobiłam zapiekanki na wypasie i z hołubcem – w wersji gourmet. Bardzo im smakowały. Jemy tu bardzo domowo, zawsze przy wspólnym stole, dużo gadamy, a w ciągu dnia podsuwamy sobie różne smaczki. Prawie nie chodzimy do restauracji, bo po co? No dobra, czasem chodzimy, ale bez przekonania, a bardziej po to, żeby się powłóczyć. Jeśli taka Grecja nie jest do cna prawdziwa, to ja nie wiem jaka jest.
4. Ulegaj zachciankom i naprawdę poczuj ich smak
Z naszym pobytem w Grecji zbiegło się pewne wydarzenie – otóż Metaxa 12 gwiazdek, korzenna, pachnąca skórką pomarańczową, kawą i przyprawami, a dla mnie także miodem, dwunastogwiazdkowa perła w koronie marki dostała nową butelkę. Powiedzcie mi – gdzie, jak nie w Grecji mam ją Wam pokazać?! I to siedząc w miejscu oddalonym o jedną przecznicę od ulicy… Metaxa (!). Na dowód załączam zrzut z Google Maps. Tak, ja też nadal w to nie wierzę, choć tu przecież siedzę. Trudno byłoby wybrać lepszy czas, miejsce i temat, zwłaszcza że ambasadorem tego zacnego trunku jest Mike Horn, znany szwajcarski podróżnik i poszukiwacz przygód, a hasłem przewodnim eksplorowanie nie tylko miejsc, ale również smaków. Tak naprawdę kluczem jest “eksplorowanie” i o to w tym chodzi – o smakowanie z rozmysłem, o szukanie różnych nut, o obracanie na języku, o świadomość tego, co się robi. To są wakacje, wakacje powinny być przyjemne. Uważam, że nie jesteśmy na świecie za karę i tym zawsze usprawiedliwiam swoją słabą silną wolę. Nawet to w sobie lubię. Innymi słowy: z żelazną konsekwencją ulegam swoim zachciankom i jak mam zachciankę na coś mocniejszego w dobrym towarzystwie i z widokiem na morze, to po prostu tej zachciance ulegam. I cieszę się każdą chwilą, staram się ją przeżywać świadomie i z wyostrzonymi wszystkimi zmysłami. Ja chyba po prostu cholernie lubię sobie pożyć. Opa!
5. Sprawdź gdzie jest miejscowy targ
To jest zawsze przyjemne. I tyle smakołyków można odłowić! Targi mają to do siebie, że dają żywy kontakt z człowiekiem, a człowiek chętnie podpowie jak te konkretne małże najlepiej przygotować. No i każdy targ ma zawsze jakąś perełkę. W Marmaras na przykład chodzę na targ m.in po suszone zioła. Jest tu pan, który sam je hoduje, sam suszy i sam sprzedaje. Ma mnóstwo mieszanek na wszelkie dolegliwości, ma aromatyczne oregano i masę innych dobroci.
6. Wrzuć na luz
Pod żadnym pozorem nie wolno się spieszyć. Co masz zrobić dziś, zrób jutro lub – dajmy na to – kiedyś tam. Pośpiech jest wysoce niewskazany, a „kiedyś tam” to doskonały moment na zrobienie tego, co miałeś zrobić wczoraj. Czerpię tu perwersyjną przyjemność z odkładania rzeczy na później. To jest luksus w najczystszej postaci i gwarantuję, że od czasu do czasu każdego na ten luksus stać. Aż się trochę boję, że mi tak zostanie i jak wrócę do domu, to nadal będę całymi dniami czytała książki i piła Metaxę do śniadania, a wszystkie rzeczy do zrobienia wpiszę sobie do kalendarza pod datą „kiedyś tam” na stronie „nie sądzę”. Tylko jeszcze morze muszę sobie zorganizować, bo jest niezbędne do szumienia.
7. Zakoleguj się
Nic na siłę, ale warto być otwartym. Kiedyś pewna Greczynka, staruszka, nauczyła mnie łowić jeżowce. Siedziałyśmy same na skałach – ona w swoim zamyśleniu, ja w swoim utrapieniu jak tego gada wyciągnąć z wody i wyjść z tego bez szwanku. Nie zamieniłyśmy ze sobą ani jednego słowa, które rozumiałybyśmy obie, ale komenderowała mną po grecku tak skutecznie, że już umiem wyławiać jeżowce gołymi rękami i się nie pokłuć. A gdybym się jednak pokłuła, to wiem, że należy takie miejsce moczyć w bardzo gorącej oliwie, bo inaczej się paprze w nieskończoność. Na tych samych skałach uczyłam się sprawiać ośmiornice, tylko inny był nauczyciel. Ludzie są w podróżowaniu najlepsi ze wszystkiego, bo to oni mają całą przynależną miejscu mądrość, która może ci się kiedyś w życiu naprawdę przydać. Dla kontrastu – nadal czekam na moment, w którym przydadzą mi się całki.
8. Powęsz za dobrymi produktami
One wcale nie są w supermarkecie. Na targu też nie zawsze. Jak już podbijesz serca tubylców tymi zapiekankami, to oni ci zawsze chętnie pomogą kupić oliwę u producenta. U tego samego, u którego oni kupują. Do tego z rabatem. Oraz miód, oraz wszystko, czego zapragniesz. A wszyscy wiemy, że najlepsze pamiątki z podróży to te, które można zjeść!
Strasznie fajnie piszesz, podpisuje sie dwoma rekami pod wszystkimi osmioma punktami. Czuje, ze znalazlam bratnia dusze! Jak bedziesz kiedys w Andaluzjii, to zapraszam na kieliszek zimnej Manzanilli i dluga dyskusje kulinarna.
4 Responses
ten szaszlyk wyglada rewelacyjnie!!! zreszta wszystko jest piekne i ja tam chce byc!
pytanie: jak utrzymujecie wage ponizej 100kg ? 😉
Kurde, nie wiem. Sama jestem zaskoczona.
Dolce vita! 🙂 Ciekawe jak to po grecku jest 🙂
Strasznie fajnie piszesz, podpisuje sie dwoma rekami pod wszystkimi osmioma punktami. Czuje, ze znalazlam bratnia dusze! Jak bedziesz kiedys w Andaluzjii, to zapraszam na kieliszek zimnej Manzanilli i dluga dyskusje kulinarna.