The Rock jest bodaj najbardziej znaną restauracją na Zanzibarze. Bez wątpienia przyczynia się do tego jej położenie – maleńka chatka na skale to już dość, aby chcieć się tam pojawić. Czytałam przeróżne opinie, więc oczywiście postanowiłam sprawdzić samodzielnie.
Z tego co udało mi się wyczytać to miejsce było… pocztą dla rybaków. Dopiero w 2010 ktoś wpadł na pomysł, by zacząć tu karmić ludzi. Sama chatka jest malutka, mieści tylko kilka stolików, ma wąskie tarasy i jeden ciut większy od strony wody. Widoki i kolory są bajkowe. Chatka została odnowiona i z tego, co czytałam również menu ewoluowało. Poniżej wrzucam Wam stan obecny.
Jak widzicie w menu jest bardzo silny akcent włoski, być może wynika to z faktu, że managerem jest tu teraz Włoch. Podoba mi się jego podejście, bo zasuwa na sali ramię w ramię ze swoją załogą. Choć ta polenta dodana do ośmiornicy była w moim odczuciu zbędna. Niestety nie zjadłam tu zbyt wiele, bo nie miałam pomocników poza jednym drobiazgiem. Ale to, co zjadłam, było pierwszorzędne.
Jak widzicie w menu ceny nie są niskie, szczególnie jeśli je porównać do cen w ulicznych barkach. Ośmiornica to na Zanzibarze jeden z najtańszych i najpowszechniejszych produktów, bo nie trzeba jej nawet łowić – po prostu podczas tych słynnych odpływów się idzie i zbiera, więc tu 21 USD za niewielką porcję jest dość… No, coż. To jest cena sławy.
Ale trzeba jej oddać, że była przygotowana doskonale. Mięciutka, delikatna, pełna smaku, podana na ciekawym sosie, o lekko słodkim, orzechowym smaku, bardzo subtelnym, ale jednocześnie też bardzo umamicznym. Niewielkim homarom też trzeba oddać szacunek, bo smakowały jak niebo. Totalna prostota – delikatne mięso, lekko słodkie, do tego świetne ziemniaki (a trzeba Wam wiedzieć, że z ziemniaków robią tu cuda) i do tego genialny sos na bazie masła, który obiecałam sobie odtworzyć w domu. Twierdzą, że jest w nim tylko masło, sok z limonki i ciut czosnku, ale nie wierzę w to. Po mojemu był tam jeszcze szafran. Biorąc pod uwagę, że Zaznzibar to wyspa przypraw, jest to bardzo możliwe. Tak czy inaczej – zrobię ten sos i albo Wam dam przepis, albo wrzucę do jakiejś kolejnej książki.
Mają tu znakomitą kawę i piękny tarasik, na którym można ją wypić. Nie wiem czy bym szła w makarony, jednak owoce morza to jest rzecz najbardziej stąd. Myślę, że warto. Całe doświadczenie jest fajne, bo z brzegu dowożą gości łódką i samo to już jest ciekawe. Warto pamiętać o zrobieniu rezerwacji, bez niej w sezonie zapomnijcie o stoliku. My mieliśmy zrobioną rezerwację, ale teraz nie jest już tak tłoczno i pewnie zjedlibyśmy bez niej.
Miejsce – symbol. To jedno z najpopularniejszych zdjęć po wpisaniu w Google frazy “Zanzibar”. I faktycznie ma w sobie coś. Na pewno jest to bardzo fajne doświadczenie, więc jeśli macie ochotę, to warto.
Magda
Info
Michamvi Pingwe 1026, Zanzibar
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!
Podobne wpisy
Krem z topinamburu – przepis na smak, którego nie da się podrobić
Przepis na shakshukę od Króla Shakshuki z Tel Awiwu
Seszele – miłość w czasach zarazy
Focaccia – ta najłatwiejsza i najpiękniejsza jednocześnie
Jerozolima – co to jest syndrom jerozolimski i inne opowieści
Kreta – kiedy jechać i gdzie się zatrzymać? Najlepsze miesiące i miejsca