“Pomóż uratować oczko Kasi”, “…nerkę Tomka”, “…serduszko Zosi” – tak często wygląda mój facebookowy news feed. Wasz też, prawda? Nic z tym nie robię, ale dręczy mnie wyrzut sumienia, bo przecież jest Was na naszym Facebooku aż 55 tysięcy, więc powinnam to wszystko udostępniać. Czy jednak na pewno? Przecież nie przychodzicie tam czytać o nerce Tomka!
Opowiem Wam pewną historię. Otóż niedługo minie okrągłe dziesięć lat od momentu naszej pierwszej randki. Chryste, ludzie tyle nie żyją… Jacek przyjechał z ogromnym bukietem konwalii, później przyznał się, że kupił je od dzieciaków przy drodze. Pierwsze małe wzruszenie. Zawsze największe wrażenie robili na mnie faceci z jednej strony silni, a z drugiej legitymujący się miękkim sercem. Później tych małych wzruszeń było jeszcze dużo – ktoś stał przy drodze i załamywał ręce nad przebitą oponą, więc Jacek się zatrzymywał i pomagał zmienić koło. Ktoś inny kwilił nad zepsutym samochodem, więc Jacek się zatrzymywał i brał na hol. Ktoś potrącił psa, więc braliśmy go do samochodu i gnaliśmy do najbliższego weterynarza. Psów, które znaleźliśmy w najdziwniejszych miejscach na świecie i zawsze skutecznie udawało nam się znaleźć im dom – nie zliczę. Z każdą taką sytuacją utwierdzałam się w przekonaniu, że to jest facet dla mnie. I choć czasem potrafi mnie wkurzyć tak, że para leci mi uszami, to zawsze pamiętam, że przede wszystkim jest dobrym człowiekiem. I w sumie o to w życiu chodzi.
Dziś jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Choć zawsze starałam się wykorzystywać swój potencjał do tego, aby pomagać innym (lub chociaż nie utrudniać), to statystyki nie kłamią – w ostatnim miesiącu blog odwiedziło ponad 120 tysięcy osób. To naprawdę dużo. To znaczy, że mogę więcej. Ilekroć o tym myślałam, mój mały wyrzut sumienia nie dawał mi spokoju. Cały czas miałam poczucie, że powinnam ten potencjał wykorzystać do tego, aby komuś pomóc. Tak w życiu jest, że jak się dzieli, to się mnoży. Jeśli masz lepiej, niż inni, to twoim obowiązkiem jest pomagać. Choćby nawet z czysto egoistycznych pobudek – bo lepiej się od tego czujesz, bo wszystko wraca… To naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Liczy się efekt.
Dostajemy dużo maili i wiadomości z prośbami o pomoc wszelaką. Ilekroć odmawiałam, miałam jeszcze większe poczucie winy. Ale do cholery, to jest blog o jedzeniu i podróżach, a nie tablica ogłoszeń. Intuicyjnie czułam, że nie tędy droga. Ostatnio trafiłam na dwa teksty, które w logiczny sposób wyjaśniają dlaczego nie da się pomóc wszystkim, jeden na blogu Segritty, autora drugiego niestety nie pamiętam. Sensem obu był jasny przekaz by pomagać, ale nie głupio. Pomagać w taki sposób, który będzie efektywny i rzeczywiście przyniesie dobre rezultaty.
Kiedy odezwał się do nas Marcin z Feed Them Up pomyślałam: “Jackpot!”. To jest projekt dla nas, projekt w który możemy się zaangażować, spójny z profilem bloga i tu możemy się wykazać realną pomocą. Dokładnie czegoś takiego szukałam. Myślę, że to dobra ścieżka – nie rozdrabniać się na milion różnych działań, lecz związać z jedną organizacją, którą będziemy mogli wspierać stale.
Feed Them Up to pomysł oparty na niemarnowaniu żywności. Sami wiecie, jakie to dla nas ważne. Idea jest prosta – restauracje czy hotele nie zawsze sprzedają wszystko, więc zamiast wyrzucać dobre jedzenie mogą je przekazać potrzebującym. Przy większych imprezach, takich jak bankiety czy wesela, jest więcej niż pewne, że spora część jedzenia zostaje. Zadaniem Feed Them Up jest łączenie restauracji z organizacjami pożytku publicznego, które chętnie taką pomoc przyjmą – domami samotnej matki, noclegowniami, etc. Pomysł genialny w swej prostocie. Zwłaszcza, że można to robić legalnie, zgodnie z literą prawa i te darowizny wolne są od podatku VAT.
Chcę tym projektem zainteresować nie tylko restauratorów, ale również poprosić o wsparcie kilku fajnych blogerów restauracyjnych. Choć po cichu liczę, że paru się po tym tekście samodzielnie zgłosi, bo tu możemy się wykazać realną pomocą. Zainteresowanie wyrazili także organizatorzy Restaurant Week. Jest naprawdę dużo ludzi dobrej woli i wierzę, że wspólnie możemy pomóc tym, którym mniej poszczęściło się w życiu. Kaman, mamy jak pączki w maśle i tę pomoc jesteśmy im winni. Tak po prostu.