Wzięcie udziału w TED jako prelegent to coś, o czym marzy wiele osób. To ogromne wyróżnienie i honor. I znaczy mniej więcej tyle, że to co robimy jest bardzo dobrej jakości. Ten blog nigdy nie był po to, aby zarabiać na nim kokosy. Choć bardzo lubimy kokosy. Zawsze najważniejsze były jakościowe treści i rzetelność. Jeśli zdarza się sytuacja, w której możemy go wykorzystać, aby zrobić coś dobrego – zawsze z niej skorzystamy. I to jest właśnie taka sytuacja.
Mieliśmy trzy inspiracje, aby poruszyć wątek niemarnowania żywności. Rozmawiałam też na ten temat z Luizą Trisno. Opowiedziała mi o tym, jak zużywali nawet ogonki od pomidorów i ostrych papryczek. A także o tym, jak każdorazowo wyglądała jej walka z nowym menu, które nie jest gotowe tak długo, aż nie zamknie się obieg, niemal całkowicie wykluczając pojawienie się odpadków. Wtedy pomyślałam, że to bardzo piękna idea.
Jakiś czas temu zostałam poproszona o wypowiedź dla Polskiego Radia właśnie na temat marnowania jedzenia. Tu za przykład posłużyła restauracja Silo z Brighton, która od początku do końca została zaprojektowana tak, by praktycznie nie generować odpadów. Mają wszystko, co niezbędne, łącznie z kompostownikiem. Wtedy znowu pomyślałam, że to piękna idea.
A później pojawiła się propozycja wystąpienia na TEDxWrocław właśnie z tym tematem. Postanowiliśmy pociągnąć go dalej i postarać się zainspirować nie tylko ponad trzysta osób zgromadzonych na widowni, ale również kilkaset tysięcy, które czytają nasz blog. Czyli Was.
Dokładnie w momencie, w którym publikowałam ten post, Jacek stał na scenie i opowiadał o tym, jak marnować mniej jedzenia. Chcemy Was zainspirować do małych zmian, które w znaczący sposób wpłyną na zawartość waszych lodówek i portfeli. Możemy spojrzeć na to globalnie i skupić się na liczbach, ale te znajdziecie w poniższej infografice.
Możemy też, mając w pamięci aspekt globalny, zadziałać lokalnie i zacząć od siebie. Wystarczy wprowadzić w życie kilka małych zmian, by bardzo szybko zobaczyć efekt. Nawet, jeśli myślisz, że nie stać cię na jedzenie lepszej jakości, to po miesiącu możesz się zdziwić. Mniej marnowania, to większe oszczędności. Większe oszczędności, to większe możliwości.
Bardzo dbamy o to, by nie wyrzucać jedzenia. Oboje przecież jesteśmy z “kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie“. Wyrzucanie jedzenia jest po prostu przykre. Nie urodziliśmy się tacy mądrzy, choć sporo wynieśliśmy z domów. W pewnym stopniu sami dochodziliśmy do wielu patentów, ale teraz mamy już swoje sprawdzone sposoby i bardzo chcielibyśmy się nimi z Wami podzielić. Na świecie jest zbyt wiele głodu, by podchodzić do tego tematu z nonszalancją.
A na koniec rzucimy Wam wyzwanie. Podejmiecie je?
Tak więc dajemy Wam 12 przykazań. Łatwych, lekkich i przyjemnych. Użytecznych w codziennym życiu i zmieniających Was w #FRIDGEPOWER HERO!
I jeszcze jeden punkt gratis – edukuj siebie i innych. Wszyscy razem i każdy z osobna mamy moc zmieniania rzeczywistości, w której żyjemy. Pamiętaj o tym.
WYZWANIE!
Spróbuj przez 30 dni postępować zgodnie z tymi zasadami. Ściągnij sobie tę listę na telefon, aby było Ci łatwiej do niej zaglądać, wydrukuj i powieś na lodówce. A swoje sukcesy uwieczniaj na zdjęciach i taguj #FRIDGEPOWER.
Wspólnie dokonajmy małych zmian w codziennym życiu, aby dokonać wielkich zmian w otaczającym nas świecie!
Jeśli będziecie mieli pytania dotyczące konserwowania, przechowywania czy przetwarzania jedzenia – nie krępujcie się. Na wszystkie postaramy się odpowiedzieć tak szybko, jak to możliwe. Do dzieła!
UPDATE: Przepis na zupę z liści rzodkiewki
Ponieważ dużo osób prosiło o uzupełnienie tego tekstu o ten właśnie przepis – proszę bardzo. Szybki i smaczny patent na to, jak przerobić coś, co wszyscy wyrzucają.
Składniki:
– zdrowe, umyte liście z dwóch pęczków rzodkiewek (najlepiej organicznych)
– 3 duże ziemniaki
– 1 średnia cebula
– 1,2 litra bulionu mięsnego lub warzywnego
– sok z cytryny – do smaku
– gałka muszkatołowa, sól, pieprz
– śmietana 18% lub więcej
Nie podam Wam dokładnych proporcji, bo zawsze robię tę zupę na oko. I na smak. Ale małe odchylenia nie powinny wpłynąć jakoś szczególnie na ostateczny efekt.
Cebulę kroimy w drobną kostkę i szklimy na maśle. Ziemniaki kroimy w większą kostkę, liście rzodkiewki rwiemy na kawałki. Wszystko to wrzucamy do gotującego się bulionu (jeśli nie masz bulionu użyj wody i wrzuć do niej solidną łyżkę masła). Dopraw gałką muszkatołową i solą, gotuj tak długo, aż ziemniaki będą miękkie. Zblenduj na gładko, dopraw pieprzem i podbij śmietaną (pamiętaj, aby ją najpierw zahartować). Na końcu dodaj sok z cytryny, ale rób to ostrożnie i próbuj w trakcie. Już na talerzu możesz dodać uprażone na suchej patelni pestki dyni lub słonecznika, możesz też skropić oliwą lub wrzucić pokruszony ser kozi. Pamiętaj, że Twoja wyobraźnia nie ma granic.
Z tej ilości składników wychodzą cztery porcje.
A na koniec zapytaj znajomych z czego jest ta zupa. Gwarantuję Ci, że nikt nie zgadnie 🙂
Bardzo dobry temat i ważny. Nie marnuję jedzenia, nie nakładam sterty spadającej z talerza w bufetach hotelowych, żeby po rozgrzebaniu ją oddać. Kto tak robi, szczególnie w biednych krajach bo ma all inclusive, jest zwykłym burakiem.
Też jestem zdecydowaną przeciwniczką marnowania jedzenia! Cieszę się, że poruszyliście ten ważny temat, bo wiem, że bardzo wiele osób zbyt lekko do niego podchodzi.
staram się nie marnować jedzenia, to co się da mrożę, rozdaję, kombinuję. najczęściej resztkowe są u mnie pizze i zapiekanki. czasem jest tak, że coś umrze zapomniane w lodówce, na szczęście bardzo rzadko, ale jest mi przykro kiedy muszę wyrzucić choćby jogurt. zamrażalnik mam pełen sezonowych warzyw, pokrojonych i popakowanych w woreczkach, mrozimy również pieczywo, które zostaje. nie rozumiem ludzi, którzy kupują za dużo jedzenia, marnują je, a następnie jak gdyby nigdy nic wyrzucają całymi siatami do śmieci. warto pamiętać, że wyrzucając jedzenie, wyrzucamy pieniądze. tak więc, ja podejmuję wyzwanie! 😉
Takie przepisy jak ten ostatni, to tylko kolejny powód, który utwierdza mnie w przekonaniu, że lepiej wysilić się i kupować warzywa u lokalnego rolnika (lub płacić więcej za organiczną żywność, co mniej mi się już podoba), bo dzięki temu to, co jemu ma smak (i wartość odżywczą), a resztki wykorzystane w kreatywny sposób zrekompensują wyższą cenę i… nadal będą smakować 🙂 Niby proste, ale czasem z lenistwa i tak zdarza mi się kupować jakieś pseudowarzywo w markecie. W każdym razie dzięki za kolejny temat do przemyśleń i kulinarnych inspiracji 😉
A czy zauważyła Pani, że wszyscy niemal sprzedawcy sprzedają marchew bez naci? A nać jest szalenie zdrowa i dobra jak jest świeża, jako dodatek do twarogu czy ziemniaków. Króliki wiedzą co dobre.
Błagam… NIE dziel się z psem. Pies to nie śmietnik i wpychanie w zwierzę ziemniaków i resztek z obiadu mu nie służy. Częstowanie pupila czekoladą albo rodzynkami może mieć dla niego skutek śmiertelny i warto o tym pomyśleć zanim postanowimy zrobić z psiej miski pojemnik na niedojedzone żarcie.
Świetna idea, świetny pomysł na promowanie bardziej racjonalnego wykorzystywania tego co mamy. Staram się planować posiłki, robić racjonalne zakupy i widzę małe postępy, zarówno w lepszym odżywaniu się, jak i bardziej efektywnym wykorzystywaniu jedzenia.
11 Responses
ale że co? ja też mogę stanąć do wyzwania? tylko musielibyście mi zamiast miesiąca doliczyć parę lat do tyłu 😛 chętnie zjem u Luizy z wami 😀
Każdy może, a nawet powinien!
😀
Bardzo dobry temat i ważny. Nie marnuję jedzenia, nie nakładam sterty spadającej z talerza w bufetach hotelowych, żeby po rozgrzebaniu ją oddać. Kto tak robi, szczególnie w biednych krajach bo ma all inclusive, jest zwykłym burakiem.
Też jestem zdecydowaną przeciwniczką marnowania jedzenia! Cieszę się, że poruszyliście ten ważny temat, bo wiem, że bardzo wiele osób zbyt lekko do niego podchodzi.
staram się nie marnować jedzenia, to co się da mrożę, rozdaję, kombinuję. najczęściej resztkowe są u mnie pizze i zapiekanki. czasem jest tak, że coś umrze zapomniane w lodówce, na szczęście bardzo rzadko, ale jest mi przykro kiedy muszę wyrzucić choćby jogurt. zamrażalnik mam pełen sezonowych warzyw, pokrojonych i popakowanych w woreczkach, mrozimy również pieczywo, które zostaje. nie rozumiem ludzi, którzy kupują za dużo jedzenia, marnują je, a następnie jak gdyby nigdy nic wyrzucają całymi siatami do śmieci. warto pamiętać, że wyrzucając jedzenie, wyrzucamy pieniądze. tak więc, ja podejmuję wyzwanie! 😉
Takie przepisy jak ten ostatni, to tylko kolejny powód, który utwierdza mnie w przekonaniu, że lepiej wysilić się i kupować warzywa u lokalnego rolnika (lub płacić więcej za organiczną żywność, co mniej mi się już podoba), bo dzięki temu to, co jemu ma smak (i wartość odżywczą), a resztki wykorzystane w kreatywny sposób zrekompensują wyższą cenę i… nadal będą smakować 🙂 Niby proste, ale czasem z lenistwa i tak zdarza mi się kupować jakieś pseudowarzywo w markecie. W każdym razie dzięki za kolejny temat do przemyśleń i kulinarnych inspiracji 😉
A czy zauważyła Pani, że wszyscy niemal sprzedawcy sprzedają marchew bez naci? A nać jest szalenie zdrowa i dobra jak jest świeża, jako dodatek do twarogu czy ziemniaków. Króliki wiedzą co dobre.
Błagam… NIE dziel się z psem. Pies to nie śmietnik i wpychanie w zwierzę ziemniaków i resztek z obiadu mu nie służy. Częstowanie pupila czekoladą albo rodzynkami może mieć dla niego skutek śmiertelny i warto o tym pomyśleć zanim postanowimy zrobić z psiej miski pojemnik na niedojedzone żarcie.
Boże, jaki ten komentarz jest z dupy.
Świetna idea, świetny pomysł na promowanie bardziej racjonalnego wykorzystywania tego co mamy. Staram się planować posiłki, robić racjonalne zakupy i widzę małe postępy, zarówno w lepszym odżywaniu się, jak i bardziej efektywnym wykorzystywaniu jedzenia.