Są takie okresy w roku, kiedy w Lidlu możesz dostać w łeb cegłą. Na przykład jak rzucą gumowe buty, albo babkę waniliową za 4,99. Są okresy, kiedy Polska się zbroi w trzy najpotrzebniejsze produkty: cukier, mąkę i Harnasie. I nie, to nie Rosja atakuje kraj. Ani Niemcy. To długi weekend.
Zdarza mi się popełnić ten błąd i wybrać na zakupy w ostatni dzień roboczy przed długim weekendem. Albo przed jakimiś świętami. Słodki Jezu w pomidorach! Parking pełny, że szpilki nie wciśniesz, więc już wiesz, że w środku będzie bezpardonowa walka o przetrwanie.
Do przeżycia potrzebnych jest kilka elementów: łokcie, anielska cierpliwość, lista zakupów i duża wyrozumiałość dla ułomności bliźniego. Ewentualnie kastet, kaptur, kurwa mać. Przydałaby się jeszcze wyrzutnia granatów, w końcu idziesz na wojnę. Weź ostatni głęboki oddech i wstąp w sterowane fotokomórką bramy piekieł.
Stada dzików szturmują stoiska z promocjami, na podłodze syf, bo co dwa metry rozerwane opakowanie z mąką czy tam innymi cukierkami, kasjerki mdleją z przemęczenia, kawałek dalej pani Ziuta szarpie się z panią Grażyną o pierwszeństwo w kolejce, ale bez dotykania głowy, bo obie mają już świeżo zrobione trwałe ondulacje na okoliczność. Dwóch eleganckich panów w średnim wieku, obaj w beżowych paltocikach, walczy o ostatnią butelkę Żytniej. Do wędlin kolejka na sto osób. Sto wkurwionych osób, dodajmy. Bang! – jakaś bardzo starsza pani w kapelutku z piórkiem wali swoim wózkiem w twój wózek i ewidentnie ma z tego satysfakcję. Troszkę się zagapiłeś, co? Witaj w piekle!
Mały podglądacz ludzkich zachowań, którego w sobie noszę, ma takie marzenie: jeden przedświąteczny dzień, jeden supermarket i jedno lustro weneckie. Za którym siedzę ja, cała na biało. I obserwuję. Gotowy materiał na książkę. Michal Viewegh, czeski pisarz, popełnił kiedyś książkę o wiele mówiącym tytule “Wycieczkowicze”. Narrator stawia się w roli współuczestnika zorganizowanej wycieczki, bodaj do Włoch. Wesoły autokar pełen Czechów (czyli z góry wiadomo, że będzie śmiesznie), co siedzenie to osobowość, którą można podpatrywać, a później opisać. Polecam lekturę. I zza tego lustra weneckiego mogłoby powstać coś podobnego. Kojarzycie takie skrzydełka w magazynach dla pań, które wystarczyło odchylić, aby powąchać reklamowane perfumy? Ta książka też miałaby takie skrzydełka. Po odchyleniu otulałaby nas znajoma i bliska naszym sercom woń cebuli.
Bo oto promocja na cukier uwalnia w ludziach zwierzęta. Oszczędzić 20 groszy na kilogramie, to nie w kij pierdział. Grażyna, pakuj dwie zgrzewki! Forma jest, bicki są, sparing w Biedrze dobra rzecz. Co się spali, to się odrobi, zastaw się, a zrzygaj się.
Oczywiście zawsze masz wybór. Możesz bojkotować Wielkie Wpierdalanie i Chlanie przypadające na każdy weekend, który ma więcej, niż dwa dni. Możesz zostać z tą kaszą w szafce i puszką tuńczyka. Możesz pozostać w trzeźwości, ty mały oportunisto. Ale gwarantuję ci, że już drugiego dnia, rękawem flanelowej piżamy, będziesz wycierał łzy zmieszane z gilem z nosa. Na samą myśl o sałatce jarzynowej.
To Wy się w tej Warszawce dobrze macie. W takich mniejszych miejscowościach, to np. już w środę nie dało się wejść do miejscowych marketów, bo ludzi pod sufit.
Jest film “Wycieczkowicze”, oglądałam już chyba ze 3 razy, a nawet nie wiedziałam, że jest książka :p
Tekst prawdziwy i chyba nie da się u nas inaczej. Ciekawe, ile z tych upolowanych zapasów ląduje potem na śmietnikach…
Ja już powoli jestem na etapie rozwiązań w stylu “kastet, kaptur, kurwa mać.” xD bo ja na ludzi w sklepach się wkurzam codziennie. Tam lecenie na promocje, stanie w kolejkach itd. ten cały ogrom chaosu tworzony przed długim weekendem przełknąłbym jakoś ale już totalny brak jakiegokolwiek pojęcia o tym jak porusza się po sklepie – zupełnie nie.
Ludzie chodzą złą stroną, zastawiają przejścia, wjeżdżają w wąskie przejścia totalnie je tarasując zamiast zostawić wózek gdzieś z boku tak by nie utrudniać innym życia i jeszcze gadają tam z kimś jaby to kawiarnia była zamiast odejsć na rozmowe gdzies na bok. Ogólnie ludzie w sklepie sa takimi samotnymi wyspami i reszta nie istnieje. Czasem do tego stopnia, że wręcz taranują cię swoim wózkiem. To tutaj upatrywałbym przyczyn tego co dzieje się przed długim weeendem. Savoir-vivre to dla nich chyba nazwa sałatki :C
Zawsze przed świętami (w grudniu) bawię się w obserwowanie ludzi w sklepach. W oczach mają wkurw, agresję, poziom stresu pod sufitem, małżeństwa skaczą sobie do gardeł bo jedno chce kupić zgrzewkę groszku bo w promocji a drugie stuka się w głowę. Polują na produkty jakby miał być koniec świata. Z głośników w sklepie leci Jingle Bells co by nastroić klientelę świątecznie. Potem jedzenie ląduje w śmietnikach a Polacy wciągają suplementy na wątrobę i inne gazy.
12 Responses
Autorko, ubóstwiam Cię!
Kłaniam się nisko 🙂
To Wy się w tej Warszawce dobrze macie. W takich mniejszych miejscowościach, to np. już w środę nie dało się wejść do miejscowych marketów, bo ludzi pod sufit.
Jest film “Wycieczkowicze”, oglądałam już chyba ze 3 razy, a nawet nie wiedziałam, że jest książka :p
Tekst prawdziwy i chyba nie da się u nas inaczej. Ciekawe, ile z tych upolowanych zapasów ląduje potem na śmietnikach…
Jest. Na podstawie książek Viewegha nakręcono kilka filmów – wszystkie oglądałam, wszystkie dobre. Książki też 🙂
Ja niestety przed długim weekendem zawsze jestem na tym etapie, że jak wchodzę to już nic nie ma 🙁 🙁 🙁
Been there- done that!
Magda- MISZCZ! :DD
veni vidi vici !
Ja już powoli jestem na etapie rozwiązań w stylu “kastet, kaptur, kurwa mać.” xD bo ja na ludzi w sklepach się wkurzam codziennie. Tam lecenie na promocje, stanie w kolejkach itd. ten cały ogrom chaosu tworzony przed długim weekendem przełknąłbym jakoś ale już totalny brak jakiegokolwiek pojęcia o tym jak porusza się po sklepie – zupełnie nie.
Ludzie chodzą złą stroną, zastawiają przejścia, wjeżdżają w wąskie przejścia totalnie je tarasując zamiast zostawić wózek gdzieś z boku tak by nie utrudniać innym życia i jeszcze gadają tam z kimś jaby to kawiarnia była zamiast odejsć na rozmowe gdzies na bok. Ogólnie ludzie w sklepie sa takimi samotnymi wyspami i reszta nie istnieje. Czasem do tego stopnia, że wręcz taranują cię swoim wózkiem. To tutaj upatrywałbym przyczyn tego co dzieje się przed długim weeendem. Savoir-vivre to dla nich chyba nazwa sałatki :C
dlatego zakupy robi się w małych osiedlowych sklepikach
Zawsze przed świętami (w grudniu) bawię się w obserwowanie ludzi w sklepach. W oczach mają wkurw, agresję, poziom stresu pod sufitem, małżeństwa skaczą sobie do gardeł bo jedno chce kupić zgrzewkę groszku bo w promocji a drugie stuka się w głowę. Polują na produkty jakby miał być koniec świata. Z głośników w sklepie leci Jingle Bells co by nastroić klientelę świątecznie. Potem jedzenie ląduje w śmietnikach a Polacy wciągają suplementy na wątrobę i inne gazy.
Racja!