Tu jest tak… O jej, jak ładnie. Tak słodko i instagramowo. Tak puci-puci, cukiereczku. Przyjeżdżają tu ładni ludzie ładnymi samochodami i jedzą ładne jedzenie. Przy czym to ładne jedzenie jest też smaczne, więc w całej tej ładności w sumie całkiem miło spędza się czas.
Nie mam nic przeciwko ładnym wnętrzom, wprost przeciwnie. W ładnym otoczeniu jedzenie smakuje lepiej. Może delikatnie pretensjonalny kelner to przypadek, a może pasuje do tej restauracji? Nie wiem. Istnieje też możliwość, że ten typ tak ma, bo pamiętam go z innego miejsca i zachowywał się dokładnie tak samo. Wiecie, niby ciężko coś konkretnego zarzucić, ale człowiek się zaczyna zastanawiać czy ta nie dość droga torebka to był właściwy ruch.
Jakoś mi było dziwnie, kiedy zamówiłam śniadanie firmowe, czyli Pink Lobster, do którego w zestawie jest kieliszek prosecco. Tak przynajmniej stoi w menu. A kelner na to czy na pewno to chcę razem z tym prosecco? Może na pierwszy rzut oka wyglądam na taką, co słabo czyta, czy coś?… Albo kiedy pytał czy smakuje właśnie w tym momencie, w którym miałam pełną buzię. Wiecie, niby takie detale, ale kij w dupie jest, więc ja bym chciała, żeby wszystko do tego kija pasowało. Za to pan ze szronem na skroniach, który obsługiwał sąsiedni stolik wydawał się super profesjonalny.
Wróćmy jednak do tego, co interesuje nas najbardziej. W sumie zamówiliśmy cztery śniadania, z czego jedno na wynos i to nie dla nas, więc na jego temat mam do powiedzenia tylko tyle, że było dobrze zapakowane, a pieczywo ciepłe. Pozostałe trzy zaprezentowały się nam następująco:
Pink Lobster, czyli śniadanie firmowe. W zestaw wchodzi tost homarem i awokado, domowy majonez, ikra z łososia, ciut zieleniny i kieliszek różowego wina musującego. Pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że rzeczywiście były tu kawałki homarzego mięsa w ilości większej, niże homeopatyczna. A nie a przykład paluszki krabowe, co w polskich realiach nie byłoby aż takie niemożliwe. Na uwagę zasługuje też znakomity domowy majonez i kilka kleksów z sosu z mango. Wino jednakowoż nie było różowe lecz białe, a ikrę z hodowlanego łososia w ogóle bym sobie darowała, bo ani to kawior, ani to dobre.
Dalej mamy śniadanie Zieleńca, a więc grzanki korzenne, awokado, wędzonego pstrąga, jajka poche i salsę z mango. Bardzo dobrym jest ten zestaw i wybraliśmy go głównie ze względu na wędzonego pstrąga. Jajeczka przygotowane w punkt, z idealnie wypływającym z nich żółteczkiem i pięknie współgrającym ze sobą oraz całą resztą zestawem awokado-pstrąg. Ładnie zagrały tu też kwaskowo-słodkie nuty salsy.
Na deser i do podziału zaordynowaliśmy pulchne, choć nieco zbite i suchawe pancakesy, którym jednak wydatnie pomogła godna ilość słodkiego, tłuściutkiego mascarpone i nieco owoców. Obiektywnie całkiem smacznie, więc zmietliśmy wszystko. A dla zdrowotności popiliśmy naprawdę dobrymi zielonymi koktajlami.
Warto zauważyć, że mają tu bardzo dobrą kawę, a wiem, że dla wielu osób to istotny element śniadania. Na przykład ja jestem taką osobą. Domowe (jak zakładam) cantuccini też cieszy. Zasmucił mnie natomiast brak w i tak krótkiej liście bąbelków cremanta na kieliszki. To znaczy jest, ale w niedzielę nie było.
Podsumowując: z chęcią wrócę, choć usiądę w rewirze pana ze szronem na skroniach. Homar na śniadanie to nie jest częsta rzecz w mieście stołecznym. A poza tym jest tu ładnie (lubię ładnie), adekwatnie do ładności drogawo, ale ja też jestem niebrzydka, więc jakoś się wkomponuję.
Magda
Info
www fb
ul. Żurawia 6/12, Warszawa
Szef kuchni: Jarosław Walczyk
Spodobał Ci się wpis? To super. Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz! 🙂