W tym tekście jest blisko pięćdziesiąt zdjęć. A to przecież nie wszystko, co zjadłam. Tak, pilnie odrobiłam zadanie domowe, a Wy macie piękną ściągę. Jest tu kilka miejsc polecanych przez wszystkich, są też takie, których nikt mi nie polecał, a okazały się hitem, więc ja polecam je Wam.
Hitem był też tajemniczy telefon, który odebrałam zaraz na początku pobytu na Mykonos. Otóż tajemniczy pan A., jak się okazało cichy przyjaciel bloga, w jakiś sposób dorwał mój numer telefonu i podzielił się bogatym doświadczeniem ze zjadania tej wyspy. Bardzo dziękuję i kilka rad tajemniczego pana A. znajdziecie poniżej.
Nie podaję adresów, wszystkie miejsca znajdziecie, gdy wpiszecie je w Google Maps, których i tak będziecie używać.
Rizes
Zaczynam od Rizes dlatego, że to był najlepszy posiłek w czasie całego naszego pobytu na Mykonos i nie ma takiej opcji, żeby Wam ten adres umknął. Bez dwóch zdań. Nie jest to jakoś polecane czy znane miejsce, więc czas to zmienić. Rizes jest w interiorze, trzeba dojechać samochodem. Przede wszystkim oprócz restauracji mają dużą farmę, więc wszystko, co trafi na Wasz stół będzie miejscowe. Mają swoje warzywa, nawet frytki robią z własnych ziemniaków, mają swoją jagnięcinę (gulasz jagnięcy – genialny!), sami robią kiełbasę. W ogóle wszystko robią sami. A te kwiaty cukinii wypakowane serem i masłem? Och, Bożeno! Kocham takie miejsca i jeśli obserwujecie mnie na instagramie, to widzieliście na stories jak tam jest pięknie. Spokojnie, cicho, cudownie smacznie. No i najlepsze tzatziki na całym tym wyjeździe. Rizes wymiata.
Apaggio (w Ornos)
Super miłe miejsce, nad samą wodą, ale nie przy plaży. To ważne, bo plaża w Ornos jest jedną z popularniejszych na wyspie, cała zastawiona leżakami, a z głośników sączy się nie aż taka znowu fajna muzyka. W Apaggio byliśmy dwa razy w ramach wieczornego spaceru, bo i smacznie, i spokojnie, i fenomenalnie miła obsługa. To tutaj jedliśmy (no dobra, ja jadłam, bobas odmówił) jeżowce, co uważam za gratkę. Trudno je spotkać w restauracjach, do tego musi być na nie sezon, więc miałam dużo szczęścia. A poza tym fenomenalne, delikatne jak masło smażone kalmary, świetna fava, feta pieczona w cieście filo też. Gdybyście tę ostatnią chcieli zrobić w domu, to przepis znajdziecie tutaj.
Joanna’s Nicos Place
Bardzo blisko Mykonos, ale jednak za miastem. Położona przy samej drodze łączącej Mykonos i Ornos, w którym się zatrzymaliśmy (opisywałam nasz piękny aparthotel tutaj). Warto wybrać się tutaj taksówką, bo jest problem z miejscami parkingowymi, a koszt to raptem kilka euro. Absolutnie fajna knajpka, do której schodzi się w dół po schodkach i natychmiast zapomina o bożym świecie, bo dalej już tylko stoliki, cień i plaża pod stopami i szum morza przed nosem. Świetne, świetne, uczciwe greckie jedzenie, znakomita tarama, wyborny kebab jagnięcy, cudownie delikatne i pełne smaku mule saganaki… Wszystko jest tu dobre i – co rzadkie na Mykonos – w zupełnie rozsądnych cenach.
Kiki’s Tavern
Mój borze szumiący, nie było osoby, która by mi tego miejsca nie polecała. Że koniecznie i że po prostu muszę. Wiedziałam, że są tu kolejki, więc wzięłam dzidziutka w samochód i pojechaliśmy punktualnie na 12:30, kiedy to się otwierają. Uwaga – już stała kolejka. My weszliśmy jeszcze w pierwszej turze, ale zajęliśmy ostatni stolik. Za to z najładniejszym widokiem. Bo widok i samo miejsce są naprawdę cudowne, ale obawiam się, że przegoniła je jego własna sława, bo jedzenie jest w porządku, ale nie zachwycające. Krąży też legenda, że nie mają prądu, Mają, mają, i terminal do płatności kartą też mają. A ceny… Za jedną mackę ośmiornicy trzeba zapłacić 25 euro. Trochę drogo, bo ośmiornica mogłaby być nieco bardziej miękka. Tak samo jak kotlet wieprzowy z grilla. A pomidory w sałatce greckiej mogłyby być nieco mniej wodniste. Za to grillowany bakłażan z dużą ilości pietruszki, szczypiorku i orzechów włoskich bardzo dobry. I teraz tak: rozumiem ogólne podniecenie tym miejscem, jest śliczne, cieszę się, że tam pojechaliśmy, ale raz w zupełności wystarczy. A Wy musicie zdecydować sami.
Jimmy’s Gyros (w Mykonos)
Miejsce – legenda. Ma trzydziestoletnią tradycję, jest to po prostu fast food i gyros jest tu rzeczywiście pyszny, tak samo jak bardzo dobre są tzatziki. Nie ma się co rozpisywać, generalnie Jimmy’s jest w sercu Chory, a więc tego pięknego starego miasta w Mykonos, które zobaczycie na wszystkich zdjęciach i jest dobrą opcją na szybki posiłek w trakcie spaceru.
Souvlak
Pozostając w fast foodowym klimacie… No jakież to jest zajebiście dobre jedzenie! Te souvlaki są przepyszne, o soczystym, delikatnym, brawurowo doprawionym mięsie, do tego cudna, aromatyczna cebula i pomidory, które smakują jak pomidory. A to tylko ładna, owszem, ale jednak przydrożna knajpka, nic bardzo wyrafinowanego. Ceny bardzo frontem do klienta, stąd żywi się tu sporo młodzieży. Koniecznie zamówcie tu też bougiourdi (na ten frykas przepis też już Wam wrzuciłam, o tutaj, obecnie jestem na etapie szukania idealnej, dostępnej powszechnie fety, aby Wam wychodziło jak w Grecji. I ja ją znajdę, zobaczycie). Souvlak – bardzo na tak!
Nikolas Tavern (k. Paradise Beach, przy Agia Anna)
Oj, baaardzo! Restaurację prowadzi trzecie pokolenie, specjalizują się w rybach, ale mają też swoje uprawy, skąd pochodzą warzywa. Jak ja szanuję takie miejsca! Są przy niewielkiej, kameralnej plaży i naprawdę robią kawał dobrej roboty. Bardzo Wam to miejsce polecam, jest uczciwe i świetnie karmi. Nie pomińcie sardynek z grilla, bo od tego oszaleć można, tak są pyszne. Jeśli zapragniecie homara, to żywe są w baseniku, można sobie wybrać, jest to tak generalnie bardzo dobry adres na ryby – te są naprawdę świeże. I do tego przyzwoite ceny. Prawdziwa grecka tawerna z sercem i od serca. Warto!
Tawerna Fokos (przy Fokos Beach)
Ciekawe miejsce, trochę jakby się czas zatrzymał, ale nie dlatego, że jest tu oldschoolowo, tylko jakby zastygł w bezruchu. Ten czas. Fakt, z wysokim sezonem minęliśmy się o włos – wysoki sezon właśnie lądował na wyspie, a my startowaliśmy, więc to wrażenie w lipcu może być ciut inne. Nie mniej jednak jest to pusta, piękna, szeroka plaża, w okolicy jest trochę willi na zboczach i ta jedna knajpa. Poza tym nic tu nie ma, powtarzam: nic tu nie ma. Trzeba też specjalnie tu dojechać. My wybraliśmy się na plażę w poszukiwaniu spokoju, ale jak doszło do mnie, że jesteśmy na tej plaży sami, obok jest jedna jedyna restauracja przy której stoi sporo samochodów, to pomyślałam, że po coś ci ludzie tu specjalnie przyjechali po tym szutrze, tak? No, tak! Piękny widok, smaczne jedzenie, weźcie dakos, tu są nie z fetą, lecz z pikantnym lokalnym serem. Też ciekawie. Ludzkie ceny i wspaniały widok.
Niko’s Tavern (w Mykonos)
Spora tawerna, ale nie w samym sercu Chory, trzeba pójść nieco w bok. Zjadłam tu bardzo dobre mule w sosie pomidorowym i generalnie potrafią w ryby, więc spokojnie możecie tu zjeść zwiedzając Mykonos. Wiadomo, że te wszystkie turystyczne miejscówki są naszpikowane pułapkami na głupich turystów. Ale my nie jesteśmy głupi i zręcznie omijamy wszystkie miny. Niko’s to też fajne miejsce żeby sobie po prostu posiedzieć przy winie, bo plac z którym sąsiaduje jest pusty i emanuje spokojem.
Kostantis (Ornos)
O tak o. Piszę o tym miejscu tylko dlatego, że jest szeroko polecane, a ja chcę żebyście mieli uczciwy obraz sytuacji i sami zdecydowali czy chcecie tam zjeść. Jest ładnie, współcześnie, generalnie miejsce dofinansowane, położone przy plaży i nastawione na turystów. I jedzenie też jest takie właśnie – kiepska sałatka grecka z wodnistymi pomidorami, niedoprawiona, niezbyt smaczna moussaka, przeciętna fava, przeciętne tzatziki (jak chcecie zrobić genialne tzatziki to przepis znajdziecie tutaj), i do tego bezsensownie drogo. Bo sensownie drogo jest wtedy, kiedy wychodzisz usatysfakcjonowany. Jedliśmy tu dwa razy, ponieważ mieliśmy to miejsce pod nosem, ale potem odkryliśmy Apaggio i już więcej nie wróciliśmy. Pomijam też niewybredne komentarze kelnerów. Ja nie wiem co to jest, że jak kobieta jest sama albo sama z dzieckiem, to niektórym mężczyznom wydaje się, że mogą sobie pozwalać. Pomogło dopiero wysyczane przez zaciśnięte zęby: “Jeszcze raz, to cię tak kopnę w dupę, że wylecisz na orbitę”. Oczywiście po polsku. Ach, jak jednak czasem ludzie rozumieją się nie rozumiejąc słów. Polecam to rozwiązanie wszystkim paniom, działa bez pudła niezależnie od szerokości geograficznej.
To Apomero (Ornos)
To miejsce znalazło się tu wyłącznie z dwóch powodów: fenomenalnego, dymnego, soczystego kebaba, który jest absolutnym marzeniem i kataifi na deser tak wypakowanego miodem i orzechami, że można oszaleć. Cała reszta do dupy, ceny relatywnie niskie, miła obsługa.
Gioras Wood Bakery (Mykonos)
Jedna z ostatnich piekarni na Cykladach z piecem opalanym drewnem. Wypijecie tu kawę, zjecie ciastko lub coś wytrawnego, albo zgarniecie coś do ręki i zjecie leniwie spacerując. Miejsce zdecydowanie z klimatem!
I scream (Mykonos)
Świetna, uczciwa lodziarnia, która pracuje na naturalnych składnikach i wyraźnie to czuć w smaku. A smaki raczej bezpieczne i zachowawcze, nie dostaniecie tu lodów pietruszkowych, ale za to pistacjowe są przepyszne.
Supermarket Flora (wyłącznie ten przy lotnisku)
To polecenie jest złotem, dostałam je od tajemniczego pana A., sympatyka bloga. Supermarketów tej sieci jest na wyspie sporo, ale ten przy lotnisku jest jeden, jedyny. Gdybym miała w Warszawie choć jeden tak zaopatrzony supermarket, to byłby to dla mnie wystarczający powód, aby zamieszkać w pobliżu. Wszytko tu jest. Czytajcie mi z ruchu ust: WSZYSTKO. I do tego ładnie, a w niektóre dni gra tu DJ i serwują drinki. Tak, w supermarkecie. Ach, Mykonos, jak ty się umiesz bawić!
Ufff, trochę tego wyszło. Oby poszło w cycki!
Magda
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!