Super nam się trafiło z tym hotelem. Choć to bardziej aparthotel, bo nie ma tu śniadań, ani restauracji. Ale jest tyle innych udogodnień, że nie sposób narzekać. Przede wszystkim lokalizacja jest idealna, jest cicho i kameralnie, a obsługa wymiata pod względem profesjonalizmu i uprzejmości. Miejsce absolutnie warte polecenia.

Ponieważ podróżuję z bobasem, to miałam kilka istotnych warunków. Przede wszystkim kuchnia, zamknięty, bezpieczny teren, bliskość do plaży i basen z łagodnym zejściem do wody. Kuchnia jest wyposażona doskonale, naprawdę niczego nam nie brakuje – jest piekarnik, wszelkie niezbędne utensylia, jest zmywarka, toster i wszystko co chcecie. Jest też pralka, co przy niemal dwutygodniowych wakacjach ma znaczenie. No i piguły do ekspresu czy zmywarki uzupełniane są na bieżąco, więc nie trzeba już pamiętać, aby jeszcze to kupić.

Mykonos nie jest najtańszym kierunkiem i muszę Wam to uczciwie napisać. Oczywiście wszystko się da taniej i da drożej, wille na wynajem za 100 tysięcy za tydzień nie są tutaj niczym nadzwyczajnym, ale są też opcje bardziej przystające do rzeczywistości. Przynajmniej tej rzeczywistości, która dotyczy kraju w środku E-u-ro-py.

Apartamentów jest w tym niewielkim kompleksie zaledwie dwanaście, wszystkie utrzymane w tym charakterystycznym, cykladzkim klimacie, wrażenie kameralności podbija fakt, że sezon się jeszcze nie rozkręcił i zajętych apartamentów jest zaledwie kilka. Ludzie się właściwie mijają, więc zwykle basen mamy cały dla siebie. A to fajne, bo chciałam bobasa zacząć uczyć pływać. I po wstępnym BHP związanym z wodą kupiłam mu rękawki. Drugiego dnia w rękawkach śmigał już niemal sam, ja go tylko bezpiecznie asekurowałam płynąc obok. Teraz sam chce na głęboką wodę i naprawdę pływa! (Zaś matka jak cień obok ;)) A jak ma ochotę się tylko pochlapać, to wchodzi sobie na płyciznę i się po prostu bawi. Jestem z niego naprawdę dumna.

Do plaży mamy tak na oko 100 metrów, ale może kłamię i jest bliżej. Nasz hotelik jest w drugiej linii zabudowy i morze widać z górnego tarasu, na który wychodzi się z jednej z dwóch sypialni. Na tyle, na ile zauważyłam każdy z tych apartamentów jest urządzony nieco inaczej, co też uważam za bardzo fajne. Z każdego wychodzi się wprost na basen.

W cenie jest odbiór z lotniska, co jest miłe. W ogóle obsługa jest tu pierwszorzędna – zamawiają nam taksówki, gdy chcemy pojechać na kolację lub do Mykonos, gdy wynajmowałam samochód zrobiłam to również przez nich, bo dostałam taką samą cenę, jaką proponowano mi w wypożyczalniach w miasteczku (60 eur/dzień za Fiata 500; z fotelikiem dla dziecka).

Villa del sol jest w Ornos, nie w Mykonos, co uważam za strategicznie bardzo dobry wybór. Nie chciałam być w zatłoczonym miasteczku, ale chciałam mieć dostęp do sklepów wiedząc, że częściowo będę dla nas gotować. Ornos to taki stan pośredni – jest tu piekarnia, dwa supermarkety, sklep mięsny, cukiernia, kilka kawiarni i kilka restauracji. Dla nas dość. Obsługa hotelu jest na tyle mila, że gdy przyjechaliśmy i musiałam nam zrobić jakieś zaopatrzenie (a wiecie, zgrzewka wody, torba z zakupami i dziecko na rękach to jest wyzwanie dla siłacza), to zorganizowali nam podwózkę z supermarketu z zapasem wody na dwa tygodnie i w ogóle zapasami wszystkiego. Tak o, za free. Fajnie, to jest właśnie Grecja.

Cóż więcej? Apartamenty są sprzątane codziennie (na wysoki połysk) wraz ze zmianą pościeli, wymianą ręczników kąpielowych i plażowych, zaś na plażę, i to jedną z najbardziej znanych na wyspie, mamy minutę, do Mykonos dziesięć samochodem. Jest tu gdzie zjeść, jest gdzie odpocząć. O knajpach i miejscach wartych zobaczenia będę Wam pisała osobne posty, żebyście wszystko mieli jakoś sensownie zebrane w jednym miejscu.

Mykonos jest malutką wyspą, ale konieczny jest tu samochód. Czasem nawigacja prowadzi wąskimi, krętymi dróżkami przez góry, więc raczej rekomenduję osobom, które swobodnie czują się za kierownicą. Ale warto, bo wynalazłam tu kilka totalnie nieimprezowych, pustych plaż. Tyle, że bez samochodu tam nie dotrzecie.

No i co? Plaża – basen – obiad – basen – plaża – kolacja – sen – wycieczka – plaża – powtórz. My po prostu zabraliśmy się na wakacje po ostatnim półroczu, które było… Ech, szkoda gadać. Może innym razem, bo moje życie to ostatnio scenariusz na film z dreszczykiem. To są te wszystkie historie, o których nigdy Wam nie opowiadałam. Ale może napiszę o tym książkę wcale-nie-kulinarną? Materiału mam potąd. Albo nawet więcej.

Niżej zostawiam Wam link do hotelu. Jest super miejscem i dla rodzin z dziećmi, i dla par, i dla grup znajomych, bo wszystko tu jest w punkt: lokalizacja, infrastruktura, wyposażenie apartamentów, dostęp do wszystkiego co niezbędne, bliskość plaży i restauracji. Takie pełne 5/5.

Link do hotelu znajdziecie tutaj.

Polecam,

Magda G. 🙂

Spodobał Ci się wpis? To super 🙂 Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!