Od razu Wam piszę, że warto tu mieć rezerwację, bo nie tylko ja zwęszyłam, że fajnie karmią. Na samym wjeździe do Kuźnicy, z pysznym widokiem, tarasem i super miłą obsługą. Bardzo fajnie się w tej luce w pandemii dzieje, naprawdę. Trzymam kciuki za wszystkich, którzy trwają na posterunku i starają się robić to jak najlepiej.
Bez zbędnego przedłużania: menu jest ciekawie podane, bo w formie… gazety. Podczas czekania na zamówienie można poczytać, albo zachwycić się widokiem na Zatokę czyli Małe Morze w helskiej nomenklaturze. Pro tip: jest tutaj bardzo długo bardzo płytko, a dno piaszczyste, więc to może być super miejsce na kąpiel z progeniturą.
Z ciekawostek, w menu znajdziecie taką pozycję jak “kosz piknikowy”, który możecie zabrać na plażę, a w nim same łakocie: matijas na trzy sposoby, pasta z makreli, kawałki wędzonej ryby, hummus, oliwki, ser, sosy, winogrona, lemoniada czy butelka wina. Uważam, że to znakomity pomysł.
Z przystawek zdecydowaliśmy się (bardziej ja, bo Bobas jeszcze nie dyskutuje z moimi wyborami) na matijasa klasycznie w oleju i w wersji ze śmietaną. Obie wersje wyborne, do tego podane z przepysznym domowym chlebem, który pachnie tak jak smakuje, a smakuje tak jak pachnie.
Jak zobaczyłam, że mają w menu belonę, to nie zastanawiałam się ani chwili. I tu jednak małe rozczarowanie. Co prawda już jest po sezonie na tę rybę, ale podają ją marynowaną w occie. I cóż, jest mało wyraźna, żeby nie powiedzieć: mdła. Trochę szkoda, bo belona to coś ekstra, co rzadko się spotyka w menus, więc pokładałam w niej duże nadzieje.
Podobnie chłodnik z ogórka – to tak delikatna w smaku zupa, że ocierająca się o nijakość. Sprawę jednak ratował naprawdę pierwszorzędny wędzony pstrąg. I sól. Dużo soli.
Ale za to fish & chips… No, klasa. Doskonale soczysty, rozpadający się na płatki dorsz otoczony chrupką, niezbyt tłustą panierką, do tego sos aioli i smaczne frytki. Tak, na dorsza warto. I na pyszną lemoniadę, taką prawdziwą, nie z syropem o niewiadomym składzie.
Przepraszam, że nie zrobiłam zdjęcia rachunku, czasem o tym zapominam. Ceny wyglądają tak: przystawki od 18 do 42 zł, zupy od 19 do 29 zł, dania rybne od 26 do 43 zł, cały homar z grilla 140 zł, dania mięsne od 34 do 58 zł.
W menu jest trochę miks wszystkiego – i smaków śródziemnomorskich, i włoskich (carbonara, gnocchi), i polskie, nadmorskie akcenty. Taka swoboda i dowolność. Nie mam nic przeciwko niej i chętnie wrócę na mule czy rosół z trzech mięs.